„Milczenie. O Ewie Demarczyk” Zuzanny Bojdy w reż. Tomasza Fryzeła w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Jacek Sieradzki, członek Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
„Twarz Ewy, czasami tylko jeden profil, wyłania się z mroku – wspominał Zygmunt Konieczny. – Wszyscy pamiętają to z jej koncertów i fotografii. A cały ten entourage wynikał po prostu z niedostatku – w Piwnicy był tylko jeden reflektor. Z czasem przerodziło się to w integralną część spektaklu, dodaliśmy do tego efekty dynamiczne i powstał typ oświetlenia, którego bardzo jej zazdroszczono.” Nigdy nie dość okazji, by przypomnieć, jak niewiele trzeba, żeby zrodziło się dzieło, które potem obrasta legendą. Talent i przychylne okoliczności. Nic więcej. Dwa lata po śmierci i dwadzieścia trzy lata po ostatnim koncercie Ewa Demarczyk znów jest na afiszach. Tym razem jako bohaterka spektaklu, nie jako wykonawczyni. Wraca jako postać mityczna, jako obiekt fascynacji. I oczywiście jako wyzwanie. Wielostronne. Dwa spektakle tego sezonu z Demarczyk w podtytule (trzeciego, w warszawskiej Polonii, nie zdążyłem zobaczyć) zupełnie odmiennie kalibrują cel. Uwagę twórców Milczenia w Polskim w Bielsku-Białej wiąże pieśniarka, uwagę Anny Sroki-Hryń w warszawskim Współczesnym – jej pieśni. Parę słów o tym drugim przedsięwzięciu o wieloznacznym tytule Z ręką na gardle. Na drewnianym parkiecie Grzegorza Policińskiego o krzywych, zwichrowanych kształtach, niczym z pijanej tancbudy albo statku podczas sztormu, grupa mężczyzn i kobiet w fascynujących, pół wytwornych, pół szalonych kostiumach Sabiny Czupryńskiej śpiewa kolejne songi Zygmunta Koniecznego i Andrzeja Zaryckiego do wielkich poetyckich tekstów, podbijając sobie muzyczne komplikacje, już w oryginałach przecież niebywałe (Tomaszów miksowany jest z An die Musik Schuberta, gdzie padają słowa „Du holde Kunst”, cytowane w Tuwimowskim wierszu). Każda pieśń w opracowaniu Jakuba Lubowicza jest oszałamiającą wariacją, dopełnieniem oryginału, aktorskim, interpretacyjnym, ale przede wszystkim wokalnym. Anna Sroka-Hryń ma do dyspozycji swoich studentów z Akademii Teatralnej, doskonale zna niesamowite możliwości całego ansamblu z Jakubem Szyperskim na czele. Wolno sądzić, że nawet legendarnie wyśrubowane wymagania patronki co do zawodowego perfekcjonizmu dedykowane jej widowisko byłoby zdolne spełnić.
Milczenie w Bielsku-Białej jest radykalnie skromniejsze inscenizacyjnie: aktorka na czarno (ale nie w tej sukience, którą znamy ze zdjęć) i białe, tiulowe zasłony w tle. Chwali się twórcom (reżyser Tomasz Fryzeł, scenograf Szymon Szewczyk) ten minimalizm. Gdy podczas rozwibrowanego Takiego pejzażu Wiesława Dymnego dół materii zafaluje powiewem wiatru, efekt będzie mocniejszy niż cała feeria laserowych świateł w musicalowych widowiskach.
