Zbrodnia i kara wg Fiodora Dostojewskiego w reż. Macieja Podstawnego w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie. Pisze Jagoda Hernik-Spalińska w portalu Teatrologia.info
Tarnów oskarża: Donald Trump jest mordercą dzieci jak Stawrogin! Jak do tego zaskakującego wniosku doszli twórcy przedstawienia Zbrodnia i kara w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie?
Spektakl to adaptacja Zbrodni i kary oraz wątku pedofilskiego z Biesów Fiodora Dostojewskiego, wykonana przez pilnego ucznia nowych form, ćwiczonych już od dziesięciu lat na najbardziej progresywnych scenach europejskich (czytaj: niemieckich) i polskich. Ponieważ ten typ teatru nie zawitał dotąd na scenę tarnowskiego „Solskiego”, więc warto przyjrzeć się inauguracji nowoczesności implementowanej według sprawdzonej (wielokrotnie) recepty.
Adaptacja powieści umieszcza akcję w Detroit w USA – dlaczego? Nie wiadomo. Można przypuszczać, że chodziło o rozszerzenie oskarżenia. Wiadomo, że według nie najnowszych, ale nadal obowiązujących teorii z kręgu tzw. French Theory, aby stworzyć teorię trzeba ustanowić ofiarę. A ofiara musi być czytelna. Dla teatru lewicowego skrzywdzona Sonia, czy inna zarąbana siekierą lichwiarka, to nie są ofiary, które by mogły zaspokoić ambicje wrażliwych społecznie twórców. Tymczasem w Ameryce ostatnio doszło do wydarzenia, które miało skutki szerokie i medialne, zaś prezydent Trump jest oprawcą uniwersalnym, oprawcą-symbolem, którego nie trzeba uzasadniać. Tak więc całe otoczenie akcji i sama akcja (poprzez dopisanie postaci Detektywa-Koronera) została podporządkowana ostatniej scenie, gdy wtaczany jest na scenę ogromny posąg Donalda Trumpa, niczym postać krwiożerczego kapitalisty na pochodzie pierwszomajowym w okresie stalinowskim – obiekt nienawiści i wyszydzenia, winny wszystkiemu kat.
Aktorzy ostentacyjnie zrywają z reprezentacją i każdy z nich wchodzi ze znanym numerem „nazywam się Klara Bielawka”, czyli: „Nazywam się Matylda Baczyńska i gram w tym przedstawieniu Sonię”, „nazywam się Kamil Urban i gram Raskolnikowa” i tak dalej – znana nam metoda, z której teatry się powoli wycofują, bo tak się przejadła, ale Maciej Podstawny mimo to przenosi ją do Tarnowa. Na tym jednak nowoczesność się nie kończy. Mamy więc do czynienia z adaptacją, która dla osoby nieznającej dobrze Zbrodni i kary jest praktycznie całkowicie nieczytelna, ponieważ dla twórców przedstawienia najważniejsza jest impresyjność i interwencyjność tekstu i poszczególnych scen. Nie jest ważne, że widzowie nic nie rozumieją, że nie są w stanie podążać za wątkami fabularnymi, że w końcu nawet nie wiedzą, co się stało i kto zabił te wszystkie konie, których głowy spadają jak deszcz na scenę, bo skąd tu nagle mafijny watek à la Puzo – tylko dlatego, że jesteśmy w Ameryce?
Ważna jest impresja („Dekonstrukcja interweniuje” Derridy), i końcowy manifest Detektywa-Koronera: „Rzygam Trumpem! Rzygam Polską!”. Tekst jest bowiem również okraszony głębią przemyśleń adaptatorów (Podstawny i Łukasz Zaleski) i do tych żałosnych „oburzy” na Trumpa i Polskę dochodzi jeszcze pseudomoralizm, charakterystyczny dla kreujących się na sumienia i obrońców ludzkości, aspirujących reżyserów i walczących o rozpoznawalność dramaturgów.
Od pytań w stylu „Ile w każdym z nas jest Raskolnikowa?” robi mi się autentycznie niedobrze. Tandeta tego typu żałosnego psychologizmu przyprawia już o ból zębów.
