EN

22.07.2020, 12:43 Wersja do druku

Śpiewam inaczej

Co robi teraz obywatelka świata i królowa najważniejszych scen operowych? Sprząta, gotuje i odrabia lekcje online z córką. ALEKSANDRA KURZAK to jednocześnie wielka gwiazda i dziewczyna z sąsiedztwa.

Aleksandra Kurzak chwilowo nie śpiewa. Ale opowiada o śpiewaniu, do czego pretekstem jest nowa płyta „Desire", na której znalazły się jej ulubione arie. Spotykamy się wirtualnie: ja przed ekranem w Warszawie, ona - na południu Francji. Odległość nie ma znaczenia: nietrudno poczuć się z nią jak z kimś, kogo zna się od dawna. Atmosferę spotkania towarzyskiego wzmagają okrzyki sześcioletniej Maleny, która właśnie testuje kostium syreny, oraz przemykający co pewien czas w tle mąż, słynny śpiewak operowy Roberto Alagna. Wizyta w ich domu staje się prawie realna.

ALEKSANDRA W PODRÓŻY

Wcale nie byłoby łatwo zgadnąć, gdzie Aleksandra i jej rodzina spędzą czas kwarantanny. Ona chwilę przed lockdownem była w Londynie. - Kiedy z piątku na sobotę zamknięto granice w Polsce, podjęłam decyzję, że wyjeżdżam z Anglii. Czułam, że jeśli będę zwlekać, zostanę tam uziemiona. Zgodziłam się jeszcze zaśpiewać popremierowe przedstawienie. Ale gdy przed wyjściem na scenę odwołano spektakl, ruszyłam w podróż: w taksówce zamówiłam przez internet bilet i czmychnęłam ostatnim pociągiem. Roberto śpiewał wtedy w Wiedniu. Oboje zdążyliśmy wjechać do Francji chwilę przed zamknięciem granic. Tak wylądowali w domu pod Paryżem. Na pytanie, czy lubi to miejsce, Aleksandra Kurzak przyznaje, że nie miała okazji długo w nim mieszkać. Razem z Robertem Alagną i Maleną prowadzą nomadyczne życie. Nowy Jork, Wiedeń, Londyn, Paryż, Berlin, Mediolan, Barcelona, czasem Warszawa. Które z tych miejsc uważa za dom? - Staramy się wynajmować te same mieszkania, dzięki temu mamy namiastki domu. Najbardziej lubię Nowy Jork i Weronę latem. Arena di Verona to miejsce magiczne. Ale mój dom to Polska. To w warszawskim domu przepakowuję walizki. Poza tym jak się jeździ z całą rodziną, dom zabiera się ze sobą. A jak się podróżuje tyle co my, świat staje się mały. Godzina lotu z Wrocławia do Paryża? W każdej chwili mogę się spotkać z rodzicami. Nigdzie nie jest dla mnie za daleko. Mogę się umówić na kawę w Wiedniu: wezmę torebkę i polecę - deklaruje. Roberto Alagna, starszy od żony, ma długą praktykę w życiu w podróży: - Bycie obywatelem świata sprawia mi przyjemność, pod warunkiem że udaje się organizować „normalne" życie rodzinne. Przykro mi, że nieustannie podróżowałem, kiedy moja pierwsza córka była mała. Teraz, jako bardziej doświadczony człowiek, staram się spędzać z nią, moimi wnukami oraz z Aleksandrą i Maleną jak najwięcej czasu. Uważam, że trzeba znaleźć w tym nomadycznym stylu życia właściwy balans.

