- Marzy mi się teatr, który spekuluje o przyszłości i próbuje pisać najbardziej zaskakujące, utopijne scenariusze na przyszłość - mówi Jakub Skrzywanek, który od września pełni obowiązki dyrektora artystycznego Starego Teatru. Jaką widzi przyszłość krakowskiej narodowej sceny? Czy praca z jej legendarnym zespołem stanowi dla reżysera wyzwanie? Z Jakubem Skrzywankiem rozmawia Anna Piątkowska w „Dzienniku Polskim”.
Wyrwałam pana z pracy nad „Zamachem na Narodowy Stary Teatr”… Jaki zamach pan planuje?
Taki, który być może jest w stanie uwolnić nas od lęku. Zamach na rzeczywistość, która nas przeraża. W takim kontekście zadajemy sobie pytanie o to, czy jesteśmy w stanie uwierzyć w niczym nieskrępowane marzenie, które sprawi, że zaczniemy się mniej bać.
Znając pana wcześniejsze realizacje, rozumiem, że to będzie teatr, który dotyka tu i teraz?
Właśnie nie, to będzie teatr, który będzie dotykał przyszłości. Rzeczywiście przez kilka ostatnich lat wierzyłem w taką formę sceniczną, która jest przestrzenią do tego, by próbować dociekać, jaka jest prawda. Wierzyłem, że skoro rzeczywistością włada narracja – a tak jest, szczególnie w tym kraju, gdzie rzeczywistość interesuje nas nieporównanie mniej niż narracja - takie filozoficzne, ale też praktyczne dociekanie tego, jaka jest prawda, było interesujące. Teraz chcę spróbować czegoś innego.
No właśnie, użył pan czasu przeszłego...
Ponieważ dla mnie to jest nowe otwarcie. To druga w moim życiu przerwa roczna od reżyserowania, w ogóle w ostatnich dwóch latach trochę mniej pracowałem. Pierwsza tak długa przerwa zaowocowała wykształceniem formy rekonstrukcji. Wtedy odkryłem, że teatr może być pewnego rodzaju narzędziem dociekania prawdy. Cokolwiek ona znaczy, bo prawda w teatrze nie jest najważniejsza, ale takie filozoficzne dociekanie było dla mnie interesujące i bardzo dobrze działało. Ta przerwa, która teraz mi się przytrafiła zaowocowała inną perspektywą. Marzy mi się teatr, który spekuluje o przyszłości i próbuje pisać najbardziej zaskakujące, utopijne scenariusze na przyszłość. Marzenia i marzenie w ogóle to dziś najbardziej polityczna rzecz, jaką możemy uprawiać. Bardzo odważna. W świecie, w którym najmocniej marzą ci, z którymi albo się nie zgadzam, albo których się boję, w którym większość społeczeństwa boi się marzyć, a to, co się wydarza, jest bardzo reaktywne, chciałbym powiedzieć: wszyscy możemy być wizjonerami i wizjonerkami. Wszyscy możemy marzyć i walczyć o marzenia. Chciałbym, żeby o tej sile mówiła moja sztuka, ale także Narodowy Stary Teatr.
Odnosząc się do tytułu, chyba nie będzie przesady w stwierdzeniu, że jakiś czas temu odbył się swego rodzaju zamach i na ten teatr, i na polski teatr w ogóle. Wydaje mi się, że pan i pani Dorota Ignatjew jesteście w trudnym położeniu, ponieważ my, widzowie mamy duże oczekiwania związane z tym, by ta scena znów miała taką rangę jak przed tym zamachem. Czy takie oczekiwania są czymś, co motywuje, czy przeciwnie?
Myślę, że w gruncie rzeczy to pytanie o odwagę. Rzeczywiście nasze przyjście tutaj jest wynikiem pierwszego od wielu lat otwartego konkursu i, oczywiście, wymagało bardzo wiele odwagi, żeby do tego konkursu stanąć, co widzieliśmy od kulis, niewiele osób chciało się zmierzyć z tak wielkim wyzwaniem, jakim jest dzisiaj poprowadzenie Narodowego Starego Teatru. Sceny absolutnie fundamentalnej, jeśli chodzi o miejsce w historii polskiego teatru i miejsce w Krakowie. Sceny, bez której w ogóle polski teatr znaczyłby dużo mniej. Przede wszystkim podziwiam panią dyrektor Dorotę Ignatjew, bo trzeba mieć odwagę, żeby stanąć na czele tego teatru.
