EN

3.12.2004 Wersja do druku

Szukali duchów, znaleźli upiory

Kiedy przewróciłem ostatnią stronę "Mistrza", ogarnął mnie podwójny żal. Najpierw ten zwykły, towarzyszący każdej zakończonej podróży, z której się wraca do codziennych pieleszy. Podróż była niełatwa, pełna olśnień nowymi pejzażami, ale i trudu brnięcia przez gęste chaszcze - o książce Bronisława Wildsteina pisze Tadeusz Nyczek.

Wildstein [na zdjęciu] nigdy nie miał lekkiej ręki do prozy. Jego zdania, czasem efektowne, pisane w natchnionym uniesieniu, przeplatają się z długimi okresami filozofującej refleksji zapożyczonej z eseistyki, którą także z powodzeniem uprawia. Co nie zmienia podziwu, że w czasach kultury rączo zmierzającej ku zdziecinniałej prostocie znajduje się jeszcze ktoś najzupełniej na jej pokusy odporny, piszący książki dumnie elitarne i przekornie niemodne. I drugi żal: że historia, którą Wildstein opisuje, z rzeczywistości wzięta, została tak dalece przetworzona literacko, że aluzje do pierwowzoru są czytelne głównie dla miłośników teatru. A jest to historia absolutnie fascynująca. Jest bowiem gotową opowieścią pełną ludzkich dramatów, zwrotów akcji, niebotycznych wzlotów ducha i zadziwiających śmierci bohaterów. Krótko mówiąc, jest historią jednego z najniezwyklejszych teatrów XX wieku. Chodzi o najważniejszą polską doktrynę awangar

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Szukali duchów, znaleźli upiory

Źródło:

Materiał nadesłany

Przekrój nr 49

Autor:

Tadeusz Nyczek

Data:

03.12.2004