Ale to nie koniec zestawu. Mamy oczywiście kamerę na scenie i ekran na ścianie z boku, na którym możemy podziwiać wysmakowane, wieloznaczne, psychodeliczne kadry. Jest też nowoczesna scenografia Mirka Kaczmarka, który ustawił trzy ogromne jakby szafy bez drzwi, okręcane na wszystkie strony. W nich znajdują się poszczególne miejsca akcji. Cała scena, jak również te szafy, jest kolorowa, pięknie zamalowana graffiti i zapełniona artefaktami, które sugerują miejsce akcji w poszczególnych szafach. Jest to wszystko bardzo ładne i efektowne plastycznie – nie kojarzy się jednak ani z Rosją, ani z Detroit, a szczerze mówiąc jeśli z jakimś miastem, to z Amsterdamem. Tak więc po rosyjsku nazywające się postaci, miejsce akcji w Detroit i atmosfera jak z Amsterdamu powodują, że przekaz („Trump zabija dzieci jak Stawrogin i dlatego rzygam Polską”) nie nabiera uniwersalności tylko rozpływa się w chaosie. Spektakl przez to wszystko robi się efekciarskim popisem reżysera, scenografa i niestety aktorów, w szczególności zaś owego Detektywa-Koronera (Tomasz Piasecki), który nie wiadomo z jakiej pozycji wygłasza swą klątwę, a potem siada na przodzie sceny z pistoletem w charakterystycznych szelkach, i patrzy oskarżycielsko na publiczność, jakby to widzowie z Tarnowa wybrali Trumpa na prezydenta USA.
Jest to jeszcze o tyle bez sensu oburzenie, że Trump jest jedynym prezydentem, który nie wywołał żadnej wojny, a te dzieci, o które upomina się teatr w Tarnowie, bombardował raczej Obama. Podobnie rzyganie Polską z powodu krzywdy dzieci w epoce 500+, 300+, bonu wakacyjnego dla rodzin z dziećmi i zerowego podatku dla młodych (Sonia), brzmi co najmniej śmiesznie. Może zresztą ów Koroner oskarżał ludzi, którzy zlikwidowali PGR-y i pozbawili rodziców dzieci dochodów i perspektyw, a następnie poszli kupić sobie nowy garnitur – oni też już nie rządzą, podobnie jak Trump, więc jest to prawdopodobne. Trzeba było jednak wtoczyć obok Trumpa ogromnego Balcerowicza, to by było łatwiej zrozumieć.
A żeby było jeszcze śmieszniej (albo straszniej) to Jacques Derrida, którego metodą dekonstrukcji Podstawny chce oświecać politycznie i moralnie widza w Tarnowie, sam był niezłym Stawroginem, gdy z Jeanem Paulem Sartrem i Michelem Foucaultem podpisywał petycję do francuskiego parlamentu z prośbą o legalizację stosunków seksualnych z osobami poniżej 15 roku życia.
Żal mi Tarnowa, żal „Solskiego”, żal publiczności tego pięknego miasta – właśnie zaczęła być poddawana obróbce pseudo-nowoczesnej pseudo-wrażliwości społecznej i pseudo-buntu. Jeżeli nowa dyrekcja („nazywam się Matylda Baczyńska i jestem nowym dyrektorem tego teatru”) nie będzie szukać własnej tożsamości dla tarnowskiej sceny, tylko przyjmować bezkrytycznie „nowinki” przerabiane od lat na modnych scenach, to zamiast wprowadzić teatr tarnowski w XXI wiek wprowadzi go w czasy kolonizacji.
Zbrodnia i kara, wg Fiodora Dostojewskiego w tłumaczeniu Czesława Jastrzębca-Kozłowskiego. Reżyseria: Maciej Podstawny; współpraca dramaturgiczna: Łukasz Zaleski; scenografia: Mirek Kaczmarek; kostiumy, rekwizyty: Marta Śniosek-Masacz; muzyka: Kamil Tuszyński; pianista Piotr Niedojadło; ruch sceniczny: Anna Obszańska. Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Premiera 5 czerwca 2021 roku.