"Siedem sekund wieczności" Petera Turriniego w reż. Piotra Szalszy w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Dzięki owym tytułowym siedmiu sekundom nasza bohaterka weszła do historii, była bowiem pierwszą aktorką, która pojawiła się nago na ekranie, właśnie przez siedem sekund… Ale życiorysem Hedwig Kiesler i tym artystycznym, i – inżynierskim (sic) można byłoby obdzielić kilka osób. Te momenty spektaklu, w których aktorka opowiada o losach swoich wynalazków, są bardzo dojmujące, okazało się bowiem (zupełnie jak u wiedźm Szekspirowskich), że niektóre z nich, jak choćby protezy, wymyślone przecież by czynić dobro, ostatecznie przyczyniły się ku złu… Tak, to jest spektakl o paradoksie czasów, w jakich nasza bohaterka żyła, o całym pokoleniu ludzi, którzy pierwszą wojnę znali z opowiadań bądź z dzieciństwa, zaś druga – zrujnowała im dorosłość, i oni z traumami tych wojen musieli nauczyć się jakoś żyć.
Kiesler była i wybitną aktorką i nieziemsko piękną kobietą, jak radziła sobie z tymi przymiotami w dżungli Hollywood? A jak – z upływem czasu? A tak szerzej - czym są wspomnienia w naszym życiu?
Co robimy, żeby w ogóle mieć wspomnienia? – tak postawione pytanie w tekście Turriniego nie pada, ale mam więcej niż pewność, że to przedstawienie właśnie o tym jest.
Na scenie Joanna Liszowska, piękna i utalentowana i – obłędnie wyglądająca w nieziemskich zupełnie kreacjach.