EN

8.03.2023, 15:19 Wersja do druku

Teatr i jego magia

fot. Piotr Dłubak / mat. teatru

Red.: – Pozwolisz, że będę zwracał się do ciebie po imieniu. Znamy się już te kilkanaście lat.

Czesława Monczka: – Ależ oczywiście, że tak.

Red.: – Czesiu, w szkole średniej było jakieś zdarzenie, które skłaniało cię do myślenia o zawodzie aktora?

Cz. M.: – Właściwie trudno powiedzieć. Nic takiego się nie wydarzało w moim życiu. Jeden człowiek w dzieciństwie, w młodości znajduje przyjemność w graniu w piłkę, czy graniu na instrumencie. Drugi lubi tańczyć, śpiewać, recytować.

Red.: – Czyli w szkole średniej nie należałaś do żadnego kółka teatralnego i nauczycielka nie stwierdziła, że byłoby dobrze, gdybyś została aktorką.

Cz. M.: – Nigdy czegoś takiego nie było. Cieszyło mnie, że coś tam w szkole robimy. Robiliśmy wiele rzeczy sami z siebie z powodu różnych okazji. Raz jeden zrobiliśmy coś pod kierunkiem zawodowego aktora. W tamtych latach, mówię o szkole podstawowej, czas po lekcjach był wypełniony zajęciami pozalekcyjnymi, w każdej szkole istniał chór, były zajęcia taneczne… I na te zajęcia się chodziło. Można było biegać po podwórku, lecz ciekawiej było spędzać ten czas w szkole. To nie były zajęcia płatne. I były konkursy recytatorskie. Teatr mi się bardzo podobał. A mieszkałam w mieście, w którym nie było teatru. (Skarżysko Kamienna – wtrącenie autor) Teatr był przyjezdny. I teatry przyjeżdżały z każdym przedstawieniem i każde przedstawienie szkoły oglądały.

Red.: – Po szkole średniej poszłaś na zupełnie inne studia, nie aktorskie.

Cz. M.: – Poszłam na zupełnie inne studia z prostego powodu: nauczyciele, którzy się nami opiekowali, doradzali nam w wyborze uczelni. Jeżeli przez te trzy, trzy i pół roku nauczyciel obserwuje ucznia i ma z nim kontakt, to jest w stanie się zorientować, jakie są marzenia ucznia i na jakie studia ma szansę się dostać. Moje zainteresowania, pasje, predyspozycje nie były dla nikogo tajemnicą. Chciałam pójść na psychologię. A psychologia z zawodem aktora jest bardzo blisko. Nauczyciele doradzili mi, że powinnam pójść na takie studia, na jakie na pewno się dostanę. Na studia w innym środowisku i podjąć decyzję, co naprawdę chcę w życiu robić. Miało to dla mnie ogromne znaczenie, a to dlatego, że dostałam jakby przyzwolenie, że mogę zmienić zdanie. Dostałam się na Uniwersytet Jagielloński i nie ukrywam, że bardzo sobie ten czas cenię i bardzo jestem dumna, że studiowałem na tej uczelni.

Red.: – Kierunek przestał ci się podobać?

Cz. M.: – Nie, nie przestał, tylko już na pierwszym roku studiów trafiłam do Teatru STU. To był wtedy teatr studencki i robili nabór do studia aktorskiego. Poszłam na ten egzamin. Dostałam się do studia aktorskiego dzięki temu miałam kontakt z aktorami i studentami szkoły teatralnej. Część z nas poszła później do szkoły teatralnej. Najpierw poszedł Andrzej Malec, później Janka Szarek, następnie Jurek Stuhr i później ja.

Red.: – Jesteś absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Dostałaś się za pierwszym razem?

Cz. M.: – Nie. Zdawałam dwa razy. Za pierwszym razem przeszłam do egzaminu konkursowego i na nim odpadłam. A za drugim razem już się dostałam.

Red.: – Ukończyłaś studia i pierwszym teatrem był teatr w Bielsku-Białej. Nie chciałaś zostać w Krakowie?

