EN

30.10.2023, 11:47 Wersja do druku

Strzały amora

„Don Kichot” Ludwiga Minkusa w choreografii Anny Hop, pod kierownictwem muzycznym Jerzego Wołosiuka Baletu Opery na Zamku w Szczecinie. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.

fot. Piotr Gamdzyk - Photography / mat. teatru

W naszym kraju klasyka baletowa to ograniczone pole repertuarowe. Jak mantrę sceny powtarzają te same propozycje i widz podróżnik zachodzi w głowę czy można coś nowego jeszcze wymyślić, aby odejść od sztampowej, jednorodnej idei narracyjnej? Otóż można! Takowy przypadek właśnie ma miejsce w Szczecinie, gdzie pole artystyczne zagospodarowała choreografka Anna Hop, tworząc ciekawą, oryginalną i dowcipną, choć czerpiącą z klasyki Mariusa Petipy, wersję Don Kichota z muzyką Ludwiga Minkusa. Droga do owej premiery była długa oraz zawiła i już jej analiza wystarczyłaby za treść recenzji. Przygotowania rozpoczęły się trzy lata temu, nawet zaplanowano datę premiery, ale ją anulowano. Spektakl powstawał, żył swoim życiem w instytucji, czekając na dogodny moment prezentacji. W między czasie zmieniło się kierownictwo baletu, a stery objął dotychczasowy tancerz łódzki i stawiający odważne, pierwsze kroki w choreografii Grzegorz Brożek. Przez jeden sezon wzbogacił mocno zespół, który obecnie liczy dwadzieścia pięć osób, co może nie jest liczbą rzucającą na kolana, ale ukazuje jego rozwój. Trzeba pamiętać, że jest to inwestycja, której efekty poznamy za kilka lat. Jednak na pewno nowy lider wykazuje się dużą sprawczością. Nie tylko powiększył skład kompanii, ale jest także obrotnym menadżerem. Choćby jednolita identyfikacja zdjęciowa wszystkich tancerzy to krok w dobrym kierunku. I obserwując ową młodą grupę ludzi, z całego świata od Japonii do Włoch, wyczuwa się zapał i głód nowych produkcji. Jak znamy naszą rzeczywistość do kolejnej premiery zapewne dojdzie za rok, ale obecna przysporzyła wiele radości i zadowolenia, pamiętając że jest to proces kształtowania formacji i należy mierzyć siły na zamiary. Bowiem można dostrzec mankamenty techniczne, ale na pewno nie da się odmówić ciekawego tańca i zapału do pracy.

