EN

29.10.2021, 09:17 Wersja do druku

Teatr snów

Dwa Teatry Kukuły naznaczone są jego intuicją i wiernością. Wiernością idei radia, którą rozwijał od wielu lat – radia wspartego na literaturze, z nadzieją na norwidowskie ocalenie poezji i dobroci -  o słuchowisku w reżyserii Janusza Kukuły pisze Janusz Łastowiecki.

Janusz Kukuła, fot. Arkadiusz Ławrywianiec

Sporo czasu minęło od mojego ostatniego tekstu poświęconego słuchowisku. Mijały miesiące, a ręka odpadała od klawiatury. Pandemia, zraniony puls życia. Zawirowania personalne w obrębie mediów publicznych i poczucie jałowości. Niemoc. To była bolesna niemoc. Tyle tekstów napisanych niegdyś o słuchowisku. I nic. Być może nie było utworu, który uruchomiłby we mnie potrzebę pisania na nowo o tej „wielkiej wspólnocie osobnych”. Słowa przyszły teraz. Wszystko się otworzyło na nowo po przesłuchaniu Dwóch teatrów Jerzego Szaniawskiego w reżyserii Janusza Kukuły. Premiera tego utworu odbyła się niemal równolegle z otwarciem Muzeum Teatru Polskiego Radia – Muzeum Słów i Głosów w Baranowie Sandomierskim. Te dwa fakty przyszły do mnie w blasku nocnego księżyca, gdy wybrzmiały ostatnie sekundy słuchowiska. Pomyślałem sobie wtedy: opisz to, co czujesz. Opiszę, bo czuję wiele – odpowiedziałem.

Jerzy Szaniawski napisał Dwa teatry w 1946 roku. Minęło 65 lat. Pamiętam, jak podczas jednej z rozmów na katowickich „Interpretacjach”, zapytałem Janusza Kukułę o największe marzenie realizacyjne. Odpowiedź była właśnie taka: Dwa teatry. Przypomnijmy pokrótce, o czym napisał Szaniawski. Jest to na poziomie pierwszego aktu opowieść o dyrektorze Teatru Małe Zwierciadło, który trzymał się prostych i przewidywalnych zasad artystycznych. Należało do nich przekonanie, że kawa na scenie ma mieć taki zapach, jak prawdziwa kawa. Widzowie tego teatru (często używa się tu pojęcia: gromada) muszą zobaczyć na scenie taki świat, który ma zaoferować fabularne prawdopodobieństwo, empirycznie bezpieczne i skończone w odpowiednim momencie. To, co dzieje się na scenie musi mieć więc swoje trzy wymiary i granicę („jest ziemią i przepojone jej magnesem”). Granicę, którą uporczywie i latami wyznacza dyrektor – postać nie tak jednowymiarowa jak jego teatr, rozciągnięta między codziennością Małego Zwierciadła i sennikiem, w którym spisuje sny swoich towarzyszy życia – m.in. służącej Laury i woźnego Matkowskiego. Dyrektor czyta te sny wedle naukowego klucza, zwraca uwagę na kolory i kształty obecne w wyśnionych krajobrazach. Tym czasem z teatru odprawia kolejnych autorów, którzy piszą „nierzeczywiste” dramaty o wysadzonym w powietrze mieście lub „groteskowej” krucjacie złożonej z dzieci w papierowych hełmach. Rozmawia jednak z nimi, nie ośmiesza – okazując zainteresowanie. Mówi im jednak: „to niesmaczne”. Dopiero rozwój wydarzeń pokaże naszemu Bohaterowi, jak sny i sztuki słyszeć można inaczej – a postaci ze sceny Małego Zwierciadła rozpoczną swoje drugie życie, poza sceną. Słuchamy dwóch jednoaktówek Szaniawskiego – Powodzi i Matki. Wracamy do rzeczywistości Małego Zwierciadła w akcie III, dotkniętym okupacją. Dyrektor podupadł na zdrowiu, okupacja zniweczyła dawne plany, wielu pracowników już nie żyje. Jednak w miejscu akcji ma właśnie otwierać się nowe „Zwierciadło”. Czy tak będzie? Dowiadujemy się, że nasz bohater będzie ponownie dyrektorem tej sceny, ale to ktoś inny jest zwierzchnikiem świata, który projektuje Szaniawski w ostatnim akcie. To dyrektor Teatru Snów. Bohater nasz, w towarzystwie drugiego dyrektora, reprezentującego ów nowy Teatr, przejdzie granicę swoich dawnych przekonań i wejdzie w sny, ale już inaczej – bez uciekania się do nauki. Artyści zmarli na wojnie wrócą tu, by nigdy nie zapomniał o nich wszechświat. Dyrektor Małego Zwierciadła umiera, ale dzięki temu będzie mógł spotkać się z tymi, bez których jego życie – tutaj – nie miałoby sensu. Jedno jest pewne: nigdy już więcej nie określi obrazu zniszczonego miasta słowem „niesmaczne”.

