Sytuacja niestety osiągnęła poziom histerii. Gdyby ktoś nie znał faktów, mógłby pomyśleć, że w całej aferze chodzi o likwidację czy wręcz zburzenie teatru, a nie o wybór nowego dyrektora. Ciekawe więc, kto i jak przestawi tak zwaną sprawę Horzycy z głowy na nogi - pisze Marek Nienartowicz w Nowościach.
Pisaliśmy już w "Nowościach", że w tak zwanej sprawie Horzycy władze województwa zachowały się z gracją słonia w składzie porcelany. I teraz mamy tego efekty, tym bardziej że sprawa dotyczy tak specyficznego środowiska jak artyści. Tak po ludzku ludzi z Horzycy można zrozumieć. Po 18 latach rządów świetnie znanej dyrekcji drżą o przyszłość w trudnym zawodzie. Szybko powstała więc z jednej strony placu Teatralnego twierdza. Oblężona jest niby przez siły ulokowane w budynku zaraz naprzeciw. Jak to w takich sytuacjach bywa, atak na artystów prowadzą rzekomo bezduszni urzędnicy. Tak to wygląda z boku. Sytuacja niestety osiągnęła poziom histerii. Gdyby ktoś nie znał faktów, mógłby pomyśleć, że w całej aferze chodzi o likwidację czy wręcz zburzenie teatru, a nie o wybór nowego dyrektora. Ciekawe więc, kto i jak przestawi tak zwaną sprawę Horzycy z głowy na nogi.