„Teatr małej ojczyzny” Andrzeja Bucka to monumentalna – licząca blisko sześćset stron – opowieść o teatrze w Zielonej Górze. Piszę opowieść, a nie monografia, ponieważ praca ma odmienny charakter. Nie jest, nie musi i nie powinna być lekturą, która została wydana w związku z takim lub innym jubileuszem, wkrótce trafi na półki, gdzie zakurzy się i zostanie zapomniana. „Teatrowi małej ojczyzny” to nie grozi.
Nie znam zdecydowanej większości opisywanych przez Bucka spektakli, a przecież, czytając tę pracę, co raz łapałem się na tym, że widzę te spektakle, czuję znój i euforię ich przygotowywania, cieszę się ze współuczestnictwa. Teatr jest wysiłkiem i radością zbiorową, i tę zbiorowość stara się uchwycić autor tomu. Z dużym sukcesem.
Andrzej Buck zna dzieje Lubuskiego Teatry w Zielonej Górze z autopsji, przez wiele lat był kierownikiem literackim, a następnie dyrektorem zielonogórskiego teatru, w jednym z najlepszych artystycznie dla tej sceny okresów, ale nie chce, a pewnie i nie potrafiłby pisać wyłącznie o sobie i własnych dokonaniach. Perspektywa Bucka jest inna: sentyment, bez resentymentów. Taką publikację mógł bowiem stworzyć jedynie pasjonat teatru i pisania o teatrze.
To praca w jakimś stopniu unikatowa. Pisana bez hierarchizowania, bez poczucia wyższości, za to z pietyzmem i z czułością. Teatr dedykowany dzieciom został opisany na tych samych prawach co wielkie realizacje Gombrowicza, Mrożka czy Szekspira. Wielkie nazwiska związane ze sceną lubuskiego teatru sąsiadują z takimi, które nie przetrwały w zbiorowej pamięci, a których umieszczenie w tomie oznacza w jakimś stopniu nieśmiertelność. Buck prowadzi detaliczne kalendarium, wkomponowuje w materię historycznoteatralną recenzje (niechby nawet krytyczne), przede wszystkim jednak czuje się w tym teatralnym „dziejopisaniu” zaangażowanie osobiste, prywatne. Mimochodem Andrzej Buck wspomina o własnej drodze, najpierw teatromana zafascynowanego choćby Szajną, następnie kierownika literackiego, a wreszcie wieloletniego dyrektora Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze (przez wiele lat, aż do 2019 roku, noszącego imię Leona Kruczkowskiego). Dziesiątki premier, spotkań, przygotowań do wyjazdów festiwalowych, ale też integracji zespołu z widzami, wciąż nowych pomysłów, benefisów i rautów. Realizacje Leszka Mądzika, Jerzego Hoffmana, Piotra Łazarkiewicza, występy gościnne Anny Seniuk, pierwsze prace teatralne Małgorzaty Bogajewskiej czy Pawła Demirskiego. To wszystko – plus dziesiątki innych wydarzeń czy nazwisk – towarzyszyło dyrekcji Bucka, autor wpisuje owe wydarzenia w wielki teatralny krwiobieg powojennej historii teatru w Zielonej Górze. Teraźniejszość w narracji Bucka komentuje przeszłość, jest w niej zakorzeniona, czerpie z dawnych doświadczeń.
Wspaniały budynek Lubuskiego Teatru, dzieło berlińskiego architekta Oskara Kaufmanna, twórcy Volksbühne, przechowuje pamięć o dziesiątkach przedstawień dramatycznych, muzycznych, komediowych, kabaretowych, ale także eksperymentalnych, performerskich. Większość została odnotowana w tym tomie. Buck precyzyjnie odtwarza początki nowego Lubuskiego Teatru, który powstał na bazie przedwojennego teatru, bazującego na impresaryjnych przedstawieniach przywożonych z Berlina, Głogowa, Zgorzelca czy z Wrocławia. W roku 1951 zaczął działać Miejski Teatr Zielonogórski, w którym występowały przede wszystkim dwa zespoły – „Teatr Kolejarza” i „Nowa Reduta”, a pierwszą premierą wystawioną 24 listopada 1951 roku była „Zemsta” Aleksandra Fredry. 18 grudnia 1964 Państwowy Teatr Ziemi Lubuskiej zaczął funkcjonować jako Lubuski Teatr im. Leona Kruczkowskiego. Dla historii teatru w Zielonej Górze rozpoczął się wówczas najważniejszy, trwający aż do dzisiaj rozdział.
„Teatr małej ojczyzny” jest teatrem opisanym z perspektywy osobistej, z perspektywy Andrzeja Bucka. Zachowując atuty pracy naukowej, jest także rodzajem literatury przypominającej teatr właśnie. Wszystkie gatunki: esej i kalendaria, wykopiowania recenzji i osobiste referencje, zdjęcia i afisze teatralne. To przecież jak w teatrze: i farsa, i dramat, Szekspir i Cooney, wielkie festiwale i doraźne kłopoty techniczne. Andrzej Buck, człowiek teatru, wnika głęboko pod teatralną podszewkę. Zagląda tam, gdzie nikomu przed nim nie udało się, albo nie chciało zajrzeć. Odnotowuje nie tylko największe wydarzenia dla sceny lubuskiej, ale także przedstawienia z perspektywy czasu marginalne, zapomniane. Utrwala je. To może właśnie najważniejsze, przecież ulotność sceny jest porażająca.
Miesiące, tygodnie pracy, premiera, kilka recenzji, kilka zdjęć, czasami reportaż w telewizji. I tyle. Może jeszcze pamięć widzów, dopóki trwa. Buck pomaga tej pamięci, zapisuje.
W kalendariach lubuskiego teatru pojawiają się znane nazwiska, artyści związani z Lubuskim Teatrem przez dekady, ale także twórcy wpadający do Zielonej Góry na chwilę, na jeden czy dwa spektakle, doktor Andrzej Buck pisze o teatrze dziecięcym, o realizacjach studenckich, teatrze poetyckim. Pisze o tym bez kompleksów, z poczuciem regionalnej dumy, już na początku tomu wyjaśniając (za Janem Peszkiem), że prowincjonalizm jest problemem mentalnym, i nie ma czegoś takiego jak prowincjonalny teatr. Jest za to „Teatr małej ojczyzny” – powód do dumy, nie wstydu. W tomie znalazła się również wypowiedź Leszka Mądzika z 2003 roku. Wybitny twórca mówi o sztuce teatralnej, że „pozwala dzielić się z innymi własnymi lękami i zagrożeniami”. I taki właśnie jest teatr, taki powinien być. To przeżycie polegające na spotkaniu cudzego głosu z własnym. Na żywo, z udziałem aktorów, publiczności. Inny teatr nie ma sensu – ostatnie miesiące pandemii pokazały wyraźnie, że próba przeniesienia teatru do sieci, do online’u, kompletnie się nie sprawdziła. Teatrem jest spotkanie. Autora i reżysera, aktora i widza, scenografa, kostiumografa… Innego teatru nie będzie.