Światowa kariera i życie w podróży Aleksandry zaczęły się od wyjazdu do opery w Hamburgu, po tym jak zwyciężyła w Konkursie Moniuszkowskim w 1998 roku. - Okazała się czarnym koniem tego konkursu. Emanowała już wówczas niezwykłą energią, miała potencjał, który w niedalekiej przyszłości fantastycznie się zrealizował - wspomina dyrektor Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski. - Bardzo pomogło jej w pierwszym okresie stypendium Aleksandra Gudzowatego. Poza tym w Hamburgu trafiła w ręce świetnego agenta Gianluki Machedy. Kiedyś spytałem go, czym się wyróżnia Ola, odpowiedział: „Artystycznym smakiem". Dodałbym, że także silną osobowością i zdolnością mądrego prowadzenia swojej kariery. Aleksandra należy do pierwszego pokolenia artystów, dla którego mur berliński to były tylko cegły ułożone w niefortunnym miejscu, i które bez kompleksów weszło do światowego środowiska muzycznego. Ojciec Aleksandry, waltornista Opery Wrocławskiej Ryszard Kurzak, wspomina pierwszy wyjazd córki emocjonalnie.

- Sam mogłem wyjechać na kontrakt do Niemiec czy Jugosławii, ale nie zrobiłem tego. Nie miałem tyle odwagi co Ola. Przyznam, że wcale nie chcieliśmy z żoną żeby wyjeżdżała. Ale nie mówiliśmy o tym. Ważna była szansa, jaką ten wyjazd dawał. Potem odwiedzaliśmy ją w Hamburgu. Pamiętam, że gdy mieliśmy wracać, Ola stała w oknie i płakała. Taka droga kariery zawsze ma swoją cenę. Dla Oli to było osamotnienie z dala od domu i rozpad pierwszego małżeństwa. Ale teraz mamy fajne życie, jeździmy za nią po całym świecie. Właśnie wybieramy się z żoną do Francji - cieszy się Ryszard Kurzak.

WSZYSTKO MAM POUKŁADANE

- Gdyby nie pustka na ulicach i odgłosy karetek w przerażającej ciszy, kwarantanna nie byłaby dla mnie niczym specjalnym. Wiele lat żyłam w taki sposób. Ktoś mógłby sobie wyobrażać, że skoro jeździmy po świecie, mamy ciekawe życie. Dopiero teraz, kiedy podróżuje z nami Malena planujemy z myślą o niej jakieś atrakcje. Wcześniej widziałam tylko hotel i wnętrza opery. Wielu śpiewaków jeżdżących po świecie cierpi na samotność - przyznaje. Ograniczenia towarzyskie mają uzasadnienie. - Każde kichnięcie wzbudza niepokój. Nie mogę sobie pozwolić na chorowanie, także ze względów finansowych. Mało kto wie, że nie zarabiamy w okresie prób, które trwają niekiedy kilka tygodni. A w tym czasie trzeba zapłacić za mieszkanie, podróże, ponieść koszty związane z przygotowaniem roli: niektórzy potrzebują pomocy pianisty, coacha od języka czy nauczyciela śpiewu. Jak nie zaśpiewam spektaklu, zostaję na wielkim minusie - tłumaczy Aleksandra Kurzak. Czas pandemii sprawił, że jak wielu artystów śpiewacy, muzycy i osoby związane z przygotowaniem spektakli operowych stracili źródło dochodów:

- Już wiadomo, że Metropolitan Opera pozostanie zamknięta do grudnia. Niektórzy nie będą mieli pracy przez cały rok. To dramatyczne. Mnie na szczęście to tak bardzo nie dotyka, bo po tylu latach kariery mam z czego żyć. Ale młodzi artyści, którzy żyją od kontraktu do kontraktu, znaleźli się w niezwykle trudnej sytuacji - mówi z troską śpiewaczka.