Ale przecież pan także powiedział: wchodzę w to.
Tak, ale nie miałbym odwagi, żeby stanąć jako dyrektor naczelny na czele tak ważnej instytucji zatrudniającej niemal dwieście osób. To jest wielka rzecz. Ale rzeczywiście, znaleźliśmy odwagę, żeby wejść do tego miejsca i powiedzieć, że chcemy się z tym zmierzyć. To jest dla nas ważne. Polski teatr jest dla nas ważny. Uważam, że dzisiaj polską racją stanu jest rozwój polskiej kultury, jej odbudowanie. To się nie wydarzy bez bardzo silnego teatru narodowego, polskiego ośrodka europejskiego. I mierzymy się z tym. Dopiero zaczynamy tę pracę, to okres poznawania się, wchodzenia do instytucji. Jesteśmy po pierwszej, w pełni wyprodukowanej przez nas, premierze. Najbliższe miesiące pokażą owoce naszej pracy. To, co robimy i co planujemy, to duże ingerencje w system nie tylko tego teatru, ale także miasta i jego kultury. Nie bez powodu ten "zamach", który reżyseruję w spektaklu, odbywa się w ramach premiery „Wyzwolenia”. W tym miejscu to wiele znaczy, i mówiąc to, mam na myśli przede wszystkim spektakl Konrada Swinarskiego, ale też „Wyzwolenie” jako tekst ważny dla Krakowa i tego teatru. Kiedy ze sceny padają słowa: „Strójcie mi, strójcie, narodową scenę”, dla mnie oznaczają one wyzwanie, wejście w dialog z tym miejscem i jako reżysera, i jako dyrektora artystycznego. To także wyzwanie związane z tym, o czym pani mówiła – tak, czujemy tę presję i oczekiwania, i są one ekscytujące.
Jak pan myśli, czemu było tak nikłe zainteresowanie konkursem, do którego stanęliście jedynie pan i Dorota Ignatjew oraz Bartosz Szydłowski?
Nie sądzę, że to było nikłe zainteresowanie. Czuję, że było ogromne zainteresowanie – to był pierwszy konkurs ministerialny, co też pokazuje rangę tej zmiany i tego jak pilna była do przeprowadzenia. I to chyba jest odpowiedź. Równolegle odbywał się konkurs w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, gdzie było kilkunastu kandydatów, więc to nie jest tak, że nikt nie chce być w Polsce dyrektorem/dyrektorką. Chociaż sądzę, że coraz mniej osób o tym myśli, bo to gigantyczna odpowiedzialność i bardzo trudne zadanie, szczególnie w momencie tak dramatycznych cięć finansowych, które dotykają kulturę. Trzeba było w sobie znaleźć rodzaj odwagi, żeby powiedzieć, że jest się gotowym stanąć na czele tego zespołu. Mówiąc szczerze, gdyby nie to, że zgłosiła się do nas część zespołu tego teatru, nigdy bym nie wpadł na to, by stanąć do konkursu. Tylko w takim wariancie, kiedy odbyłem kilka bardzo szczerych, ważnych rozmów, czy to na pewno jest dobry pomysł, podczas których byłem przekonywany, podjąłem się tego zadania. Sam nie podjąłbym tej decyzji.
Przez lata Stary Teatr był – mówię nie tylko w swoim imieniu – sceną pierwszego wyboru, gdzie było miejsce na ważne pytania, ale i eksperyment. Z jednej strony w ostatnich latach ta siła Starego Teatru słabła, a jednocześnie w Krakowie udało się zbudować inne znaczące sceny: Teatr Słowackiego, Łaźnię Nową, Teatr Nowy Proxima. Z drugiej strony, za każdym razem, kiedy w repertuarze pojawia się „Wesele” Jana Klaty trudno o bilety, co też trochę mówi o oczekiwaniach publiczności.
