EN

27.04.2023, 11:46 Wersja do druku

Starzy, młodzi mogą razem

„Piraci. Musical niesuchy" Szymona Jachimka w reż. Tomasza Czarneckiego w Teatrze Komedii Valldal w Gdańsku. Pisze Wiesław Kowalski, członek Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. mat. prasowe

„Mocno wierzę, że teatr jest doświadczeniem, którego najszybsze łącze internetowe i najlepszy ekran nie umieją limitować” – mówi Szymon Jachimek. Silna reprezentacja jego dramaturgii w tegorocznym Konkursie pozwala zaobserwować nie tylko kontynuację już wcześniej podejmowanych wątków, motywów czy problemów, ale też zauważyć sferę nowych poszukiwań. Nietrudno znaleźć je choćby w tekście Znaczył kapitan („Dialog” nr 9/2018), wystawionym z powodzeniem przez Jakuba Kowalika na kameralnej Scenie Supernova w Krakowie czy w sztuce Drapando, czyli Ataku Zamszałego Starucha w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy, traktującej o walce dziewięcioletniej dziewczynki i jej rodziców z atopowym zapaleniem skóry. Jednocześnie dramatopisarz, związany do 2014 roku z Kabaretem Limo – co jest nie bez znaczenia dla przenikliwości i swego rodzaju bezpretensjonalności języka, którym się posługuje – nie ukrywa, że dla niego w teatrze najważniejsze jest opowiadanie historii, a zatem to, co, jak mówił w jednym z wywiadów – „zawsze było kręgosłupem spotkania, głównym nośnikiem myśli i wartości”.

Ciekawym doświadczeniem w tej materii jest kolejny spektakl zrealizowany z działającym od dziewięciu lat w Trójmieście Teatrem Komedii Valldal. Piraci. Musical niesuchy poprzedziły takie przedstawienia muzyczne jak Wikingowie. Musical nieletni (2017), Hejt School Musical (2019) czy Fauna. Musical nieludzki (2021). Wszystkie wyreżyserował, podobnie jak bydgoskie Drapando, Tomasz Valldal-Czarnecki. Łączy je próba ukazania systemów i mechanizmów, które mogą mieć zgubny wpływ na rozwój młodego człowieka, jego indywidualność, zdrowie, osobowość czy charakter. Dla twórców ważne jest, jak w takich sytuacjach bronić swoich marzeń, wartości, ideałów czy pasji. Jak i gdzie przebiega graniczna linia pomiędzy tym, co może stanowić o młodzieńczej wolności człowieka jako jednostki, a odpowiedzialnością czy gorliwością rodziców i nauczycieli czuwających nad jego wychowaniem i edukacją. Przekaz dydaktyczny jest tu zawsze, co warte podkreślenia, dyskretny i powściągliwy. Widać, że twórcy mają z wyobraźnią młodzieży doskonały kontakt. Może dlatego, że nie próbują prawić jej kazań czy morałów, a także doskonale potrafią korzystać z arsenału, jakim jest bez wątpienia ekspresywność językowego instrumentarium, którym młodzi ludzie dzisiaj się posługują.

Piraci. Musical niesuchy jest roztańczonym, żywiołowym i pełnym dynamizmu oraz rozmachu inscenizacyjnego widowiskiem, któremu w swojej wartej podkreślenia dyscyplinie wykonawczej towarzyszy spora doza humoru i refleksji. Epitety te można by mnożyć, jako że naprawdę mamy do czynienia ze spektaklem szczególnym i wyjątkowym. Albowiem na scenie oglądamy kilkudziesięcioosobowy zespół młodych adeptów sztuki musicalowej, z których większość nie jest profesjonalistami. W osiąganiu prawdy, naturalności i wiarygodności postaci pomagają im zastosowane przez reżysera ekwiwalenty sceniczne, które nie idą w kierunku eksplorowania rozwiązań formalnych, ale skupiają się na samej fabule, jej dostępności i komunikatywności. Głównym motywem przedstawienia, rzuconego na morze pełne fal, burz, orkanów, tajfunów i sztormów, jest poszukiwanie w rozgorączkowanym i zagonionym świecie własnej tożsamości. Tym bardziej jest to doniosłe i istotne, że dorośli, zarówno rodzice, inni członkowie rodziny, jak i pedagodzy, zajęci głównie pracą, karierami czy materialno-konsumpcyjną stroną życia, nie mają zbyt dużo czasu, by zająć się swoimi pociechami, by rozmawiać z nimi o potrzebie czułości i bliskości. Bywa, że stają zupełnie bezsilni wobec takich zagrożeń jak depresja, anoreksja, bulimia czy przemoc, a nawet molestowanie.

