Makbet ma prawdziwe dożywocie, inni też dostali niezłe wyroki. Grają w więziennych teatrach w Kłodzku, Warszawie, Lublinie. Co im z tego? A co nam? - zastanawia się Łukasz Drewniak w Przekroju.
Istnieje kilka przestrzeni szalenie ryzykownych dla teatru. Szpital, cmentarz, więzienie. Każde wejście z próbami, spektaklem albo oklaskami widzów do takiej zakazanej strefy staje się naruszeniem społecznego tabu. Zmarli, skazańcy i chorzy są przecież "nietykalni". Wyrzuceni z codzienności. Niedostępni. W kontakcie z nimi sztuka może zostać sprofanowana albo co gorsza - to ona zakwestionuje ich status. Zbezcześci majestat śmierci, podważy chorobę, osłabi rygor kary. Mickiewiczowskich "Dziadów" zainscenizowanych na prawdziwym cmentarzu albo w domu pogrzebowym chyba nie dożyję. Tych kilka przedstawień rozmyślnie granych w psychiatrykach lub przygotowanych przez pensjonariuszy domu wariatów nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Zostały mi teatry w zakładach karnych. Tym przyjrzałem się bliżej. Oczy nienawiści. Kiedy redaktor Wojciech Majcherek z TVP Kultura zmusił mnie do wyjazdu do Zakładu Karnego w Kłodzku, gdzie działa teatr Po Drodze, najpierw, p