„Oczy tej małej” Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk i Wawrzyńca Kostrzewskiego w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego, w Teatrze Studyjnym PWSFTviT w Łodzi. Pisze Izabella Adamczyk w „Gazecie Wyborczej Łódź”.
Wawrzyniec Kostrzewski i Małgorzata Sikorska-Miszczuk opowiadają w „Oczach tej małej" o marcowej emigracji i antysemickiej nagonce, ale też o sytuacji polskich „niewinnych młodych czarodziejów", którzy w Ameryce byliby hippisami, braliby LSD i głosili hasła wolnej miłości.
W „Mieszkaniu na Uranie" Paul B. Preciado, transsyn katolickiego prawicowego małżeństwa Hiszpanów, wspomina sen: ekspertka od zarządzania nieruchomościami we wszechświecie zachęca go, żeby zamieszkał na Marsie. Uran odradza, bo za daleko. A jednak - Preciado wybiera tę najdalszą utopię. „Spakuj walizkę", „przekrocz granicę" - zachęca. Uciekaj od biurokratów, sam/a stwórz idealne miejsce dla siebie.
Festiwal Sztuk Teatralnych w Łodzi. „Dziady" w Erze Wodnika
Przypomniałam sobie tę opowieść, oglądając w trakcie 41. Festiwalu Szkół Teatralnych spektakl „Oczy tej małej" Wawrzyńca Kostrzewskiego i Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Niby spektakl historyczny (jak opowiedzieć młodym o Marcu? Właśnie tak!), ale też opowieść o dojrzewaniu i pragnieniu ucieczki.
Nie ma jednej opowieści o 1968 roku, jest ich wiele - przekonują Ewa Winnicka i Cezary Łazarewicz w książce reporterskiej „1968. Czasy nadchodzą nowe". Różnią je obiekty kontestacji, tryby rewolucji i wizje utopii. „W zachodniej Europie najbardziej nie podoba się autorytaryzm francuskich szkół, złe traktowanie byłych kolonii, hitlerowska przeszłość rodziców, zaangażowanie w wojnę w Wietnamie oraz społeczne nierówności. We wschodniej Europie problemem są cenzura, zamordyzm, cień Wielkiego Brata. To osobne światy. Gdy studenci w Warszawie i Pradze chcą wolności słowa, studenci w Paryżu żądają koedukacyjnych akademików" - piszą Łazarewicz i Winnicka.
W 1968 w Paryżu studenci protestują, w Czechosłowacji trwa Praska Wiosna, w Woodstock zaczyna się Era Wodnika i rewolucja seksualna. W Polsce 1968 to dwudata: władza zdejmuje z afisza „Dziady", warszawscy studenci strajkują, nie podoba się polityka Władysława Gomułki. A także rozpoczyna się haniebna nagonka na Żydów, zmuszająca do emigracji 13 tys. Polaków. Na ulicach mówi się, że mieszkania Żydów cuchną cebulą i czosnkiem. A w tym samym czasie „Kobieta i życie" wyjawia, jak zrobić „polski gin": „do zwykłej czystej wódki wsypać 8-10 ziaren jałowcka i postawić przy kaloryferze na 4-5 dni" (podaję za Łazarewiczem i Winnicką).
Trudno być młodym w 1968. Bardzo trudno być młodym Żydem.
Wawrzyniec Kostrzewski znalazł świetny materiał na spektakl - historię z życia. Prawdziwy Jurek K. mieszka w Stanach. W planach film o jego perypetiach.
„Żydzi na księżyc"
Jurek K. (skojarzenie z bohaterem „Procesu" całkiem uzasadnione) dostaje nakaz wyjazdu z kraju, ale także... zakaz wyjazdu. Zmuszony do pożegnania z rodziną, pozostawiony sam sobie, z braku alternatywy zajmuje na czarno (jest przecież „człowiekiem bez właściwości urzędowych") własne mieszkanie, w partyjnym żargonie nazywane „pożydkiem".
Tu Kostrzewski i Miszczuk puszczają wodze fantazji. Los rzuca Jurka na granicę, a więc w przestrzeń przejścia, w limbo, gdzie odwiedzają go dziady i dybuki. W spektaklu Kostrzewskiego i Sikorskiej-Miszczuk trudno odróżnić realność od fantazji - te płaszczyzny nakładają się na siebie. Meblościanki, sukienki w grochy, woda sodowa to tylko dekoracje. Jurka odwiedzają nie tylko przyjaciele, z którymi rozmawia o „Dziadach", „Złym" Tyrmanda, „Zniewolonym umyśle" Miłosza i „Roku 1984" Orwella: zadziorna rewolucjonistka, miłośnik Dylana i dunhillów, zakochana w Jurku dziewczyna. Pierwsza miłość: tajemnicza dziewczyna. Przychodzą do niego także zagazowani w Treblince dziadkowie, których właśnie (od)zyskał (dopiero w 1968 dowiaduje się, że jego ojciec jest Ocalonym). Wsparciem służy Winnetou, przyjaciel z dzieciństwa. Materializują się bohaterowie telewizyjni - karykatura Wiesława Gomułki, lądujący na księżycu Neil Armstrong i zapomniany, zepchnięty w mrok niepamięci drugi kosmonauta.
Księżyc - znakomity cel ucieczki.
I tu do gry wkracza pilotka Amelia Earhart, która pragnęła jako pierwsza kobieta w historii okrążyć kulę ziemską. Zaginęła. Ślad po niej urywa się gdzieś pomiędzy Papuą-Nową Gwiną a hawajską wyspą. Została uznana za zmarłą 5 stycznia 1939 roku, ale jej zniknięcie pozostaje tematem domysłów. Niektórzy sugerują, że Earhart była szpieginią, a uwięziona przez Japończyków zmarła w niewoli. Inni – że żyła na bezludnej wyspie Nikumaroro na Pacyfiku. Nie napiszę, co Earhart robi na scenie Studyjnego, ale pomysł wprowadzenia wątku feministycznego bardzo mi się podoba.
Rządzi Pierwsza Sekretarka
"Oczy tej małej" to spektakl wzruszający. Owszem, miejscami trochę naiwny, ale dający „nadzieję w mroku". Jest tu też mnóstwo dowcipu: kiedy Winnetou pyta o etymologię nazwiska Gomułka, a widz dowiaduje się, że stery w państwie dzierży Pierwsza Sekretarka, towarzysz Wiesław jest tylko figurantem.
Bawi „filmowa" walka mocarstw. Stopę na Księżycu postawił Neil Armstrong, a przecież Księżyc miał być czerwony. Imperialistyczni reakcjoniści zniweczyli nadzieje na wspólny socjalistyczny wszechświat. Ale jak podejrzewają przyjaciele Jurka, skoro Księżyc przypadł Amerykanom, Rosjanie pewnie skolonizują Słońce.
Największe zadanie aktorskie dostał Krzysztof Surówka (wywiązał się z niego znakomicie), ale jest w „Oczach" mnóstwo mniejszych świetnych ról: Maciej Walter jako Winnetou, Wiktoria Supryn jako Ewa (jak z filmu noir), Julia Mika (Amelia Earhart) czy Kordian Dubkowski parodiujący Pierwszego Sekretarza. A także wystylizowana na Amy Winehouse Jadzia, czyli Patrycja Sikora, śpiewająca (znakomicie!) „Moon River" i tytułowe „Oczy tej małej".
Trwa Festiwal Sztuk Teatralnych w Łodzi. Niestety studenckie spektakle są efemerydami. Idźcie na „Oczy", póki jest jeszcze taka możliwość! Grają 20 i 21 maja w Teatrze Studyjnym.