Muszę zaprotestować przeciwko określeniu, że Stary Teatr słabł. Uważam, że jest nieprawdziwe. Moim zdaniem, on się nie mógł w pełni wydarzyć, ponieważ nie miał takiej możliwości. Był spętany. Sytuacja polityczna nie pozwalała na pełną wolność artystyczną, która jest fundamentem aktu twórczego. Dlatego zaczynamy „Wyzwoleniem” Wyspiańskiego podczas „Zamachu na Narodowy Stary Teatr”, ponieważ musimy się wyzwolić, musimy się odważyć. Natomiast jeśli chodzi o repertuar, Stary Teatr to przede wszystkim teatr bardzo różnorodny i takim pozostanie. Ma do spełnienia pewną misję, także podejmowania swego rodzaju dialogu narodowego i społecznego. Myślę, że zarówno mój spektakl czy wspomniane „Wesele” Jana Klaty taką funkcję będą spełniały, ale ten teatr zawsze był otwarty na poszukiwanie. Zamykamy właśnie rok bilansowy, więc mogę przywołać dane, które mówią, że frekwencyjnie Stary Teatr osiąga niemal stuprocentowy wynik. Dane pokazują, że w trzecim i czwartym kwartale wynik finansowy był wyższy niż założony przez poprzednią dyrekcję. To nas bardzo cieszy i odbieramy to jako kredyt zaufania od widzów i widzek, ale muszę stanąć też w obronie zespołu, dla którego ostatnie lata na pewno były trudne. Pewnego rodzaju autorytarne akty odebrania teatru zespołowi, a przede wszystkim widzom i widzkom, próby siłowego umieszczania pewnych osób w teatrze nigdy nie kończą się dobrze dla żadnej instytucji, ale jak spojrzymy na ostatnie sezony teatralne, to tutaj powstawały spektakle, które najczęściej pojawiały się na polskich festiwalach teatralnych i otrzymywały mnóstwo nagród. Narodowy Stary Teatr miał pewne trudności, ale nadal posiadał w repertuarze najbardziej nagradzane spektakle w Polsce. I to się nie zmienia. Musimy ten teatr odzyskać w pewnej opowieści o nim, umocnić przekonanie, że należy do wszystkich i każdy może się tu czuć bezpieczny, a nieskrępowany, wolny akt tworzenia będzie tym, co stanie się reprezentatywne dla tej instytucji. To jest główna praca, którą powinniśmy wykonać. Ja rozumiem swoją rolę w kategoriach ochroniarza, który będzie bronił tego zespołu, artystów i artystek, żeby mogli tworzyć najbardziej nieskrępowane i odważne projekty, na które Kraków i polski teatr zasługują.
To jest fundament Narodowego Starego Teatru, dla nas coś absolutnie ważnego, co też odzwierciedla nasz program. Jestem w pierwszym tygodniu prób, pierwszy raz pracuję z tym zespołem i to spotkanie przerasta moje wszelkie oczekiwania. Wiadomo, że ten zespół jest legendarny. Wiadomo, że jego etos, zgranie i umiejętności są legendą polskiego teatru, ale kiedy jako reżyser wchodzę na próbę i spotykam się z tym zespołem, to mam świadomość czegoś absolutnie wyjątkowego. Uważam, że ten zespół potrzebuje niesamowitych wyzwań, odważnych decyzji repertuarowych i różnorodnych propozycji, które pozwolą ukazać ogromną skalę umiejętności aktorów i aktorek, ich doskonały warsztat. Stąd mamy eseje biograficzne takie jak „Nieustraszona miłość Eve Adams”, poszukiwania formalne z pogranicza sztuk wizualnych jak „Ziemia jest płaska”, niesamowicie przejmujący, psychologiczny teatr, jaki zaproponował Luk Perceval, ale też poszukiwania, które zapowiada Ania Obszańska czy mój spektakl, żeby zakończyć Bergmanem Kasi Minkowskiej. To jest tak szeroki wachlarz, jakiego trudno szukać dziś w polskim teatrze. Mamy cztery sceny, niemal 60 osób w zespole aktorskim i jesteśmy teatrem narodowym, czyli dla wszystkich – każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Ze spektaklu, który otworzył sezon – „Ziemia jest płaska” nie wyszłam tylko dlatego, że siedziałam w środku rzędu. Powiedziałabym, że to nie najlepszy wybór na tytuł otwierający kadencję, choć wiem, że to spadek po poprzednikach. Rozumiem, że to właśnie ta różnorodność.
