„Zaćmienie w dwóch aktach” Pabla Remóna w reżyserii Grzegorza Małeckiego na Scenie Studio w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Beata Kośmider w Teatrze dla Wszystkich.
Gdy myślę o ostatniej premierze sezonu Teatru Narodowego – dramacie Pabla Remóna – nasuwają mi się dwa skojarzenia: wachlarz i perspektywa. Wachlarz jako wybór i różnorodność, a perspektywa jako spojrzenie w głąb poprzez kilka planów.
Wachlarz
„Zaćmienie w dwóch aktach” to parę przeplatających się i na pozór niepołączonych ze sobą wątków. Dramat jest jednak tak precyzyjnie skonstruowany, że widz szybko odnajduje się w fabule, wychwytując powiązania między poszczególnymi bohaterami. A tychże jest cały korowód. Czworo aktorów – Oskar Hamerski, Justyna Kowalska, Anna Lobedan i Mateusz Rusin – kreuje ponad czterdzieści postaci, czyniąc to tak umiejętnie, że każda rola jest charakterystyczna i pełna wyrazu.
Wraz z odkrywaniem poszczególnych wątków i wycinków z życia bohaterów płynnie zmienia się konwencja. Z tragifarsy, przez pastisz, do refleksyjnego dramatu – zmiana formy dodatkowo angażuje widza, raz wywołując spontaniczny śmiech, a innym razem wprowadzając w zadumę.
Oszczędna scenografia Martyny Kander pozwala projekcjom wideo Jagody Chalcińskiej przenosić akcję z przestrzeni prywatnych do miejsc publicznych oraz z namacalnej codzienności do świata baśni i marzeń.
Perspektywa
Na uwagę zasługuje wielowarstwowość spektaklu. Postacie na scenie to zarówno bohaterowie głównej osi fabularnej, jak i aktorzy zwracający się bezpośrednio do publiczności. Ponadto tworzone kreacje bywają aktorami planu filmowego lub spektaklu – oglądamy grę w grze, teatr w teatrze. Przed widzami staje również sam autor dramatu, a dialogi są często prowadzone tak naturalnie, że chciałoby się w nie włączyć.
Przenikaniu się planów towarzyszy przesunięcie refleksji: od rozważań nad potrzebami artysty – zarówno materialnymi, jak i ambicjonalnymi – ku szerszemu pytaniu o samorealizację każdego człowieka. Kto właściwie wyznacza nam cele i jak wysoko trzeba zawiesić poprzeczkę, by poczuć satysfakcję? Czy jako kolejne pokolenie ludzkiej cywilizacji jesteśmy jeszcze w stanie stworzyć coś naprawdę oryginalnego? Pytania te padają ze sceny, niespodziewanie wytrącając widownię z chwilowego rozbawienia.
Na ostatnim planie
Z czym widz wychodzi z teatru, mając w pamięci zaprezentowany w spektaklu wachlarz i wędrówkę przez przedstawioną perspektywę?
W dramacie Pabla Remóna nie tyle chodzi o uniwersalną puentę, co o postawienie znaku zapytania i pozostawienie widzowi znalezienia odpowiedzi na kwestie, które wyraźnie wybrzmiewają w przekazie. Natomiast to, co jednoznacznie można stwierdzić na podstawie spektaklu w reżyserii Grzegorza Małeckiego, to doskonały poziom zaprezentowanego aktorstwa i precyzyjna konstrukcja przedstawienia. Kreacje są dopracowane, różnorodne i pełne naturalnej swobody, a dynamika dramaturgii nie pozostawia przestrzeni na odwrócenie uwagi od sceny.