EN

5.07.2023, 16:39 Wersja do druku

Stand-up tylko taki bardziej kulturalny

Tegoroczna edycja różniła się od poprzednich przede wszystkim obniżeniem średniej wieku osób parających się trudną sztuką monodramu i dużo wyższym poziomem prezentowanych mono-spektakli - o 37. Toruńskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora w Teatrze „Baj Pomorski” w Toruniu pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.

„W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej” / fot. Magda Hueckel / mat. teatru

Stand-up, czyli komediowa forma artystyczna w postaci monologu przed publicznością – ta definicja pasuje również do niektórych form mono-teatru. Zważywszy, że w przeciwieństwie do kabaretu, stand-up opiera się także na charyzmie wykonawcy, można by go jeszcze mocniej zestawiać skojarzeniowo z monodramem. Taką asocjację podpowiedział mi żartem znajomy matematyk, któremu zawdzięczam ponadto tytuł tej relacji z 37. Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora w Teatrze „Baj Pomorski” w Toruniu.

Tegoroczna edycja różniła się od poprzednich przede wszystkim obniżeniem średniej wieku osób parających się trudną sztuką monodramu i dużo wyższym poziomem prezentowanych mono-spektakli, a to za sprawą wprowadzonego po raz pierwszy otwartego naboru na TSTJA. Organizatorzy: Teatr „Baj Pomorski” w Toruniu i dyrektor TSTJA Wiesław Geras spośród kilkudziesięciu nadesłanych zgłoszeń mogli wybrać monodramy, które kompleksowo pokazały po-pandemiczną kondycję teatru jednoosobowego.

„Stand-up’y” monogwiazd

Najbliższymi w bezpośredniej korelacji z publicznością okazały się monodramy warszawskich gwiazd różnych pokoleń. Monolog Anny Seniuk Księga ziół i nie tylko oparty został na prozie i poezji, przez którą głosem i doświadczeniem 80-letnia dama przeprowadza widzów przez rozważania o życiu. Aktorka tworzy swego rodzaju rozmowę z publicznością, której podstawą jest zbiór przemyśleń, refleksji, wskazówek, prawd elementarnych, ale też paradoksów zawartych w Księdze ziół z 1943 roku autorstwa węgierskiego pisarza Sándora Máraia. Czyni to w sposób niezwykle urokliwy, acz nie „sędziwy”: z energią i zachwycającą impostacją przedstawicielki generacji uczonej grać jeszcze bez mikrofonów nagłownych, tak, by było ją doskonale słychać z siedemnastego rzędu. Fragmentów poezji Zbigniewa Herberta, Wisławy Szymborskiej, Małgorzaty Hillar, Ludmiły Marjańskiej, Tadeusza Różewicza, ks. Jana Twardowskiego czy Anny Świrszczyńskej w interpretacji Anny Seniuk słuchało się tak, jak przypuszczalnie we dworach czynili to nasi atentaci, kiedy to dziarska babunia podczas swej opowieści przeglądała w starych herbariach swe skarby i co rusz kreśliła życiowe prawdy.

Interakcji z publicznością nie zabrakło również w stand-up’owym monodramie Fizyka kwantowa. Czyli Rozmowy nigdy nieprzeprowadzone według scenariusza i w reżyserii Julii Wyszyńskiej, do niedawna aktorki Teatru Powszechnego w Warszawie. Sam wstęp puszczony z offu był niezwykle dowcipnym przytoczeniem rozmowy pary siedzącej na widowni na temat kondycji teatru, a Julia Wyszyńska raz po raz „rozgramiała” czwartą ścianę wchodząc w gruby kostium misia, to w aktorkę bez-etatową, a to znów w postać nastoletniego Julka, chłopca niepokornego, o niebywale bujnej wyobraźni sprowadzanej przez kolejnych dorosłych pojawiających się w jego krótkim życiu do parteru. Temat potencjalności całkowitego wyzwolenia się z traum dzieciństwa już w dorosłym życiu Julia Wyszyńska zaprezentowała tak nadzwyczajnie rozbudowanymi środkami aktorskim, że stawiało ją to od początku na podium Festiwalu. I tak też się stało: Kapituła Akredytowanych Dziennikarzy w składzie: Hanna Wittstock i Tomasz Miłkowski postanowiła przyznać jej nagrodę w wysokości 2000 zł dla najlepszego przedstawienia: „za odwagę i przenikliwość w odczytywaniu źródeł kondycji nastrojów społecznych i za ich kreatywne transformowanie oraz za twórczą kontynuację monodramu autorskiego”. Tak twórczą, że Julia Wyszyńska wystąpiła w tym roku ze swym monodramem na gdyńskim Open’er Festival!

Resocjalizacje

Podczas tegorocznej edycji TSTJA mogliśmy obejrzeć dwa monodramy dotykające problemów osób wykluczonych ze społeczeństwa za sprawą konfliktów z prawem. Pierwszy z nich Jordan jest prawdziwą herstorią współwięźniarki spisaną trzy dekady temu przez dramaturżkę, Annę Reynolds. Tekst jest relacją z odsiadywania wyroku za zabójstwo przez Mojrę Buffini, w której postać o imieniu Shirley wcieliła się Zuzanna Bernat, znana wielu widzom m.in. z drugiego sezonu serialu Belfer. Konsekwencje niedojrzałych wyborów młodej dziewczyny, tak uniwersalne pod każdą szerokością geograficzną i toksyczny związek zrozpaczonej, samotnej Shirley zakończony tragedią, zagrany „świdrująco” przez Zuzannę Bernat, zrobił na widzach 37. TSTJA niemałe wrażenie. Także reżyseria Doroty Landowskiej, która wcielała się wcześniej w postać Shirley, a dziś przekazała pałeczkę młodszemu pokoleniu, zasłużyła na docenienie.

Drugi z monodramów „resocjalizacyjnych” Ściana (scenariusz i reżyseria Agnieszka Płoszajska) przedstawił historię byłego więźnia Staszka, któremu praca malarza pokojowego ma pomóc w powrocie po ośmioletnim wyroku do uczciwego życia. Toruński aktor i pedagog Damian Droszcz w roli Staszka przywraca dawny blask odnawianym pomieszczeniom, a w trakcie remontu lubi sobie „pomonologować”. Z żartem, nawet kiedy mu smutno, Staszek uosabia postać z jednej strony wrażliwego młodego mężczyzny, dowcipnie zaczepiającego kobiety na widowni, a z drugiej traumę byłego więźnia zmuszonego do przebijania się przez życie przemocą. Świat dookoła też nie jest łagodny, w tle słychać niezbyt pokojowe demonstracje, Staszek potrafi przerazić wtórując agresywnym okrzykom, by za moment płakać nad małymi kotkami. Świat, do którego wrócił, nie może być sprawiedliwym. Drugim dnem w scenariuszu Ściany są prezentowane na ekranie filmy przedstawiające myśli z nurtu badań nad wpływem przemocy psychicznej na umysł dziecka, czyli „czarnej pedagogiki” Alice Miller. Trzecim zaś, najbardziej zaskakującym (dla zorientowanych w toruńskim środowisku widzów), jest poruszenie faktu nigdy niewyciągniętych konsekwencji za dokonane kilka lat temu zlecenia przestępstwa przez pewną aktorkę, a dziś mocno „ustawioną” posłankę z partii rządzącej.

W drodze

Ile razy zdarzyło się Państwu mieć w podróży Nadbagaż? Ze zbyt ciężką, białą walizką, już w foyer przed wejściem na Dużą Scenę Teatru „Baj Pomorski” witała widzów przed swym monodramem Karolina Miłkowska-Prorok, aktorka Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim. Jej bohaterka barwnie i głośno powraca po latach do ojczyzny, tak idealizowanej na dalekiej emigracji przez trzy dekady, gdy jako małą dziewczynkę z socjalistycznie-szarej Polski „porwała” ją do USA mama. Dziś ta pielęgnowana na obczyźnie nostalgia młodości przelana zostaje w konfrontację z współczesną Polską, tak „niewiele różniącą się od krajów Zachodu”, bez trzepaków, na których nie mogą się już kręcić stracone złudzenia, bez czarno-białych zdjęć w albumie, zmienionych w miliony pikseli w smartfonach. Nadbagaż (autorstwa Iwony Kusiak i wyreżyserowany przez Rafała Matusza) trafić mógł szczególnie, nie tylko do „umierających z miłości” do porzuconej ojczyzny, a także do tych tu nad Wisłą, którzy taką Polskę znają tylko z opowieści rodziców i dziadków.

