Moroz: Do teatru na grzybobranie. Jesteś za?
Skrzydelski: Za? Mało powiedziane. Grzyby to właśnie ten temat, którego na scenach współczesnych brakowało najbardziej. Podobno jeden gigant teatru flamandzkiego ostatnio planował wystawienie megaprodukcji mykoznawczej w paryskim Odeonie, ale zrezygnował, gdy tylko się dowiedział, że Weronika Szczawińska pracuje nad podobnym scenariuszem. Zatem sprawa wydaje się nad wyraz prestiżowa.
Moroz: Ale czy na pewno mówimy o grzybach, takich jak maślaki i rydze? Używamy trochę mylącego tropu, bo czytelnicy gotowi zaraz pomyśleć o słynnej scenie z „Pana Tadeusza”. Tymczasem Szczawińskiej i Piotrowi Wawrowi juniorowi w Teatrze Powszechnym nie chodzi o zbieranie borowików i panienek, mimo że bohaterowie przedstawienia przyjmują grzybowe imiona na czas psychoterapii, w której uczestniczą. A zatem przede wszystkim idzie o grzyby nieco inne, jednak te znane z przyrody także są istotne.
Skrzydelski: Robi się ciekawie. Na pewno ciekawiej niż na scenie.
Moroz: Seans zażywania grzybów halucynogennych to niewiele?
Skrzydelski: Przepraszam, lecz bywają sytuacje, kiedy jest mi wszystko jedno.