Janusz Kukuła zapowiedział premierę Dwóch teatrów w kategorii swojego testamentu radiowego. Zważywszy na uporczywe lata starań o realizację tego tekstu, walkę o prawa autorskie do nagrania – ranga tego słuchowiska wzrosła. Nie chcę jednak skupiać się na tym aspekcie. Wierzę, że Kukuła niczego tym nagraniem nie kończy. Słyszę to w sobie inaczej – dla mnie to słuchowisko jest emanacją jego koncepcji Teatru Polskiego Radia – ulokowanej w ożywianiu pamięci i próbą rozmowy z czasem, rozwiniętym na kilometrach taśm archiwalnych.

Mamy do czynienia ze słuchowiskiem wyjątkowym nie ze względu na swoje rocznicowe, czy jubileuszowe znaczenia. To jest jeden z najważniejszych utworów radiowych, jakie powstały tu i teraz – w łunie pandemicznego świata A.D. 2021. Krzysztof Gosztyła (najważniejszy aktor w radiowym świecie Kukuły) gra po mistrzowsku i z niebywałą precyzją zaznacza wszystkie stany umysłu i ducha, wypisane przez Szaniawskiego i podpowiedziane przez Kukułę. Cała obsada została zgrana przez Kukułę (i realizującego to słuchowisko Andrzeja Brzoskę) tak, jakby nigdy nie istniał jakikolwiek inny skład wykonawczy tego utworu. Aktorzy są zespawani z radiowymi życiorysami swoich postaci. Gosztyle koncertowo partnerują Wiktoria Gorodeckaja, Szymon Kuśmider, Danuta Stenka, Krzysztof Szczepaniak, Mariusz Bonaszewski, Marcin Troński, Grażyna Barszczewska, Andrzej Mastalerz, Stanisław Brudny, Marta Żmuda-Trzebiatowska, Andrzej Ferenc i Anna Cieślak. Nie byłoby jednak tak silnego rażenia głosów i słów, gdyby nie muzyka Piotra Salabera. Powiedzieć o niej, że jest tu ważna – to nic nie powiedzieć. Ona jest bohaterem tej realizacji, dodatkowym partnerem ciszy i sumienia. Prowadzi nas, zwraca uwagę na to, co kluczowe – nie zabierając jednocześnie naszego prawa do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi.

