EN

23.10.2024, 14:50 Wersja do druku

Tamta dekada

O monografii Jolanty Kowalskiej „Tamta dekada. Teatr Polski we Wrocławiu w latach 1990–2000” – pisze Elżbieta Baniewicz w „Nowych Książkach".

Jolanta Kowalska mieszka we Wrocławiu, pisze o teatrze od wielu lat, zatem jej relacjom i ocenom me brakuje wiarygodności. Autorka rysuje historyczne tło wrocławskiej sceny. Przypomina, że w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku miasto było prężnym ośrodkiem kultury.

Działały w nim Instytut Jerzego Grotowskiego, Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, odbywały się kolejne, organizowane przez Bogusława Litwińca, dyrektora Teatru Kalambur, edycje Festiwalu Teatru Otwartego, na które sprowadzano awangardowe spektakle z całego świata, oraz Festiwale Sztuk Współczesnych. Teatrem Polskim kierował wówczas Jerzy Grzegorzewski, a Współczesnym Kazimierz Braun.

W latach osiemdziesiątych obaj dyrektorzy odeszli, teatry ogarnął marazm, recenzenci pisali o prowincjonalnym grajdole. Starano się temu zaradzić, bowiem dyrekcja Jacka Bunscha w Polskim nie należała do najlepszych. Z inicjatywy aktorów, zwłaszcza Teatru Współczesnego oraz Bogusława Kierca i Jacka Wekslera, powstał Teatr Wędrujący w formule impresaryjnej, który przez dziesięć lat wyprodukował siedem przedstawień według tekstów wieszczów i sztuk współczesnych, granych w tak zwanym terenie aż pięćset siedemdziesiąt razy w trzystu miejscowościach. W porównaniu z sytuacją dryfujących bez pomysłu scen był to niewątpliwy sukces.

Niemniej wobec pustoszejącej widowni po 1989 roku - to, co działo się na ulicach i w sejmie, stało się ciekawsze niż teatr - trwały poszukiwania dyrektora. Zaproszono nawet z Ameryki zwolnionego za poprzedniej władzy Kazimierza Brauna, ale nie podjął się prowadzenia Teatru Polskiego. Doceniono talenty organizacyjne Jacka Wekslera i on objął scenę przy ulicy Gabrieli Zapolskiej. W nowo formowanym zespole znaleźli się aktorzy obydwu wrocławskich teatrów, co go znacznie wzmocniło. Następnym krokiem dyrekcji była walka o przywrócenie Festiwalu Sztuk Współczesnych, zawieszonego z... braku sztuk wartych pokazania. Zaproszono do współpracy Macieja Wojtyszkę, którego wolterowski „Kandyd” cieszył się uznaniem widzów i krytyków w poprzednich latach. Reżyser wystawił bajkę dla dzieci (to zawsze ratowało frekwencję) według własnego utworu „Bambuko, czyli skandal w krainie gier”. Prawdziwym przebojem, który przywrócił rangę teatrowi, stała się jednak premiera, też w reżyserii Wojtyszki, „Garderobiany” Ronalda Harwooda z wielką rolą Igora Przegrodzkiego.

Nowej dyrekcji łatwo nie było, z gospodarki sterowanej centralnie przechodziliśmy na kapitalistyczną, a niewidoczna ręka wolnego rynku miała się stać zbawieniem dla całej gospodarki. Dla teatru okazała się klęską, ewentualni sponsorzy woleli indywidualnie się bogacić niż łożyć na kulturę. Teatry próbowały się ratować repertuarem rozliczeniowym i rozrywkowym, zakładać na swym terenie parkingi, butiki czy wynajmować sale na przeróżne ewenty. Ministerstwo zaproponowało kategoryzację scen, czyli dotowanie jednych w całości, innych częściowo, a pozostałych wcale. Plan Balcerowicza prowadził teatry do katastrofy.