 Wymuszone przez kwarantannę nieustanne bycie razem dla Aleksandry i Roberta nie było niczym nowym: - Słyszałam opinie, że kwarantanna była sprawdzianem dla związków. My dużo razem pracujemy, więc jesteśmy ze sobą prawie 24 godziny na dobę. Jak mówię, że jesteśmy razem od ośmiu lat, to mój mąż mnie poprawia, że od szesnastu, bo u nas się powinno liczyć podwójnie - śmieje się śpiewaczka. Roberto Alagna twierdzi, że śpiewanie z żoną jest dla niego wyjątkowym doświadczeniem:

- Dzielę z kobietą, którą kocham, to, co jest moją największą pasją. Możemy dyskutować, dzielić się wątpliwościami i sukcesami. Na scenie czuję się z nią pewnie. Wiem, że będzie mi towarzyszyła bez względu na to, co się stanie. Czy ze sobą konkurujemy? Na szczycie raczej konkuruje się z samym sobą. Jesteśmy dla siebie lustrem i wymieniamy się energią. Powiedziałbym, że razem jesteśmy kompletni.

Kiedy znaleźli się w domu pod Paryżem, Aleksandra zarządziła wielkie sprzątanie; od strychu po piwnicę. - Uwielbiam sprzątać. Jak mam wszystko uporządkowane, układa mi się w głowie. Kiedyś śmiałam się z nawyków mojego taty, ale widzę, że mam tak samo. Podczas oglądania telewizji zupełnie bezwiednie wstaję, żeby poprawić nierówno wiszącą firankę. Roberto za to prostuje frędzle od dywanów. Cała reszta mniej go obchodzi - śmieje się.

Śpiewa podczas sprzątania? - Raczej nie. Mam wprawdzie kilka oper, których powinnam się nauczyć, ale do nut zajrzałam na chwilę na początku kwarantanny - przyznaje. Za to więcej gotuje. Wystarczy rzut oka na jej konto na Instagramie, żeby przekonać się, że robi to świetnie: - Chciałabym zaznaczyć, że gotowanie nie jest moją pasją. W kuchni wcale się nie odprężam. Brakuje mi cierpliwości. Wolałabym, żeby ktoś mi wszystko pokroił, a ja bym tylko doprawiała. Zaczęłam częściej gotować, kiedy urodziła się Malena, bo zależy mi na tym, żeby odżywiała się zdrowo. Poza tym lubię dobrze zjeść. A nikt nie ugotuje mi tak, jak lubię - śmieje się. A mąż? - Roberto nie jest kucharzem z powołania. Coś upichci, ale nie jest szefem kuchni jak jego brat, który wymyśla potrawy - mówi śpiewaczka, której wpisy o gotowaniu wzbudziły takie zainteresowanie, że powstał pomysł przygotowania jej osobistej książki kucharskiej. - Nie mam zamiaru konkurować z Nigellą czy Magdą Gessler. To będzie zestaw potraw zainspirowanych librettami oper.

Kiedy rozmawiam z tatą Aleksandry, w tle towarzyszy nam donośny operowy śpiew. To jej mama Jolanta Żmurko, również śpiewaczka, prowadzi lekcje. W takim operowym otoczeniu wychowywała się mała Ola. - Od początku wiedzieliśmy, że muzyka jest jej przeznaczeniem. Kiedy miała kilka lat, zamiast bawić się z dziećmi, wolała chodzić do opery, gdzie oboje z żoną pracowaliśmy. Interesowały ją wszystkie przedstawienia. Nawet tak trudne jak balety Prokofiewa. Sadzałem ją w loży artystycznej, tuż nad moim miejscem w orkiestronie, i potrafiła tam siedzieć godzinami. A potem bezbłędnie nuciła melodie - wspomina Ryszard Kurzak. Ale kiedy pojawiła się możliwość, aby czteroletnia Aleksandra nagrała płytę operową z orkiestrą, nie zgodzili się. Wszystko wydarzyło się na Festiwalu Moniuszkowskim w Kudowie-Zdroju, gdzie występowała Opera Wrocławska. - Mieszkaliśmy w hotelu. Przez otwarty balkon było słychać, jak śpiewaczka się rozśpiewuje. Bierze coraz wyższe nuty, a Ola powtarza za nią. W końcu doszła do kresu możliwości, a Ola bierze jeszcze wyższe... - opowiada Ryszard Kurzak. - Tą śpiewaczką była moja żona. Jej zaintrygowana koleżanka wyjrzała z balkonu, żeby sprawdzić, czyj to głos. I jeszcze tego samego dnia opowiedziała o niezwykłej dziewczynce swojemu mężowi, dyrygentowi Orkiestry Polskiego Radia i TV Stefanowi Rachoniowi. Ten zaproponował nagranie płyty z Olą. Uznaliśmy, że to za wcześnie. Nie chcieliśmy jej narażać na taki stres. Była przecież małym dzieckiem - mówi tata Aleksandry i niemal za każdym razem nazywa Olę Maleńką. Kiedy się orientuje, mówi ze śmiechem: - Moja wnuczka jest taka sama jak jej mama, kiedy była mała. I teraz Maleńka jest najważniejsza. Zachwyca mnie jej rezolutność.