Zuzanna Bojda napisała swego rodzaju „studium stojącej na scenie”, ciszy przed, ulgi po, stóp wbitych w podłogę, gardła stającego się środkiem ciężkości, napięcia mięśni, tremy, dręczących zwątpień i euforii kontaktu z widzem – jeśli się zdarzy. Tudzież myśli gnających przez głowę, branych ze strzępów boleśnie niekompletnej wiedzy o pieśniarce. Ale nie anegdoty o matce, o kochaniu, o występach w Paryżu czy na Kubie będą tu kluczem, tylko to ciało w stanie maksymalnej koncentracji, bombardowane tysiącem impulsów. Monologi – krótkie, tyle co dłuższy oddech między piosenkami – idą raz w pierwszej, raz w trzeciej osobie; Marta Gzowska-Sawicka buduje między nimi cienki dialog, mówi „ja”, potem delikatnie się dziwi „ona”? I dodaje jeszcze trzeci ton, okrągłych zdań do wywiadu, błyszczących i manierycznych, w kontraście z którymi te autoprzeglądania się, te autozdziwienia wypadają bardzo szczerze.
A piosenki są masywne, potężne. Karuzela z Madonnami do wiersza Białoszewskiego, Taki pejzaż i oczywiście Grande Valse Brillante Tuwima. Z podniesionym i tu stopniem muzycznej trudności: Nikodem Dybiński za każdym razem wyprowadza podkład instrumentalny z jakiejś chmury dźwięków, zgrzytliwej, agresywnej, niejako nieprzyjaznej wobec wykonawczyni. Wejść z takiego klasteru prosto w kompozycje Koniecznego z ich zawsze kapryśnym metrum to sztuka nie lada. Gzowska-Sawicka robi to z imponującą perfekcją. I ma głos jak dzwon o szlachetnej, niskiej barwie. Chce się go słuchać.
Tylko czemu poza śpiewającej jest za każdym razem taka sama: nieruchoma sylwetka, uniesiona twarz, wzrok utkwiony gdzieś ponad widownią? Dobrze, wiem czemu: „twarz Ewy, czasami tylko jeden profil…”. Ale chciałoby się na chwilę tego wieczoru, miast myśleć wciąż o bohaterce, podumać o wierszach, które śpiewa, o emocjach, które niosą, one, nie ich wykonawczyni. Notabene Ewa Demarczyk nie była przecież w swoich recitalach tak jednostajnie spiżowa, potrafiła być i delikatnie liryczna, i żartobliwa. Choćby w takim Jaki śmieszny jesteś pod oknem zapomnianego poety Wincentego Fabera. W bielsko-bialskim przedstawieniu nie ma jednak tej piosenki (a gwoli sprawiedliwości dopowiedzmy, że Anna Sroka-Hryń w Warszawie też pozwala widzom leciutko się uśmiechnąć dopiero, gdy na bis jej ansambl śpiewa Na moście w Avignon Baczyńskiego).
Domagam się czegoś, czego nie ma, bo miało nie być. Nie powinienem: spektakl nazywa się Milczenie. O Ewie Demarczyk i realizuje to, co zapowiada, konsekwentnie i z dobrym skutkiem. Po prostu zatęskniło mi się do czegoś, co nie tak dawno bywało źródłem scenicznego artyzmu, a dziś jest tylko przedmiotem beki. Do piosenki aktorskiej, do małych muzycznych ról, poetyckich, dramatycznych, komediowych, do teatralnych miniaturek, w których liczy się interpretacja, nie ekspresja. Coraz mniejszej liczbie aktorów chce się w to bawić, a jeszcze rzadziej bawić się tym dobrze; wrocławski Przegląd Piosenki Aktorskiej odjeżdża w inne dźwiękowe światy. Marta Gzowska-Sawicka ze swoim wielkim głosem, ale i z doświadczeniem licznych zadań aktorskich, od dramatu do groteski, mogłaby, myślę, ułożyć program, już nie hołdujący dawnej legendzie, tylko budujący własną muzyczno-sceniczną opowieść, wielobarwną, wielotonową, zróżnicowaną, bogatą. A potem jak w Piwnicy: jeden reflektor wystarczy.
Zuzanna Bojda MILCZENIE. O EWIE DEMARCZYK. Reżyseria: Tomasz Fryzeł, dramaturgia: Zuzanna Bojda, scenografia i kostiumy: Szymon Szewczyk, muzyka i aranżacje piosenek: Nikodem Dybiński, reżyseria światła: Klaudyna Schubert. Prapremiera w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej 3 grudnia 2022