Dyrektor Weksler postawił na sztukę tworzoną przez wybitnych artystów z zespołem aktorskich indywidualności. Artyści nie odmówili. Autorka bardzo szczegółowo omawia flagowe premiery: Jerzego Jarockiego - „Pułapkę” Tadeusza Różewicza, „Płatonowa”, „Akt pominięty” i „Wujaszka Wanię”, „Sceny z życia ziemian” według Antoniego Czechowa, Krystiana Lupy - „Immanuela Kanta” Thomasa Bernharda,  „Damę z jednorożcem" według Hermana Brocha i „Kuszenie cichej Weroniki" Roberta Musila oraz „Prezydentki" Wernera Schwaba. Następnie performans „rozrzucania" „Kartoteki” Tadeusza Różewicza oraz inscenizację jego poematu „Złowiony” Jerzego Grzegorzewskiego. Wiele tych spektakli zaproszono na festiwale krajowe, a także zarejestrowano dla telewizji, więc i dziś możemy je oglądać. Dzięki wspólnemu wysiłkowi twórców teatr awansował do pierwszej ligi.

Cały rozdział autorka poświęciła przedstawieniu Andrzeja Wajdy(i perypetii towarzyszących jego powstaniu) „III Improwizacje” (opartym na „Improwizacji wersalskiej” według Moliera i „Improwizacji paryskiej” według Giraudoux oraz „Improwizacji wrocławskiej” według tekstów Różewicza), przygotowanych na otwarcie Dużej Sceny Teatru Polskiego, odbudowanej po pożarze 20 maja 1996 roku. Spektakl z udziałem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i władz różnych szczebli oraz elity kulturalnej miasta transmitowała TVP. Niestety nie wzbudzili specjalnego entuzjazmu ani krytyków, ani widzów.

Nie wszystkie działania przynosiły sukcesy, teatr ratował kasę spektaklami typowo rozrywkowymi, jak "May Day" na Scenie Kameralnej, za co był krytykowany. Nadzieja, że widzowie preferujący rozrywkę kupią także bilety na spektakle Lupy czy Ja-rockiego na nowo otwartej scenie na nieużywanym dworcu Świebodzkim, okazała się płonna, tam było raczej pustawo. Niemniej ostatnia dekada XX wieku zapisała się złotymi literami w historii Teatru Polskiego, choć oprócz pożaru, który strawił widownię dużej sceny, kilkanaście miesięcy później miasto nawiedziła wielka powódź i nie ominęła teatralnego, budynku usytuowanego w jego centrum. Autorka opisuje te klęski żywiołowe i uzmysławia nam, jak nieprzewidywalne wydarzenia wpływają na pracę sceny i jej repertuar. Chciałoby się powiedzieć "live is brutal", a teatr to samo życie.

Książka Jolanty Kowalskiej nie jest wyłącznie kroniką, nazwałabym ją raczej monografią, i to szczególną. Nie tylko dlatego, że przypomina lepsze i gorsze wcześniejsze lata zarówno w kontekście historii, jak i rywalizacji i współpracy głównych teatrów wrocławskich. Dzięki skrupulatności autorki (na czterystu czterdziestu czterech stronach tekstu zamieściła czterysta siedemdziesiąt dziewięć przypisów), jej wiedzy i pasji dokumentacyjnej powstała publikacja ukazująca pracę teatru od strony artystycznej, ale także od kulis, gdzie trzeba było walczyć o dotacje, sponsorów, stawić czoło klęskom żywiołowym, otworzyć szybko scenę na Świebodzkim itd. Autorka pokazuje, jak skomplikowanym zadaniem jest prowadzenie teatru o trzech scenach oraz sprostanie wymaganiom kilkudziesięcioosobowego zespołu artystycznego, technicznego i administracyjnego. Każdy młody człowiek, jeśli ma zamiar podjąć się prowadzenia teatru, powinien się z książką Jolanty Kowalskiej zapoznać. Także po to, by się nauczyć, jak unikać konfliktów zagrażających na każdym kroku i nie popełniać błędów w zarządzaniu skomplikowaną maszynerią. Bardzo to wartościowe opracowanie.

Tytuł oryginalny

Tamta dekada

Źródło:

Nowe Książki nr 10/2024

Autor:

Elżbieta Baniewicz

Data publikacji oryginału:

23.10.2024