EN

6.12.2021, 19:25 Wersja do druku

Świństwo Teatr WARSawy

fot. Rafał Meszka / mat. teatru

"Świństwo" Marie Darrieussecq w reż. Adama Sajnuka w stołecznym Teatrze WARSawy. Pisze Ewa Bąk na blogu "Okiem widza".

Wchodząc na widownię najpierw zobaczymy się my, widzowie, w trzech olbrzymich pękniętych lustrach. Zupełnie jakbyśmy wkraczali w świat współczesnego Narcyza, skupionego wyłącznie na sobie, na urodzie, wyglądzie, powierzchowności. Zwłaszcza że z boku na ścianie wisi masa większych, mniejszych luster w różnorakiej oprawie. Multiplikują nas, ukazują z różnych perspektyw.

W centrum ustawiono podest, wybieg, cokół, scenę, na której w trakcie spektaklu mówią o swoim życiu, o sobie trzy piękne, ponętne dziewczęta. Ubrane w kuse, tandetne ciuszki prowadzą głośny monolog wewnętrzny jakby dotyczył jednej osoby lub był wspólnym głosem młodych, samotnych, skazanych wyłącznie na siebie, uzależnionych od mężczyzn kobiet. Są tylko pozornie wyzwolone, niezależne, zadowolone, bo rzeczywistość mocno zgrzyta. Zmory wypełzają w niuansach, przemilczeniach, bezrefleksyjnych puentach. W trójnasób zbiorowa bohaterka papla o swojej urodzie, pracy, codzienności, wyglądzie. Prozie życia. Za wszystkie fanty- nisko płatna praca na pół etatu, mieszkanie z facetem, nagrody za dobrą pracę- musi płacić seksem, uległością, wyzywającym wyglądem. Kobiecość skupiona tylko na sobie zagaduje kompulsywnie coraz bardziej rosnący w niej strach o to, że wszystko jej się wymknie spod kontroli, że wszystko straci: partnera /bądźmy szczerzy beznadziejnego/, pracę/nie ma co kręcić kiepską/, urodę/niestety szybko przemija/. Jak w prozie Elfriede Jelinek babskie przechwałki mają smak goryczy, ekshibicjonizm zdradza najskrytsze lęki. Logorea mielizn podłej egzystencji.

3x dziewczyna przeczuwa, w końcu zauważa, że się zmienia. Jak bohater PRZEMIANY Franza Kafki. Ten był mężczyzną i przepoczwarzył się w paskudnego robaka. Ona jest kobietą i staje się odrażającą maciorą. To może być ucieczka od oczekiwań świata, powrót do bezpiecznego siebie. Ku harmonii, spokojowi, bez ciągłego mizdrzenia w wulgarnym uścisku łapy obleśnego, lubieżnego patriarchatu. Dochodzi w ten sposób do porównania brzydoty pogoni za pięknem z pięknem zwierzęcej, żyjącej w zgodzie z naturą brzydoty. Tu nie ma opozycji. Najpierw dziewczyna instynktownie prze ku temu, co przez świat uznane jest za pożądane potem w obronie własnej ulega zezwierzęceniu, bo traktowana jest instrumentalnie, bezdusznie, do wyczerpania. Mentalnie ucieka z nadzieją znalezienia ratunku w tym, co powszechnie uważa się za obrzydliwe, odrzucane, nieakceptowane. Wydaje się, że będzie niewidzialna, nietykalna, bezpieczna. Szczęśliwa. Roztacza kolejny miraż wyobraźni w rozbitym lustrze kreowanej przez system rzeczywistości zwierzęcej. Tak się czuje. Wszystko się zmienia, by nie zmieniło się nic. Na scenie teatru/tak naprawdę życia/ widzimy nadal te same zwyczajne dziewczyny, nimfetki, girlsy, ukryte pod makijażem, poprawione skalpelem laleczki Barbie. Do zabawy, jednorazowego użycia.

Adam Sajnuk pewną ręką reżyseruje temat próby ocalenia osobowości stłamszonej, uległej, słabej. Rozbijając bohaterkę na trzy postacie czyni jej głos silniejszym, bardziej znaczącym i nie jest to już historia jednej ale wielu kobiet. Ich sytuacja, położenie, kondycja nie jest wyjątkiem ale regułą. Wizualizacją oczekiwań wobec kobiet seksistowskiego, mizoginicznego świata. Scenografia, podobnie jak zabieg multiplikacji bohaterki na trzy postacie, wykorzystująca motyw zwielokrotnienia, podkreśla defekt spojrzenia na obraz odbity, zaburzony, wykreowany a nie taki, jaki jest w swej istocie. Obraz procesu przemiany kobiety w maciorę powstaje jedynie w słowach. I jest najmocniejszy. Trudny do zniesienia. Opisuje desperacką ucieczkę od pustki życia, braku perspektyw, braku poczucia własnej wartości, pewności siebie. Od cierpienia. Pikowanie w brzydotę, obrzydliwość, naturalistyczne upodlenie, w którym bohaterka czuje się sobą, jest spokojna, wolna. Ale wpada w kolejną mentalną pułapkę. W tej nowym wizażu unika jedynie pożądliwego spojrzenia ludzi/czytaj mężczyzn/. Świat zwierząt jest równie surowy, bezwzględny, brutalny. Reżyser wzmacnia instynktowne poszukiwanie przez kobiety takiego wizerunku, który by je zadowalał. Świat jednak jest perfidny i interesowny, każe ludziom odgrywać z góry/historia, tradycja, płeć, status/ sprofilowane role. Nie ma takiego modelu, który byłby idealny, który gwarantowałby sukces, full satisfaction. Każdy jest niedoskonały. Mami, oszukuje, zwodzi.

Ada Dec, Justyna Fabisiak, Angelika Kurowska, Konrad Żygadło grają lekko, naturalnie, zespołowo. Uwiarygadniają wizję reżyserską. Komponują obraz człowieka, który instynktownie, bezrefleksyjnie usiłuje być kompatybilny z opresyjnym wobec niego światem. Wydobywają dramat niemożności satysfakcjonującego przystosowania, bo bez względu na to jak bardzo się ich bohaterka stara, ponosi porażkę, jakby a priori wykluczyła, że jej kolejne wcielenie może być wyborem fałszywym, nie jej własnym. Naznaczonym grzechem pierworodnym nierównych sił na styku jednostka świat. Ostatecznie jej przemiana to tylko nowe barwy ochronne. Sposób na przetrwanie. Przynosi jedynie chwilową ulgę, daje złudne wytchnienie. Jak lekarstwo na śmiertelną chorobę, w tym wypadku kolokwialnie mówiąc, na świństwo.

Tytuł oryginalny

ŚWIŃSTWO TEATR WARSAWY

Źródło:

okiem-widza.blogspot.com
Link do źródła

Autor:

Ewa Bąk