Kiedy w telewizji śniadaniowej, gdzie pojawiła się z Olą, zapytano ją, jak wyobraża sobie swoją przyszłość, odpowiedziała: „Jeszcze nie wiem. Mam wiele możliwości". Ostatnio Aleksandrze Kurzak spędzała sen z powiek decyzja dotycząca szkoły dla sześcioletniej córki. - W Polsce teraz dzieci idą do szkoły od siedmiu lat, ale my chcemy spróbować już od września. Zdecydowaliśmy się na nauczanie domowe, przez internet. Podobnie jak w wypadku przedszkola, Malena nie chce, żebyśmy ją zostawiali, kiedy wyjeżdżamy - tłumaczy śpiewaczka. Wcześniej jej córka chodziła do przedszkola w Paryżu i w Nowym Jorku. - Tam rzuciliśmy ją na głęboką wodę. Poszła do amerykańskiego przedszkola bez znajomości angielskiego, chociaż mówiła po polsku, francusku i całkiem nieźle po włosku. Pewnego dnia, kiedy ją odbierałam, stanęłam z boku, żeby podsłuchać, jak sobie radzi. Okazało się, że nie ma żadnego problemu w komunikacji. Choć mówić zaczęła późno. - Miała dwa i pół roku i ciągle wypowiadała się we własnym języku. Od początku towarzyszyło jej kilka języków. Ja mówię po polsku, Roberto po francusku, a ze sobą rozmawiamy po włosku. Może zastanawiała się, który jej odpowiada? Aż pewnego dnia po wakacjach zaczęła mówić pełnymi zdaniami, po polsku - śmieje się Aleksandra. Sama mówi w pięciu językach: polskim, francuskim, angielskim, niemieckim, włoskim.

Nie miała wątpliwości, czy życie w podróży będzie miało dobry wpływ na rozwój jej córki? - Najbardziej obawiałam się, czy te zmiany miejsc pozwolą jej nawiązać przyjaźnie. Ale w Polsce czy w Wiedniu, gdzie często bywamy, mam przyjaciół z dziećmi, z którymi Malena jest zaprzyjaźniona. Lubi się z rówieśnikami w sąsiedztwie u dziadków. W Nowym Jorku i w Hamburgu też mamy przyjaciół z dziećmi w jej wieku. Widzę, że jest otwarta i odważna. Potrafi mnie zaskoczyć. Kiedyś jechałyśmy dorożką po Wiedniu. Pan, który nią powoził, pokazywał nam różne budynki, między innymi dom Mozarta. Czteroletnia Malena na to: “Wiesz, mamo, ja znam Mozarta". Mówię jej: „Córeczko, nie możesz go znać, bo on żył dawno temu". A ona odpowiada: .Wiem, ale spotkałam się z nim na chmurce, jak czekałam, żeby wejść do twojego brzucha. Powiedział mi, że będę kiedyś śpiewać jego muzykę".


Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Śpiewam inaczej

Źródło:

Pani nr 8

Autor:

Anita Zuchora