Rok 2021 – to rok dwóch ważnych dat dotyczących jednego z największych polskich aktorów dramatycznych i wspaniałego, wyjątkowego człowieka: 110. rocznica urodzin i 100. rocznica debiutu aktorskiego Tadeusza Fijewskiego. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Po raz pierwszy pojawił się na scenie teatralnej, będąc jeszcze dzieckiem. Jako dziesięcioletni chłopiec wystąpił w sztuce Moliera „Chory z urojenia” na scenie Teatru Polskiego w Warszawie. Tego samego teatru, na którego scenie wiele lat później zagrał mnóstwo doskonałych ról, dość wymienić Pluszkina w „Martwych duszach”, Kalmitę w „Chłopcach”, Anzelma w „Szkole kobiet”, Millera w „Intrydze i miłości”. Można powiedzieć, iż właśnie ten teatr stał się niejako pewną klamrą spinającą życie sceniczne aktora, albowiem otwiera i zamyka role teatralne Tadeusza Fijewskiego. Toteż zdziwiłby mnie ogromnie brak upamiętnienia ze strony tejże sceny wspaniałej i jakże godnej postaci. Takich aktorów już dziś nie ma. Myślę, że może jesienią, w nowym sezonie, Teatr Polski zaprosi widzów na wieczór poświęcony pamięci o tym wielkim artyście.
Wielki duchem
Gdyby życie zawodowe Tadeusza Fijewskiego upłynęło nie za „żelazną kurtyną”, a w którymś z krajów zachodniej Europy lub w USA, to dzisiaj nazwisko tego jednego z najwybitniejszych polskich aktorów nie byłoby zapomniane. Mimo że od śmierci artysty w listopadzie 1978 roku wyrosły już dwa pokolenia. Dorobek artystyczny, osobowość i to, jakim był on człowiekiem, zasługują na wielki film, na ambitny serial. Właśnie takie postaci trzeba dziś przypominać Polakom, przybliżać młodzieży. Bo, jak dotąd, młodzi wzorują się głównie na jednodniowych celebrytach, a Tadeusz Fijewski gdyby żył, żadną miarą nie pasowałby do celebryckiego towarzystwa. To nie jego świat i nie jego wartości.
Był człowiekiem wielkiego ducha, wybitnym artystą, a przy tym osobą o wielkiej skromności i dobroci serca. Kochał Polskę i bycie Polakiem było dla niego ważne. W takim duchu został wychowany wraz ze swoim rodzeństwem. Było ich jedenaścioro, rodzinny budżet nie zawsze starczał na podstawowe potrzeby. Miłość do Boga i Ojczyzny wynieśli z domu na całe życie, a zwłaszcza dali temu dowód podczas okupacji niemieckiej, działając w strukturach AK i biorąc udział w Powstaniu Warszawskim, w oddziałach Grupy Bojowej „Krybar”. Po upadku pwstania znalazł się w obozie jenieckim.
Wzruszał jak nikt
Chciał być aktorem, przed wojną ukończył Instytut Sztuki Teatralnej. Talent aktorski zauważalny był u niego od początku, zatem jesień roku 1939 rysowała się obiecująco dla młodego aktora. Ale wrzesień przyniósł zupełnie inną rzeczywistość, której konsekwencją dla Fijewskiego stała się nie scena teatralna, lecz obrona Ojczyzny. Po wojnie przeszedł przez kilka scen teatralnych: teatr w Toruniu, Teatr Powszechny w Łodzi, teatry warszawskie: Narodowy (doskonała rola m.in. Chlestakowa w „Rewizorze”), Współczesny (wybitne role: Gogo w „Czekając na Godota”, Fierapont w „Trzech siostrach”, Twardosz w „Dożywociu”, Eugeniusz w „Tangu” oraz inne) i wspomniany już Teatr Polski, w którym był do końca. Wspaniale, wybitnie zagrane role, chociaż nie zawsze pierwszoplanowe, ale za to silniej oddziałujące na widza aniżeli w tychże przedstawieniach role kolegów grających postaci główne. Widzowie kochali Fijewskiego już od jego wejścia na scenę. Był tak prawdziwy w tym, co mówił, jak mówił i jak się zachowywał, że publiczność silnie przeżywała losy postaci granej przez tego aktora. Współodczuwała z nim smutek i radość. Starsze pokolenie z pewnością ma do dziś w pamięci przejmującą postać Kalmity w sztuce Stanisława Grochowiaka „Chłopcy” na scenie Teatru Współczesnego czy rolę Kuby w filmie „Chłopi”, a także wiele innych ról, w tym także w Teatrze Telewizji czy w Polskim Radiu, gdzie przez kilka lat był Grzelakiem w „Matysiakach”.
Rola życia
Jednak życiową rolą Tadeusza Fijewskiego była postać Rzeckiego w filmie „Lalka” według powieści Bolesława Prusa. Był wiarygodny w każdej swojej roli – i małej, i dużej. Ale w tej kreacji zawarł summę swego aktorstwa: delikatnego, wyciszonego, wypełnionego ciepłem i prawdą. W budowaniu tej postaci aktor wziął wiele z siebie, z własnej osobowości toteż publiczność utożsamiała Fijewskiego z Rzeckim.
Warto przypomnieć, że kiedy w 1964 roku Teatr Współczesny gościł na tournée m.in. w Londynie, wówczas wybitny angielski aktor, Laurence Olivier, oglądając Tadeusza Fijewskiego na scenie, zachwycił się jego grą. Zaproponował nawet, by jego nazwisko znalazło się w powstającej wówczas europejskiej encyklopedii wybitnych twórców teatru i filmu. Ale, niestety, nie doszło do tego. Także inny wielki artysta, Charlie Chaplin, składał hołd naszemu wspaniałemu artyście po obejrzeniu serii filmów o panu Anatolu z Tadeuszem Fijewskim w roli głównej. Siostrzenica Fijewskiego, Barbara Dobrzyńska – znakomita artystka, śpiewaczka operowa, aktorka, reżyser wielu doskonałych spektakli patriotycznych – wspominając swojego wujka, mówiła: „Był dla mnie autorytetem artystycznym. Miałam wielki szacunek dla jego pracowitości i niezwykle poważnego traktowania widza. Był bardzo bezpośredni i ciepły w obyciu. Kochał ludzi, a ludzie jego. Zresztą, jego dobroć, ciepło, człowieczeństwo przebijało się przez role, które tworzył”.
Wielki artysta, a jednocześnie cichy, skromny, szlachetny człowiek kochający i uczynny dla ludzi. Potrzeba nam dziś takich artystów. Był osobą o nieskalanej uczciwości i rzetelności zawodowej.
W czwartek 15 lipca o godz.19.00 w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie zostanie odprawiona Msza św. za duszę śp. Tadeusza Fijewskiego, a po niej aktora będą wspominać artyści. Autorką programu jest Barbara Dobrzyńska.