W okolicach premiery słuchowiska Kukuły, w Baranowie Sandomierskim otwarte zostało Muzeum Teatru Polskiego Radia – Muzeum Słów i Głosów. Jest to miejsce, które ma zatrzymać dla pamięci pokoleń niezwykłość polskiego teatru radiowego. Wystarczy dodać, że to jest jedyne muzeum poświęcone sztuce radiowe na świecie. Powstałe z inicjatywy Janusza Kukuły i Wojciecha Ramusa (dyrektora tego właśnie Muzeum) miejsce jawi się nie tylko jako wehikuł czasu, gdzie spotkać będzie można eksponaty, zdjęcia i przede wszystkim – głosy. Traktuję to miejsce jako rozmowę z najbardziej ulotnymi postaciami, krajobrazami i chwilami, jakie przez lata ofiarował słuchaczom Teatr Polskiego Radia. Muzeum Słów i Głosów ma szanse stać się fizyczną (mającą swoje trzy wymiary przestrzenne), a jednocześnie metaforyczną obecnością Teatru Snów z Szaniawskiego. Dlaczego? Dla tych, którzy nie potrafią żyć bez radia artystycznego, w nim się wychowali, i z nim związali swoje estetyczne życie – będzie przypominać o nieustannej obecności chwil, które przykrył czas – chwil, które mogą do nas wrócić dzięki głosom i dźwiękom utrwalonym przez Teatr Polskiego Radia.

Ulotność i kruchość, które stanowią podstawę ontologiczną dzieł radia artystycznego, domagały się schronienia. Teatr Snów u Szaniawskiego, a w wersji topograficznej i realnej – Muzeum Słów i Głosów to dwie instytucje, które taką opiekę rozpostarły z jednej strony nad słuchanymi i słuchającymi. Wyobraźnia każdego wielbiciela sztuki radiowej to osobny wehikuł takich postaci i doświadczeń radiowych. Każdy umysł to inne miasto, zasilane za każdym razem inaczej. Gdyby zliczyć życiorysy wszystkich postaci radiowego teatru, zajęłoby to sporo czasu. Najtrudniej jednak byłoby wykazać, jak te postaci ewoluowały w nas, nasłuchujących. Szaniawski powiedziałby: Nowe Zwierciadło nie da wam odpowiedzi, ale Teatr Snów już tak. Historia teatru radia w Polsce to historia każdej indywidualnej recepcji słuchowiska.

Z perspektywy lat, gdy myślę o słuchowisku – coraz częściej przypominam sobie stany i okoliczności, w których słuchałem poszczególnych realizacji. Pamiętam sobotnie słońce w momencie, gdy mówił do mnie Bronisław Pawlik w Drzewie Wiesława Myśliwskiego. Piątkowa noc kryła rozśpiewanych kolędników z Aniołowie się radują Joanny Kulmowej. Głos Mariana Opani zawsze będzie już głosem poznanym późną i zaśnieżoną niedzielą pewnego marca, podczas premiery Szczęścia Jakuba w Radiu Wrocław. Chrapliwy głos Stefana Śródki z mini-słuchowska grozy pt. Warkocz Amelii działał magnetycznie, uosabiał grozę. Sobotnie nasłuchiwanie w pokoju mojej babci pełne było dźwięków i głosów z rozmaitych słuchowisk reżyserowanych przez Kukułę, Modestowicza, Warenycię, Łysaka. Z czasem dołączyli do nich kolejni reżyserzy, również ci z taśm archiwalnych – Kopalko, Nardelli, Owidzki. Bardzo szybko rozpocząłem też proces gromadzenia nagrań Teatru Polskiego Radia. Na początku były nagrania analogowe, dokonywane na kasetach z minutażem 60-, 90-, a i również 120-minutowym. Z czasem zacząłem otrzymywać też od poszczególnych reżyserów kasety i płyty z oryginalnymi kopiami utworów. Dzwoniłem do Teatru Polskiego Radia, redakcji lokalnych, kontaktowałem się z realizatorami, jurorami konkursów radiowych w Sopocie. Narażając się często na śmieszność, denerwując swoimi prośbami poszczególnych pracowników, z mozołem budowałem swoje archiwum głosowe. Pasja połączyła się z zachłannością zbieracza, gromadzącego olbrzymią ilość minut i godzin, nagrań z zarejestrowanymi głosami, dźwiękami i muzyką. Czułem, że w siatce gromadzę coraz bardziej niespotykane okazy motyli. Podczas jednej z pierwszych moich korespondencji radiowych napisałem coś, czego się przez wiele lat wstydziłem. W liście do dyrektora Kukuły użyłem zdania, w którym pasja i uczucie pominęły semantykę i wyszła z tego rozbrajająca anegdota: „od lat jestem pana Idolem”... I niech te trzy kropki trwają w nieskończoność, niech rozbrajają, niech demaskują młodość w nieskończonym śmiechu. Gdy po latach prowadziłem z dyrektorem Kukułą w Katowicach spotkanie, wspomnienie tamtej anegdoty zostało oswojone i zostało uwolnione w świat. Taki byłem, takie było tamto radio i tamto słuchowisko. Dziś, z perspektywy lat, coraz bardziej zastanawiam się, czy to moje zbieractwo nie zrodziło się z podobnego założenia, które przyświecało pomysłodawcom Muzeum w Baranowie Sandomierskim, Kukule i Ramusowi: scalić okruchy niewidzialnego Teatru i ulokować w jednym miejscu. Takie wrażenie wzmocnił u mnie seans z Dwoma Teatrami. Dzisiaj już wiem, że tamte nagrania przepływają i pracują we mnie, wracają w nocy i mówią cytatami postaci. Czasami śni mi się w nocy to jedno, jedyne słuchowisko, do którego nie dotarłem. Uporczywie staram się je zarejestrować, wydobyć z archiwów, ale bezskutecznie. Cały czas zastanawiam się, jaki może mieć tytuł.