fot. mat. prasowe

Głównym trzonem narracyjnym spajającym akcję (opowiedzenie tutaj całego bogactwa przygód i przeciwności losu, z którymi muszą skonfrontować się tytułowi bohaterowie zajęłoby pewnie kolejnych kilka stron) jest historia pięciorga nastolatków, którzy podejmują trud odnalezienia się nie tylko we współczesnym świecie, jego kryzysach i antagonizmach, ale także, a może przede wszystkim, wśród grupy rówieśniczej i w relacjach ze starszymi. Zamknięci w przestrzeni morskiego statku „Pięta bobra”, zostają skazani na samych siebie, muszą szukać porozumienia bez udziału dorosłych. Marzenka, Mateuszek, Marta, Bartek i Weronika postanawiają zostać piratami (Bystry Łeb, Suchy Dok, Perła Mórz, Stalowa Rufa, Tańcząca z Delfinami – to będą ich imiona po wkroczeni na statek) i wyruszyć w rejs, który proponuje im nie do końca godziwy Kapitan o imieniu Jednonogi Bóbr (w tej roli Bartek Mak), zdeterminowany pragnieniem opłynięcia świata i odnalezienie ukrytego na którejś z wysp skarbu. Nie wszystkimi rządzi chęć przeżycia przygody i ucieczki od utartych stereotypów, realizacji rodzicielskich ambicji czy społecznych i szkolnych oczekiwań. Niektórzy nie są do końca do podjętej decyzji przekonani, pojawia się lęk i prośby o zachowanie ostrożności, bojaźń o to, czy uda im się znaleźć podczas tej wyprawy, jak się okaże mocno niebezpiecznej, wspólny język i nić porozumienia.

Wszystkie wydarzenia, które oglądamy na scenie (niekiedy trudne do przewidzenia i ogarnięcia) na lądzie, pośród morskich fal i na rafie koralowej, gdzie wszystko płynie (nawet czas), odbywają się w umownej scenografii (Kalina Konieczny). Statkiem będzie drewniany podest z ruchomym sterem. Wykorzystane zostaną też zwisające liny, sznury, żagle, maszyna do robienia wiatru i białe tiule, które będą towarzyszyły sekwencjom rozgrywanym w morskich głębinach. Ważne i nie zawsze oczekiwane role odegrają: kotwica, bocianie gniazdo czy ożywiona, walcząca o solówkę i coś więcej, niż tylko przetaczanie się przez pokład, Armatnia Kula. A także Silny Morski Prąd – zespół rockowy, którego dynamiczne brzmienia gitar sam autor określi jako oceaniczne AC/DC. W innych scenach, jak choćby w upiornych bachanaliach na Wyspie Ludożerców czy na Wyspie Ludzi Oczekujących, gdzie nie marnuje się żadnych szans na to, by być mądrzejszym, zdrowszym i lepszym, użyte zostaną beczki, deski i inne rekwizyty; morski klimat cały czas podkreślać też będą trzy umowne maszty widniejące na tyłach sceny.

Spektakl rozpoczyna Szanciarz (Artur Drobnik), który niczym wszędobylski narrator najpierw przedstawia poszczególnych bohaterów, ganiąc ich, kiedy za wcześnie wkroczą na scenę; będzie też cały czas posuwał akcję do przodu, aranżował kolejne sytuacje i topografię sceny, ostudzał i nazywał emocje tym sytuacjom towarzyszące, zachęcał młodych protagonistów do hartowania ciała i ducha, a jednocześnie przypominał jak ważne jest znalezienie czasu na realizację własnych pasji, bo „życie jest cudem! Każdy dzień to nowa szansa, nowy cud”, więc „idźcie przez życie z pokorą i pewnością siebie, odważnie i ostrożnie”. Bądźcie tak samo odpowiedzialni, co nieodpowiedzialni, bo jesteście przecież młodzi. „Dbajcie o ludzi wokół was, ale najbardziej dbajcie o siebie samych”. To, że Szanciarz mówi tak wprost młodym ludziom, co mają robić, jak myśleć, nie znaczy wcale, że traktuje ich protekcjonalnie, że stara się wcisnąć ich w jakieś ramy czy maski. Bardziej chce ich przestrzec, by nie stali się, jak rodzice, więźniami własnych ograniczeń i umysłów. Jednocześnie w spektaklu pojawia się wymiar metateatralny: członkowie Teatru Valldal wspominają inne, wcześniejsze doświadczenia teatralne, mówią o procesie tworzenia.

Gdyńscy Piraci…” uwodzą inscenizacyjnym rozmachem, sprawnie prowadzoną narracją, klarowną konstrukcją dramaturgiczną poszczególnych sekwencji, a także, może przede wszystkim, żywiołowością i talentami wokalno-aktorskimi całego aparatu wykonawczego. To dzieło zrealizowane bez kompleksów, mogące w swej nieokiełznanej energii spokojnie konkurować z profesjonalnymi teatrami muzycznymi w naszym kraju. Kiedy kilka dni temu wychodziłem z musicalu We Will Rock You w Teatrze Roma, pomyślałem, że Wojciech Kępczyński, Wojciech Kościelniak i Jacek Mikołajczyk, najczęściej wyłaniający swoje obsady podczas castingów, mogą spać spokojnie, albowiem żaden sztorm im nie grozi.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne