„Grzyby” wg scen. i w reż. Weroniki Szczawińskiej i Piotra Wawra Jr w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Karolina Felberg w „Teatrze”.
Grzyby to teatr „ostatniej szansy” – tak dla pojedynczych „ja”, jak i dla współtworzonych przez nie wspólnot, społeczeństw czy instytucji. Ludzkości bowiem pozostał już tylko „szybki czas” – nie dokupi go sobie więcej, niewiele też zdąży zrobić na kredyt. I nie przekona się, ile wysiłku będą musiały włożyć byty nieludzkie, by po niej posprzątać.
Wystawione w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hübnera Grzyby Weroniki Szczawińskiej i Piotra Wawra jr stanowią trzecią część trylogii ekologicznej, w ramach której zrealizowali wspólnie Rozmowę o drzewach (2019) w Komunie Warszawa i Miejskiego ptasiarza (2020) we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. „Ludzkość ma tendencję do szukania złotego środka, remedium na wszystkie problemy. Czyli że jak tylko będziemy stosować recykling, to będziemy uratowani. I takie nadzieje są też związane z grzybami. Że jako reducenci rozłożą wszystkie śmieci i toksyny, którymi zatruliśmy środowisko. A lekoopornych pacjentów, na których nie działają kolejne antydepresanty, wyleczy teraz psylocybina”
Zaklęte w grzybach moce od zawsze fascynowały ludzi i skutkowały szeregiem ludowych praktyk duchowo-terapeutycznych, lecz dopiero pozyskana z pleśni penicylina – antybiotyk, który w latach czterdziestych ubiegłego wieku uratował życie niejednemu rannemu aliantowi – uczyniła z grzybów nadzieję nowoczesnej nauki. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych grzyby psylocybinowe znalazły szerokie zastosowanie w psychiatrii. Kiedy jednak „wymknęły się” z laboratoriów, a „przebudzona” dzięki nim kontrkulturowa młodzież zakwestionowała reżimy kulturowe, gospodarcze (kapitalizm) czy polityczne (zimna wojna), administracja prezydenta Nixona uparcie zaczęła zwalczać wszelkie psychodeliki. W tym także „magiczne grzybki”, których jednokrotne zażycie pozwalało pacjentom onkologicznym poczuć wszechogarniającą miłość i opiekę ze strony wszechwiecznej istoty naturalnej, co niwelowało ich lęki przed śmiercią oraz bezcelowym cierpieniem. Nawiązuję w tym akapicie do wybranych wątków kultowego dla mykofanów amerykańskiego dokumentu Niezwykły świat grzybów Louiego Schwartzberga z 2019 roku (tyt. oryg. Fantastic Fungi
Światełkiem w tunelu jest też współczesna mykologia. Naukowcy szacują, że istnieje półtora miliona gatunków grzybów, z czego dotąd poznano około dziesięć procent. Wśród przebadanych gatunków znaleziono takie, które rozkładają śmieci (włącznie z gumą, ropą i poliuretanem), oczyszczają glebę z metali ciężkich, stanowią naturalny wybielacz, umożliwiają produkcję ekologicznego plastiku, wzmacniają ludzką odporność, zwalczają komórki rakowe oraz moskity przenoszące malarie, a także regenerują i odradzają neurony w mózgu czy obniżają poziom cholesterolu. Aktualnie trwają nawet prace nad pozyskaniem z nich naturalnego paliwa
Stamets uchodzi za eksperta od „magicznych grzybków” – takich na przykład jak łysiczka. Z kolei w spektaklu Szczawińskiej i Wawra Łysiczka to pseudonim mykomaniaka (Grzegorz Falkowski), który prowadzi zajęcia grupowe z mykoterapii. W progach Łysiczki zjawiają się osoby cierpiące na zaburzenia czy nerwice o cechach borderline (Natalia Lange), grzybicę i mykofobię (Maria Robaszkiewicz), a także skierowany na terapię przez firmę agresor w typie pracoholika (Mamadou Góo Bâ) oraz autentyczny mykofil (Oskar Stoczyński). Również i oni, w trosce o anonimowość, losują grzybowe nicki. Pracoholikowi przypadnie Rydz, domniemanej borderce – Purchawka, amatorowi grzybów – Borowik Szlachetny, a mykofobka wybierze Kurkę.