Anna Hop, na co dzień związana z Polskim Baletem Narodowym, to artystka niezwykle zdolna i pomysłowa. Wielokrotnie ukazywała swój talent w Kreacjach – pokazach prac tancerzy warszawskiego teatru. Na tychże deskach przygotowała również kilka produkcji, które prześcigały się w poczuciu humoru, precyzji układu, a także innowacyjności podejścia do sztuki tańca. Tym razem, w Szczecinie, mierzyła się z materią tańca klasycznego. Efekt jest udany, bowiem powstał zwięzły i klarowny spektakl o poszukiwaniu miłości, pogoni za czymś nieosiągalnym, a jednocześnie bliskim. Cała forma, szczególnie pierwsza część, przypomina kreskówkę albo karty komiksu, które sprawną ręką odkrywają losy kolejnych bohaterów. Atutem jest funkcjonalna scenografia, odrealniona, odkształcona, współgrająca z zamysłem opowieści. Paleta postaci jest niekończąca się, ale każdemu przyświeca jeden cel – szczęście serca. Parafrazując można powiedzieć, że każda potwora znajdzie swojego amatora. Kolejne sceny są przetykane animowaną projekcją, która wzmacnia poczucie humoreski i wędrówki po uczucie. To zabieg ciekawy, oryginalny i pomysłowy. Choreografka zaczyna klasycznie. Od pracowni marzyciela Don Kichota, który studiując mapę i księgi, w marzeniu między snem a jawą, odkrywa Dulcyneę – pragnienie miłości, coś nieosiągalnego. I właśnie pogoń za ową wyidealizowaną kobietą, w asyście Sancho Pansy i dyskretnej asystenturze Amorka, rozpoczyna podróż, aby wspierać ludzi, łączyć charaktery, wzbogacać życie napotkanych na swojej drodze. Co ważne, odmienność względem znanych mi układów, polega na tym, że rola tytułowego bohatera jest pełnokrwista. Nie jest marginesem, który przechadza się po scenie z błędnym wzrokiem nieszczęśliwego rycerza, ale świetnie tańczy, uczestniczy w akcji, jest jej bohaterem. Hop umieszcza Don Kichota w centralnym punkcie opowieści, bowiem to on jest kreatorem zdarzeń, rozwoju akcji. Jednak miłosne kręgi należą do Amorka, który analogicznie jak Puk w Śnie nocy letniej Williama Shakespeare miesza w ludzkich sercach. Tworzy związki, pary, a także niweczy niechciane relacje. Jest cichym obserwatorem, ale unaocznia jak poszukiwanie drugiej połówki jest istotne i ważne. Hiszpania odbija się echem nie tylko w nutach kompozycji, ale również klimacie poszczególnych tańców. Żarliwość układu jest gorąca jak niebo nad Iberią. Budują się więzi Kitri z Basilio, Torreadora z Carmen, Lorenzo z Karczmarką, a Gamache z Cyganką. Nikt by tego lepiej nie ułożył niż duszek – wszechobecny Amorek, który miesza wino, sztylety, strzały i ludzkie charaktery. Podróżujemy z błędnym rycerzem, jego giermkiem, prowadzeni przez Dulcyneę poprzez plac miasta, obóz cygański, karczmę do walki z wiatrakami, ogrodu szczęścia i radosnego finału małżeństwa Kitri i Basilio. Ale to nie tylko radość tych dwojga, ale całej wspólnoty, bo przecież, może tylko we własnej fantazji i hiszpański idealista odnajduje chwilę radości.

Największym walorem szczecińskiej premiery jest taniec. Ukłon wobec sztuki neoklasycznej, która nie opuszcza sceny ani na moment. Anna Hop przygotowała układ może nie za trudny, ale wymagający, szczególnie od głównych bohaterów dużych umiejętności i klasy wykonawczej. Najjaśniejszą gwiazdą pozostanie Basilio w wykonaniu Patryka Kowalskiego. Świetny tancerz, o wielkich umiejętnościach, chyba znajduje się w życiowej formie, a w niektórych scenach, gdzie ruch jest istną galopadą, oczarowuje i zniewala. Drugi jasny punkt to Kitri Kseni Naumets, która swoją klasyczną techniką otacza całą przestrzeń sceny. Ich duety, ale przede wszystkim popisy solowe, piruety, skoki, są wspaniałą ucztą dla oka. Towarzyszy im zgrany zespół, któremu powierzono liczne pomniejsze role, mające odcienie komediowe jak Gamache – udany Anton Mladenov, ale przede wszystkim klasyczne, tu brylują panie: Chiara Belloni (Amorek), Boglarka Novak (Dulcynea), Nadine De Lume (Carmen). Całość kompanii wykonała świetną pracę, tworząc zgrany zespół wykonawczy. Dużo komplementów należy się również orkiestrze pod kierunkiem Jerzego Wołosiuka, który wspiera akcję sceniczną energią i żywiołowością muzyki.

Opuszczając Operę na Zamku każdy widz z uśmiechem będzie wspominał losy ponad tuzina bohaterów, miłosnych podbojów, ale również zastanowi się nad tym, co w życiu ważne. I chyba każdy odkryje, że znalezienie szczęścia obok drugiej połówki jest sprawą nadrzędną. I właśnie taki jest ten Don Kichot – pełen dobrej nadziei, udanego tańca, radości i serca, które oddała Anna Hop, i które przekazują tancerze każdego wieczoru.

Źródło:

kulturalnycham.com.pl
Link do źródła

Autor:

Benjamin Paschalski

Data publikacji oryginału:

30.10.2023