Dwa Teatry Kukuły naznaczone są jego intuicją i wiernością. Wiernością idei radia, którą rozwijał od wielu lat – radia wspartego na literaturze, z nadzieją na norwidowskie ocalenie poezji i dobroci. Podczas słuchania Dwóch teatrów miałem nieodparte wrażenie, że w kluczowych interwałach słuchowiska i nacisku położonym na poszczególne partie głosów przez muzykę Salabera – słychać (dosłownie, słychać!) obecność myśli Kukuły (i nie chodzi tu tylko o początkowe i końcowe wypowiedzi sygnowane jego głosem). W ostatnich scenach Dwóch Teatrów, gdzie ruiny zniszczonego miasta spotykają się z zapowiedzią nowego Teatru Snów, miałem nieodparte wrażenie, że stają przede mną postaci ze słuchowisk Kukuły sprzed wielu lat i proszą o rozmowę. Tyle razy, wracając do poszczególnych spektakli radiowych, starałem się przypomnieć tę pierwszą chwilę, pierwsze spotkanie. Przychodzili do mnie Mistrz Gustaw Strobel (Jerzy Kamas) z Solo na trąbkę, Marcin Duda (Bronisław Pawlik) z Drzewa, królowa Elżbieta (Maria Pakulnis) z Królowej i Szekspira (Maria Pakulnis) czy tytułowy mieszczanin z Moliera (Krzysztof Kowalewski). Dyrektor Teatru Małe Zwierciadło również spotyka postacie ze swoich sztuk. Zaproszone przez dyrektora Teatru Snów, wychodzą zza niewidzialnej kurtyny i proszą o rozmowę. Domagają się ciągu dalszego. Jest tu i skrzypek, który gra swoją nieśmiertelną melodię. Jest Chłopiec z deszczu, którego utwory nie miały być grane w żadnym teatrze świata. Jest miasto, które powstaje na nowo z ruin. Jest i Lizelotta, serce Dyrektora.

DWA TEATRY

autor: Jerzy Szaniawski

adaptacja / reżyseria: Janusz Kukuła

muzyka: Piotr Salaber

realizacja akustyczna: Andrzej Brzoska

kierownictwo produkcji: Beata Jankowska
Tytuł oryginalny

Teatr snów/ wokół Dwóch Teatrów w reżyserii Janusza Kukuły

Źródło:

Materiał nadesłany