Nie jest moją rolą publiczne ocenianie wartości artystycznej powstających dzieł. Wspomina pani spektakl, który nie został wybrany przez nas, otwieraliśmy jedynie premierę, ale chcę to podkreślić – jest spektaklem wyjątkowym, budzi ogromne zainteresowanie międzynarodowe. Pewnie gdybym był w pełni odpowiedzialny za tę premierę od początku do końca, wykonałbym gigantyczną pracę, żeby opowiedzieć widzom i widzkom, z czego bierze się i na czym polega język tego przedstawienia, opowiedzieć, jak się można mierzyć z jego formą i dlaczego ona może być dla kogoś wartością. Z punktu widzenia dyrektora, była to premiera absolutnie wartościowa, bo wprowadzająca inny język, ucząca nas jako zespół, jak z nim pracować, jak o nim opowiadać i jakie budzi emocje. A budzi bardzo duże emocje. I to jest dla mnie ciekawe. To propozycja z pogranicza sztuk wizualnych, która w ramach swojej polityczności mnie nie szokuje w żaden sposób, bo uważam, że polski teatr, akurat jeśli chodzi o polityczność, wypracował bardzo silne narzędzia i to od nas zagraniczni twórcy i twórczynie mogą się uczyć tego, jak dzisiaj opowiadać o współczesności. Z ciekawością przyglądam się, kiedy niemiecki reżyser przyjeżdża do Polski i próbuje coś o Polsce opowiedzieć. Czy to jest trafne, czy nie, każdy sobie może sam odpowiedzieć. Z perspektywy doświadczenia uważam, że w postaci tego spektaklu dostaliśmy prezent od poprzedniej dyrekcji, ale muszę również podkreślić, że my przygotowaliśmy coś zupełnie innego w naszym programie.
Jak się pracuje z wybitnym zespołem, w którym co aktor to indywidualność?
Wspaniale się pracuje! Już na pierwszych próbach spektakl „obróciliśmy do góry nogami” kilka razy i jest to wspaniałe doświadczenie. Oczywiście wcześniej już pracowałem ze znakomitymi zespołami w Polsce, jestem dumny i szczęśliwy z tego, czego dokonałem w Szczecinie, i absolutnie nie chcę wartościować tych doświadczeń, ale mogę powiedzieć, że praca z tym zespołem jest wielkim wyzwaniem. Zdaję sobie sprawę z tego, jak trudne może być mierzenie się z nim. Tak wysoko postawionej poprzeczki ze strony zespołu już dawno nie miałem.
A ta sławetna legenda Starego Teatru, jej wielkich twórców jest wyczuwalna, z tym też trzeba się mierzyć?
Myślę, że to się tu wyczuwa, ale ja bałem się właściwie czegoś innego, że ten teatr żyje przeszłością. Okazuje się jednak, że jest on bardzo głodny przyszłości. To również stanowi o jego sile. Gdyby Narodowy Stary Teatr i jego zespół zadowolili się tym, co spotkało ich w przeszłości, to byłby ich koniec. Ten głód i wyzwanie, a także fakt, że ministerstwo zdecydowało się na odważny krok – mam na myśli nasz tandem – świadczy o tym, jak ważne dla tej instytucji jest poszukiwanie. Chyba żaden inny zespół w Polsce nie odkrył tak wiele dla polskiego teatru, poprzez wielkich reżyserów i reżyserki. Czuję to w sali prób, gdzie spotykam się z aktorami i aktorkami Jerzego Jarockiego, Krystiana Lupy, Anny Smolar, Jana Klaty, w pewien sposób też Konrada Swinarskiego. To jest niesamowite, ponieważ są to osoby, które naprawdę rozumieją, na czym polega robienie teatru w różnych językach. I to jest wspaniałe.
Świetnych twórców i zespoły aktorskie mają też inne krakowskie teatry, widzi pan jakąś płaszczyznę współpracy, by przy pozytywnej konkurencji tworzyć wspólną jakość teatralną miasta?
Powrót do Krakowa, w którym co teatr to złoto, jest dla mnie czymś niezwykłym. W pierwszych dwóch miesiącach zobaczyłem tu już kilkanaście premier i z wielką radością obserwowałem to, jak różnorodne są to sceny. To, jak Kraków żyje teatrem jest ewenementem. Pochodzę z innego miasta, w ostatnich latach żyłem w jeszcze innych polskich miastach i mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nie ma takiego drugiego miejsca w tym kraju, a i w całej Europie jest ich niewiele, co usłyszeliśmy podczas festiwalu Boska Komedia od zagranicznych twórców. Teatr to jest krakowska rzecz – tak mogę opowiedzieć o fenomenie Starego Teatru i Krakowa. Dyrektor Ignatjew często cytuje prof. Raszewskiego, że „literatura z Warszawy, a teatr z Krakowa”. Uważam, że Kraków pod względem literatury ma bardzo dobrą pozycję, ale zdecydowanie teatr to krakowska rzecz, o czym świadczy dzisiejsza pozycja krakowskich teatrów. Jeśli chodzi o współpracę, zazwyczaj uczestniczyłem w Boskiej Komedii jako twórca prezentowanych spektakli, w tym roku na zaproszenie również jako dyrektor Narodowego Starego Teatru. To było dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem – móc być częścią tak istotnego wydarzenia dla polskiego teatru jako przedstawiciel instytucji.To wszystko, co wnoszą te różnorodne zespoły teatralne do DNA miasta i polskiej kultury, jest wspaniałe i niezwykle ważne. Mam nadzieję, że jako Stary Teatr będziemy za tym nadążać i wnosić coś od siebie.
Powiedział pan, że to scena, na której każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Myślę, że bilet dostępny to gest, który wiele znaczy w tej kwestii.
Polski teatr publiczny został stworzony 260 lat temu niemal jako fundament reform Rzeczypospolitej. Wizja ostatniego króla polski była taka, że jeśli mamy zmienić ten kraj, jeśli mamy go uratować, to przez edukację i kulturę. I tak powstał teatr, cytując konstytucję Stanów Zjednoczonych, „by the people, for the people”. Jeśli rozumiemy, czym naprawdę jest teatr narodowy w Polsce – a mamy je dwa – i w ogóle czym jest idea teatru publicznego, to musimy wymyślić sposób, żeby te instytucje dobrze funkcjonowały, ale oprócz tego mamy też etyczną odpowiedzialność wobec społeczeństwa, które powinno mieć szansę się do tego teatru dostać. Obiecuję, że tak będzie. Jedną z takich możliwości jest bilet dostępny, czyli pula biletów za złotówkę, do której widzowie mają dostęp co miesiąc. Nie pytamy, dlaczego ktoś po taki bilet przychodzi i nie sprawdzamy, czy może z niego skorzystać. Wierzymy naszej publiczności. Jako jedna z pierwszych zgłosiła się do nas grupa osób z ośrodków opiekuńczych, wchodzących właśnie w pełnoletniość. Dla mnie było to bardzo poruszające doświadczenie, gest mówiący o tym, że te osoby chcą uczestniczyć w życiu społeczeństwa, kulturze – po to jest ten teatr. Szczerze mówiąc, nie oczekiwałem, że o tym prostym rozwiązaniu zrobi się tak głośno, że będzie miało aż takie znaczenie, ale bardzo się z tego cieszę. Pozwolę sobie zacytować słowa Radosława Krzyżowskiego, wypowiedziane podczas debaty na Boskiej Komedii, że czasem ma ochotę stanąć na scenie i powiedzieć widzowi: „obchodzisz mnie”. Chcemy powiedzieć naszym widzom: „obchodzicie nas”.
A czego by pan sobie i temu teatrowi życzył?
Mam trzy życzenia. Pierwsze, żebyśmy więcej marzyli. Marzenie jest dla mnie bardzo ważnym konceptem artystycznym, napędza mnie i mam nadzieję, że będzie napędzać ten teatr i nas wszystkich. Drugie, żebyśmy wszyscy byli bezpieczni i żebyśmy to czuli i się nie bali. A na koniec: jestem pewny, że w tym roku popełniamy mnóstwo błędów na różnych polach, ale przez to, że pozwolimy sobie je popełniać, odkryjemy mnóstwo piękna dla naszych widzów i widzek. Mam nadzieję, że pomimo tych błędów, to piękno, które my odnajdziemy i które w nas zobaczą, pokochają. Tego sobie życzę.
***
Jakub Skrzywanek jest reżyserem, autorem scenariuszy teatralnych, twórcą instalacji performatywnych. Absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu AST w Krakowie, Filologii Polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim oraz kursu DOKPRO w Mistrzowskiej Szkole Wajdy. W latach 2022 - 2024 był zastępcą dyrektora do spraw artystycznych w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Jest laureatem najważniejszych nagród teatralnych.