W kompleksowo autorskim (scenariusz, reżyseria i wykonanie) monodramie Raz dokoła. Kobiety Wesela podczas 37. TSTJA wystąpiła Kinga Kowalska, aktorka znana widzom ze scen teatralnych w Olsztynie, Krakowie i Lublinie. Swój spektakl stworzyła w ramach realizowanej w Akademii Teatralnej w Warszawie pracy doktorskiej pod opieką artystyczną prof. Katarzyny Skarżanki. To również podróż, tyle że przez tekst Wesela Stanisława Wyspiańskiego – swą eskapadę aktorka prowadzi myślami kobiet: Haneczki, Zosi, Maryny, Isi, Panny Młodej, Gospodyni, Marysi i Racheli. Wiedzie widzów przez gęste „rozjazdy” słów czwartego wieszcza w tempie niepohamowanym, w gwarze bronowickiej, tańcu ludowym i stroju krakowskim, gna niczym nieujarzmioną logoreą przez myśli i pragnienia swych bohaterek, ich zatraceniu się w miłości, tak różnej w każdym wejściu: innej w sferze duchowej, gorącej w intymnym spełnieniu czy racjonalnej w miłości partnerskiej. Niełatwy i ambitny monodram Kingi Kowalskiej, zagrany brawurowo (!), nie znalazł się niestety w żadnym z werdyktów jurorskich 37. TSTJA. Cóż, apostrofa Wyspiańskiego z Wyzwolenia: „Więzy rwij!” jest tutaj bezsilna.

Tradycyjnie na Toruńskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora zapraszane są osoby, które zdobyły Grand Prix SAM NA SCENIE – Finale Turnieju Teatrów Jednego Aktora OKR w Słupsku. Ubiegłoroczna zdobywczyni głównej nagrody, Paulina Stolarczuk, w Toruniu zaprezentowała monodram Czechło (scenariusz z adaptacji fragmentów Soroczki Angeliki Kuźniak napisały Paulina Stolarczuk i Magdalena Płaneta). W Czechle (czechło, to prosta biała suknia, zakładana do trumny zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn) Stolarczuk bardzo minimalistycznymi środkami przeprowadziła widzów przez podróż ostatnią. Przez przygotowania do śmierci, pieśń żałobną, wspomnienia starej samotnej kobiety i grozę śmierci samobójczej Niemek w 1945 roku przed nadejściem sowietów. Niewymyślnie i skromnie udobitniła, że ta podróż to mgnienie oka. Cieszmy się więc każdą chwilą!

„Nadbagaż” / fot. mat. teatru

Strażnicy pamięci

„Człowiek żyje dopóty, dopóki trwa pamięć o nim…” i dzięki strażnikom tych śladów podczas tegorocznych Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora mogliśmy spróbować przeniknąć do świadectw istnienia rzeczywistych postaci, których już z nami nie ma.

W trakcie spotkania Barbara Krafftówna w krainie czarów. Ikona, która jest kochana Remigiusz Grzela (dziennikarz, pisarz, dramaturg, scenarzysta i kierownik literacki Teatru Żydowskiego w Warszawie) w swym monologu nie tylko „naszkicował” artystyczny i prywatny portret zmarłej w styczniu 2022 roku wspaniałej aktorki Barbary Krafftówny, ale zaprezentował również fragmenty nagrań z jej monodramów i dowcipnie oraz „po dżentelmeńsku” opowiedział o swojej współpracy i przyjaźni z legendarną już aktorką.

Rachela Auerbach zmarła w 1976 roku w Tel Awiwie i była polską oraz izraelską pisarką, historyczką, tłumaczką i psycholożką. W monodramie Rachela Auerbach, pisma z Getta warszawskiego Jowita Budnik ukazała najbardziej tragiczny fragment jej życiorysu, okupacyjnego koszmaru, w trakcie którego Rachela prowadziła w getcie kuchnię. To w niej głód był reżyserem, to pod nią czekały na resztki małe szkraby, miauczące jak kocięta, a „oddać bonę” znaczyło już nie żyć. W kuchni Racheli kolejka po miskę zupy była kolejką po życie, a sama „pani kierowniczka”, niczym Charon w spódnicy, przeprowadzała ich przez najgorszy koszmar, jaki człowiek może uczynić drugiemu człowiekowi. Trudno powiedzieć, że na chłodno, trudno oceniać wewnętrzną obronę bohaterki przed poddaniem się rozpaczy, na którą nie mogła sobie pozwolić. Rachela Auerbach musiała pozostać przy życiu, by doczekać zemsty i jej się to udało: w 1961 roku odegrała znaczącą rolę w przygotowaniu dokumentacji do procesu Adolfa Eichmanna w Jerozolimie. Jowita Budnik stworzyła postać Racheli niezwykle subtelnymi zarysowaniami, tak pastelowymi, a jednocześnie niezwykle rzeczywistymi, że w tym skromnym, acz porażającym monodramie można było jej przyznać miano majstersztyku! Swą dojmującą nadzieją na nadejście końca tego koszmaru nikogo z widzów 37. TSTJA nie pozostawiła obojętnym.