Cz. M.: – Nie rozważałam Krakowa. Wprawdzie studia skończyłam z wyróżnieniem oraz dodatkowo z nagrodą rektora dla wyróżniającego się absolwenta, ale teatry poza Krakowem dawały więcej możliwości grania. A my chcieliśmy grać, bo to dawało nam gwarancję rozwoju. Studiować w PWST i na Uniwersytecie Jagiellońskim, przebywać w tych murach, czuć etos uczelni to jest wielka rzecz. Natomiast sam Kraków nie przywiązał mnie do siebie. Myślę, że jest tak, że bez względu na to, gdzie człowiek zajdzie w swoim życiu, zawsze w głębi duszy pozostanie tam, skąd wyszedł. Dziś może mniej, wtedy bardziej, lecz zawsze do końca życia pozostanę dziewczynką z małego miasta. Mimo rozwoju, wiedzy, którą zdobyłam, zawsze będę taką dziewczynką i może to dotyczy każdego z nas. Tylko nie zawsze to sobie uświadamiamy. I pewnie dlatego ten Kraków mnie tak nie przywiązał.

Red.: – Bielsko-Biała, twój pierwszy teatr zawodowy po studiach. Przychodzi pierwsza premiera, w której cię obsadzono. Pamiętasz emocje, jaki ci wówczas towarzyszyły?

Cz. M.: – Nie będę mówiła o tremie, bo trema jest rzeczą oczywistą. Była wielka radość. To nie była moja pierwsza premiera. Miałam już za sobą premierę w teatrze STU i jeszcze na studiach grałam w teatrze Słowackiego w Krakowie. Każdy teatr jest inny, każdy ma inną atmosferę, inne zakamarki, inny klimat wśród aktorów, pracowników. Pamiętam, że bardzo się mną zaopiekowano. W Bielsku-Białej zadebiutowałam w sztuce „Osiem Kobiet”.

Red.: – A która z twoich dotychczasowych ról kosztowała cię najwięcej pracy?

Cz. M.: – Kiedyś najlepiej czułam się w dramacie, ale po latach pracy nie miało to i nie ma dla mnie znaczenia, czy to dramat, farsa, komedia czy bajka. Liczy się postać i zadanie aktorskie. Mnie interesuje człowiek, interesują mnie reakcje człowieka. Dlaczego tak a nie inaczej postępuje? Dlaczego tak reaguje? Dlaczego coś go dotyka, a coś go cieszy? Każde spotkanie z następną postacią jest analizą tego człowieka, którego stworzył dramaturg i którą ja mam stworzyć z krwi i kości. W gruncie rzeczy każda rola, do której się przystępuje, przynajmniej w moim odczuciu i w moim traktowaniu siebie w tym zawodzie, stanowi trudność. Bo to nie jest tylko tak, że założę inny kostium i nauczę się tekstu. Kiedy przychodzę do teatru, nic, co jest poza, co należy do mnie, do Czesławy, nie istnieje. To jest ten czas, kiedy musimy odgrodzić wszystko, co jest w mym życiu i spokojnie przejść w inne życie, w inny klimat, w postać, którą gram. A kiedy zdejmuje się kostium, zmywa się charakteryzację, wraca się do siebie. Ta magia wejścia w postać, magia wyjścia z postaci to jest to, że to nie zawód, który wykonuje się automatycznie i rutynowo.

Red.: – Tak się nie da.

Cz. M.: – Tak się nie da. Wiesz co? Da się. Tylko czy warto? Tylko czy warto uprawiać wtedy ten zawód? Co on mi daje? Co on ze mną robi? Jak on mnie tworzy? Bo tworzy mnie ten zawód, a ja tworzę postacie. Wszystko, co ja wiem o życiu, o ludziach, o rzeczywistości. Co mnie interesuje, co mnie dotyka? Jasne, że to wynika z mojego charakteru, z mojej wiedzy. To jest fascynujące, to jest dla mnie sens życia.

Red.: – Kiedy się poznaliśmy występowałaś razem z Ryśkiem Wachowskim, Bońkiem Dymarczykiem (nieżyjący aktorzy częstochowskiego teatru – wtrącenie autor) w kabarecie „Żegnajcie Chłopcy”.

Cz. M.: – Tak, tak. Dzięki nim nauczyłam się, czym jest estrada i jestem im za to bardzo wdzięczna.

Red.: – Do Częstochowy przyjechałaś w 1982 roku. Myślałaś wtedy, że zwiążesz się w tym teatrem i miastem na tak długo?

Cz. M.: – Nie, nie myślałam. Był to mój piąty teatr i nie sądziłam, że zatrzymam się tu na tak długo.

Red.: – Czesiu dziękuję ci za tę pogawędkę. I do zobaczenia na kolejnej premierze z tobą w obsadzie sztuki.

Cz. M.: – Dziękuję za rozmowę. Zapraszam ciebie i czytelników twojej gazety do teatru. Nie tylko na sztuki, w których gram.

Tytuł oryginalny

Teatr i jego magia

Źródło:

zdrowaczestochowa.pl
Link do źródła