EN

15.02.2023, 11:49 Wersja do druku

Szalejący z planetami

„A planety szaleją… Młodzi w hołdzie Korze" na podst. utworów Olgi Jackowskiej i Marka Jackowskiego w reż. Anny Sroki-Hryń w Teatrze TV. Pisze Krzysztof Krzak na blogu KTO - Kulturalne To i Owo.

fot. Vova Makovskyi

W pierwszy weekend lutego 2023 roku Teatr Współczesny w Warszawie na Scenie w Baraku prawdopodobnie po raz ostatni zagrał spektakle „A planety szaleją… (Młodzi w hołdzie Korze)” w reżyserii Anny Sroki-Hryń. Wcześniej jednak powstała telewizyjna wersja spektaklu, którą TVP 1 pokazała w głównym paśmie Teatru Telewizji 13 lutego 2023 roku.

„Planety…” trafiły na deski sceny kameralnej warszawskiego Współczesnego przed dwoma laty, w sierpniu, jeszcze jako praca szkolna zrealizowana w 2019 roku przez ówczesnych studentów Wydziału Aktorstwo Teatru Muzycznego Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie w ramach przedmiotu „Sceny dialogowe muzyczne”. Młodzi adepci aktorstwa pracowali pod kierunkiem dr Anny Sroki – Hryń, znanej z wielu „śpiewanych” ról m.in. w chorzowskim Teatrze Rozrywki i Teatrze Muzycznym „Roma” w Warszawie. Na stronie internetowej uczelnianego Teatru Collegium Nobilium można przeczytać informację, że spektakl „A planety szaleją…” jest rodzajem eksperymentu scenicznego polegającego na nowym odczytaniu piosenek nieżyjącej już kultowej wokalistki zespołu Maanam, Kory, która jednocześnie była autorką tekstów wykonywanych piosenek, uznawanych przez sporą część literaturoznawców za poezję. W przedstawieniu wykorzystano w sumie szesnaście piosenek Maanamu (niektóre we fragmentach) z tekstami Olgi Sipowicz i z muzyką Marka Jackowskiego, których nowego opracowania muzycznego podjął się pianista Mateusz Dębski, który wspólnie z harfistką Aliną Łapińską i kontrabasistą Wojciechem Gumińskim akompaniuje w telewizyjnej wersji spektaklu młodym aktorom. Dębski właściwie stworzył kultowe hity Kory od nowa, aranżacje odbiegają zasadniczo od pierwotnych wersji, a oryginalne brzmienia najbardziej słyszalne są głównie w refrenach. W ujęciu Mateusza Dębskiego bliżej kompozycjom Jackowskiego do muzyki popowej, quasi musicalowej, poezji śpiewanej, a w finale do raperskiego numeru, niż do muzyki rockowej, co spowodowane jest w dużym stopniu użytym przez aranżera nietypowym instrumentarium i zamysłem reżyserki nakierowanym na przekaz tekstów poetyckich Kory. Ich przekaz doskonale wybrzmiał w wykonaniu tych młodych, uzdolnionych aktorów.

 W zarejestrowanym dla potrzeb Teatru Telewizji spektaklu występuje 11 śpiewających aktorek i aktorów. Z pierwotnej obsady nie załapali się, mówiąc kolokwialnie, Ada Dec (zastąpiła ją w piosence „Szare miraże” Aleksandra Boroń) i Mikołaj Śliwa (obecnie etatowa aktorka Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu i aktor z tą sceną współpracujący). Czworo byłych studentów Akademii Teatralnej po prezentacji „Planet…” na scenie przy Mokotowskiej otrzymało w tym teatrze etaty. Należą do nich: Maja Polka (to ona śpiewa „Szał niebieskich ciał”, z którego cytat posłużył za tytuł spektaklu), Natalia Stachyra (świetna „Luciolla”), Juliusz Godzina (rewelacyjnie zaśpiewał partię główną w „Cykadach na Cykladach” z towarzyszeniem pomysłowego „chórku”) i Maciej Kozakoszczak (niezwykle muzykalny, równie znakomity w balladzie „Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech”, jak i w hip – hopowym „Kocham cię, kochanie moje”). Ale oprócz nich są też i inni, równie świetni głosowo, ruchowo, aktorsko. Nie sposób nie wspomnieć o Tomaszu Osicy, który stworzył perełkę aktorską, śpiewając „Lipstick on the glass”, podobnie jak Wojciech Melzer w dynamicznym „Och, ten Hollywood”, Maciej Dybowski (O! Nie rób tyle hałasu), czy Olga Lisiecka śpiewająca „Boskie Buenos”. No i są w tym spektaklu absolutnie wstrząsające wykonania przebojów „Paranoja jest goła” Jagody Jasnowskiej i „Stoję, stoję, czuje się świetnie” Karoliny Piwosz.

To w zasadzie esencja przekazu tekstów Olgi Sipowicz, pokazujących zagubienie i osamotnienie człowieka w czasach, gdy piosenki te powstawały (zaskakujące, że ci młodzi ludzie, których w latach 80. XX wieku nie było jeszcze na świecie potrafią śpiewać o tamtej rzeczywistości z takim wewnętrznym żarem). A oprócz solowych popisów są również wykonania zespołowe, choćby „Się ściemnia” czy „Oddech szczura”. To w nich najdobitniej usłyszeć można dobrze postawione głosy całej jedenastki i perfekcyjną umiejętność zespołowego tworzenia wartości artystycznych. A dodać też należy, że Sroka-Hryń nie oszczędzała swoich podopiecznych, dokładając im do śpiewania także zadania ruchowe, niejednokrotnie bardzo dynamiczne i wręcz ekwilibrystyczne. A przy tym każdy ze śpiewanych utworów stanowił określony obrazek dramaturgiczny, osadzony w kontekście wypływającym z napisanego przez Korę tekstu. Okazało się przy tej okazji, że dobra koncepcja, umiejętna praca z aktorami (w tym przypadku niezwykle utalentowanymi i pracowitymi) rodzi efekt w postaci znakomitego przedstawienia. I nie potrzeba do tego rozbudowanej scenografii czy wyszukanych kostiumów (Anna Sroka-Hryń, odpowiedzialna i za te elementy przedstawienia ograniczyła się do właściwie pustej sceny zwieńczonej z tyłu czymś, co przypomina bramę do wszechświata, 11 krzeseł i jednolitych czarnych garniturów), by powstało znakomite, wciągające od pierwszych taktów przedstawienie. W wersji telewizyjnej swój udział w sukcesie „Planet…” mieli również Witold Płóciennik (autor zdjęć) i Adam Kwiatek (świetny, dynamiczny montaż).

Tytuł oryginalny

Szalejący z planetami

Źródło:

kulturalnetoiowo.blogspot.com
Link do źródła

Autor:

Krzysztof Krzak

Data publikacji oryginału:

14.02.2023