Różewicza jest za mało. Owszem, wiersze przypomina się przy rozmaitych okazjach, czyta się je też w szkole. Ale już teatry w ostatnich latach nie wystawiały jego dramatów. Nie mamy też całościowej biografii poety – powstawały tylko monografie jego twórczości. W 2021 r. dostaniemy biografię Magdaleny Grochowskiej, która będzie miała charakter reporterski i będzie skupiała się na życiu poety, nie na twórczości. Warto byłoby wrócić teraz do Różewicza, który bez złudzeń opisywał szaleństwo cywilizacji. I do Różewicza, który był niewygodny, choćby jako autor sztuki „Do piachu”, w której pokazał odheroizowany obraz partyzantki w 1944 r. To jeden z najwybitniejszych i najbardziej krytykowanych jego utworów. Sztuka powstała w 1972 r., ale zatrzymała ją cenzura i prapremierę miała dopiero w 1979 r. Po kolejnej dekadzie Kazimierz Kutz wystawił ją w Teatrze Telewizji w 1990 r. Za każdym razem wywoływała skandale (zdejmowano ją z afisza, wyrzucano reżyserów z pracy) i oskarżenia o kalanie narodowych wartości. Tymczasem ten dramat wchodzi w sam środek naszych dzisiejszych sporów o bohaterstwo i patriotyzm. Ciekawe, czy ktoś odważy się wystawić „Do piachu” w Roku Różewicza.
Tadeusz Różewicz (1921–2014) najbardziej zrewolucjonizował polską poezję po wojnie. Inni poeci musieli potem na siłę uwalniać się od jego wpływu. „Mnie o to chodziło – mówił w jednym z wywiadów – żeby przez wiersz jak przez czystą wodę to, co się rusza na dnie, było widać. I stąd forma musiała jak gdyby znikać, stając się tak przeźroczysta, że się zidentyfikowała z przedmiotem danego utworu”. Tak powstał wiersz różewiczowski. Słynne dramaty: „Kartoteka”, „Do piachu” czy „Pułapka”, też miały swoje źródło w poezji, a i ich zadaniem było otworzyć formę dramatu, zrewolucjonizować teatr. Przy okazji powstał tzw. bohater różewiczowski, którego można znaleźć potem w dziesiątkach innych tekstów literackich i dramatów.
Dla Różewicza literatura zawsze wiązała się z ruchem, zmianą, przekraczaniem siebie. „Dla mnie twórczość poetycka to było działanie, a nie pisanie »ładnych« wierszy. Nie wiersze, ale fakty” – pisał. Nie chciał produkować „piękna” i „przeżyć estetycznych”. Chciał wyjść poza słowo – już samo to pragnienie wyróżnia go spośród innych polskich poetów. Wiersz był dla niego zawsze nieukończony, latami potrafił się zastanawiać, czy użyć słowa „lawenda” czy może „rezeda”. I w kolejnych wydaniach na nowo przepisywał poszczególne utwory. Jego poezja zmieniała się niemal tak szybko jak świat dookoła. Tytuł debiutu „Niepokój” z 1947 r. wyznaczył całą jego drogę. Do końca, do ostatnich wierszy, zaskakiwał, niepokoił czytelników, szedł wbrew oczekiwaniom. A w dodatku nieustannie przenicowywał swoją twórczość. I mnożył paradoksy: jak pisać, skoro poezja dawno umarła? Skoro ważne jest milczenie, skąd ten zalew słów? Od lat 90. do jego wierszy wdzierała się śmietnikowa rzeczywistość.
Przez wszystkie lata stał się kronikarzem rozpadu. Otaczają nas – zamiast prawdziwego świata – podróbki podłej jakości już nawet nie markowych firm, ale samych podróbek. To dotyczy też słów: byle kto mówi o byle czym. Słowa „służą do wybielania/zębów/do płukania jamy/ustnej”. Prawdziwy świat został skradziony, zostały substytuty. Poeta już wiele lat temu prorokował, co nas czeka. Opisał rzeczywistość konsumpcyjną na długo przedtem, zanim zaczęliśmy w niej żyć.
Dzisiaj można wypowiedzieć wszystko. Zdanie, że Holokaustu nie było, jest tak samo możliwe jak prognoza pogody. A poezja nie jest rozmową z absolutem, ale organizacją resztek. Recykling – temu pojęciu z branży gospodarowania odpadami Różewicz nadał sens poetycki. Przy czym nadmiar rzeczy i słów tak naprawdę ukrywa dojmujący brak. Tak było zawsze u Różewicza – prawdziwa rzeczywistość, czyli Bóg, miłość, odeszły z tego świata, i jedyne, co można robić, to dawać temu świadectwo. Różewicz wiele razy pisał o tęsknocie za milczeniem (takim jak u Wittgensteina), za poezją bezsłowną. Przy czym tumult słów wdziera się też do jego wierszy. Droga Różewicza to próby mówienia ze świadomością, że brakuje do tego języka. Poeta nie milczy, tylko wypowiada milczenie.
Wielokrotnie pisał o bezradności poezji, która nie obejmuje już całości i niczego nie tłumaczy. Rzeczywiście jak nigdy dotąd skazani dziś jesteśmy na widzenie ograniczone i pokawałkowane. Jednak zadanie poety jest zawsze to samo – z wierszy „budować arkę, żeby coś ocalić”. Przy czym ta arka okazywała się możliwa tylko w snach. I wskazywał w stronę śmierci. Nieustannie tworzył bowiem w poezji coś w rodzaju tańca śmierci (czasem tańca śmieci).
Różewicz opisywał szaleństwo cywilizacji. Będzie coraz gorzej, mówił, skoro świat opiera się na rzezi zwierząt i przerabianiu resztek: „zabitych zarażonych owieczek/nie wrzucono do ognia piekielnego/przerobiono je na nowy produkt/znakomitą mączkę dla bydła rzeźnego”. Różewicz obnaża potworność świata i nie chce uciekać do pocieszającej metafizyki. Poeta jest tu kimś, kto opowiada się po stronie rozumu: „wystawiam sobie/świadectwo ubóstwa/ale nie mogę/gasić światła rozumu/tak obelżywie traktowanego/pod koniec naszego wieku”. Jeszcze gorzej traktowany jest rozum w kończącym się drugim dziesięcioleciu XXI w. Dlatego warto wracać do Różewicza.
***
Tadeusz Różewicz (1921–2014) – poeta, dramaturg, prozaik. Prekursor awangardy w poezji i dramacie. Na pytanie, czy możliwa jest poezja po Oświęcimiu, dał własną odpowiedź, tworząc nowy typ powściągliwego wiersza. Poszukiwacz nowych form ekspresji poetyckiej, odchodzący od awangardy w stronę ascetycznej prostoty. Autor m.in. tomów wierszy i poematów: „Niepokój”, „Regio”, „Płaskorzeźba”, „Zawsze fragment”, „Matka odchodzi”. Odnowiciel formy teatralnej: „Kartoteka”, „Stara kobieta wysiaduje”, „Na czworakach”, „Kartoteka rozrzucona”.