Początkowo zajęcia przebiegają dość standardowo. Łysiczka kreśli ramy procesu terapeutycznego, a pozostali, współnegocjując warunki, chcąc nie chcąc, ujawniają indywidualne problemy, za sprawą których znaleźli się na zbiorowej mykoterapii. Szybko okazuje się, że każda z osób mówi innym językiem, co gmatwa relacje i rozmywa cele, a przede wszystkim powoduje horrendalne nieporozumienia. Rydz przemawia jak klasyczny drapieżnik i technokrata. Purchawka, weteranka rozmaitych terapii, dominuje grupę, włącznie z terapeutą. Kurka grzęźnie w językowych projekcjach, takich jak „choroba”, „zdrowie” czy „norma”, tłumiąc przy tym swoje rzeczywiste problemy i osobisty potencjał. Borowik skrywa pod pozą oraz gadką newage’owego guru kwilące w nim dziecko. A Łysiczka, bezradny wobec pojęciowego miszmaszu i wygórowanych, acz wewnętrznie sprzecznych oczekiwań grupy, proponuje „wizualizację relaksacyjną” w celu oczyszczenia głowy i redukcji powstałych napięć. Nie bez oporów uczestnicy warsztatów wchodzą w proponowany tryb, a nawet dają się ponieść sile (auto)sugestii. Mykoterapia zaczyna więc działać.
Purchawka i Borowik rozpływają się w pełnej harmonii z grzybim kosmosem, w Rydzu rodzi się szczątek empatii, a Kurka znajduje sposób, by wyrazić toczące ją rozpiętości. Aktorów wspiera w tej sekwencji sprytna scenografia Marty Szypulskiej, która błyskawicznie przemienia salkę terapeutyczną w pełną niespodzianek leśną grzybnię. Tymczasem ciało Łysiczki opanowuje grzyb (być może łysiczka) i ustami terapeuty wygłasza krótką historię rodzaju ludzkiego: „Przed chwilą / dostałaśłeśliście od nas / chleb piwo wino bigos i haha eucharystię / antybiotyki // za chwilę / już chciałaśłeśliście / żebyśmy ratowały wasz świat / czyściły wasze śmieci / czyściły wasze głowy / zrobiły wam grzybie mięso / grzybią skórę / grzybie ratowanie pszczół // żebyśmy po was posprzątały // […] i my po was posprzątamy / z czasem // tylko/ najprawdopodobniej / was już nie będzie // i my was też posprzątamy // w swoim czasie // nasz wspólny czas dobiega już końca”. Kluczowy wywód Łysiczki vel łysiczki czyni z Grzybów dosadną, choć i pełną humoru, rewizję antropocentryzmu, lecz czy staje się przez to teatrem mykocentrycznym?
„Grzyby znalazły się ostatnio w centrum dyskusji jako tajemnicze, magiczne, którym nie poświęcaliśmy wcześniej dostatecznej uwagi, a które są kluczowe dla podtrzymywania życia na ziemi. Są super uparte, mają mocno rozwinięty tryb survivalowy, a my z kolei jako ludzie doprowadziliśmy się do takiego stanu, że naprawdę czas zacząć się uczyć od tych innych organizmów, jak przetrwać”
Ostatnio Szczawińska tworzy autopatografie rodziny teatralnej. Są nimi Onko (TR Warszawa) oraz Klub (Teatr Collegium Nobilium/TR Warszawa) z 2021 roku, a w Grzybach ich sygnałem pozostaje dołożony, w przedstawieniach granych po 24 listopada, epitet „dramatyczne” do rzeczownika „strzępki”. Wyrażona tym gestem solidarność środowiskowa czyni tę komedię ciut mniej (nie)ludzką. Nadal jest to jednak teatr „ostatniej szansy” – tak dla pojedynczych „ja”, jak i dla współtworzonych przez nie wspólnot, społeczeństw czy instytucji. Ludzkości bowiem pozostał już tylko „szybki czas” – nie dokupi go sobie więcej, niewiele też zdąży zrobić na kredyt. I nie przekona się, ile wysiłku będą musiały włożyć byty nieludzkie, by po niej posprzątać. No chyba że ktoś, jak Stamets, całkowicie im się odda… Zawierzy.
***