Organizatorzy 37. Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora pozostawili wstrząśniętym widzom nieco ponad pół godziny przerwy, na „pozbieranie się” po tak dogłębnych przeżyciach emocjonalnych z Rachelą Auerbach, by mogli poznać kolejną strażniczkę pamięci – poetkę Barbarę Sadowską. 40 lat temu, w maju 1983 roku, po ciężkim pobiciu przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej zmarł jej syn, Grzegorz Przemyk. Jednak nie tylko ta tragedia naznaczyła losy Barbary Sadowskiej, ale cała biografia poetki, która była punktem wyjścia do monodramu Agnieszki Przepiórskiej W MAJU SIĘ NIE UMIERA. Historia Barbary Sadowskiej napisanego specjalnie z okazji rocznicy śmierci Grzegorza Przemyka przez Piotra Rowickiego i wyreżyserowanego przez Annę Gryszkównę. W kreacji Agnieszki Przepiórskiej bohaterka monodramu jest początkowo jakby zawieszona między życiem a poezją, ale nie ma dość sił, by przekroczyć granicę poezji ku życiu – ani życiu ku poezji. Doskonale znana widzom TSTJA aktorka wspaniale rozgrywa refleksy postaci Sadowskiej: od różnobarwnego ptaka i zauroczonej kolegą syna kobietę, po waleczną opozycjonistkę i Matkę Polkę, a my ponownie wpadamy w zachwyt nad jej mono-teatrem biograficznym, w żadnym wypadku nie hagiograficznym, nudnym czy już wyeksploatowanym we wcześniejszych monodramach. Agnieszka Przepiórska zdecydowanie nie gra Sadowskiej neutralnie, gra gęsto, nie pozwalając widzowi (i sobie) ani na chwilę odpocząć. Jej rozpacz jest boleścią pani Rollison, desperacja cierpieniem Antygony, a smutek ulicznej Piety po śmierci syna naznacza pamięć po sam hipokamp na zawsze. Obejrzenie w Toruniu tego monodramu tydzień po jego premierze w Domu Spotkań z Historią w Warszawie było zaszczytem!

Kapituła X Oddziału ZASP – Stowarzyszenie w składzie: Emilia Betlejewska, Anna Magalska, Teresa Stępień-Nowicka postanowiła Agnieszce Przepiórskiej przyznać nagrodę za kreację aktorską w postaci statuetki autorstwa Dariusza Przewięźlikowskiego i nagrody pieniężnej w wysokości 1000 zł. Uhonorowała ją również Kapituła Nagrody im. Antoniego Słocińskiego (Wiesław Geras, Tomasz Miłkowski, Zbigniew Lisowski) , zgodnie z wolą zawartą w testamencie przyznawana za wierność przesłaniu autora, w wysokości 3000 zł.

Podczas 37. edycji Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora odbyło się wiele wydarzeń towarzyszących: oprócz wspomnianego wcześniej wieczoru Remigiusza Grzeli o Barbarze Krafftównie, na Małej Scenie zaprezentowały się trzy laureatki (Wiktoria Mazgaj, Julia Mordyl i Pola Szypura) z najstarszej grupy wiekowej organizowanego rokrocznie Konkursu Interpretacji Teatralnej dla Dzieci i Młodzieży, który w tym roku miał swoją (już dorosłą) 18. edycję. Aktorki Teatru „Baj Pomorski”, Edyta Łukaszewicz-Lisowska oraz Anna Katarzyna Chudek-Niczewska, poprowadziły warsztaty aktorskie, odbyło się posiedzenie Klubu Krytyki Teatralnej oraz wykład dr hab. Artura Dudy, prof. Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Fredro w teatrze toruńskim. Refleksje. W foyer Teatru mogliśmy oglądać plakaty festiwalowe z lat 1976-2022 ich autora Edwarda Salińskiego oraz tegorocznych laureatów konkursu na plakat festiwalowy z Katedry Projektowania Graficznego UMK.

Podczas 37. Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora, podobnie jak z nagrodzonego plakatu autorstwa Nadii Polak, powiało nowością! Sugestywna plastyczna wizja interferujących ram trzymanych mocno przez męskie dłonie z jednej strony wskazuje, że TSTJA są w dobrych rękach młodego pokolenia twórców i organizatorów, którzy dzięki wprowadzeniu otwartego naboru mogli wybrać do tegorocznej edycji bez wątpienia najlepsze monodramy. Również werdykty trzech gron jurorskich nie okazały się kontrowersyjnymi i zgodziły z oczekiwaniami festiwalowej widowni. To był bardzo udany mono-weekend w Toruniu. Do zobaczenia za rok!

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Aram Stern