EN

3.04.2024, 19:27 Wersja do druku

Siedem do potęgi n-tej

„Siedem historii okrutnych” w reż. Justyny Wielgus w Centrum Sztuki Włączającej / Teatrze 21 w Warszawie. Pisze Kinga Senczyk z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Alicja Szulc / mat. teatru

„Siedem historii okrutnych” Teatru 21 w reżyserii Justyny Wielgus to tak naprawdę siedem pretekstów do opowiedzenia historii własnych, intymnych, które wspólnie przeplatają się i tworzą wielobarwną, bogatą tkaninę znaczeń. Oparte na prawdziwych wydarzeniach, niestety opowiadają o przemocy człowieka wobec świata przyrody. I choć mowa głównie o zwierzętach, doskonale widać, jak te same mechanizmy przenoszone są na relacje międzyludzkie, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem.

W białej przestrzeni, na środku sceny, znajduje się długie przezroczyste pudło (które będzie spełniało funkcje stołu, akwarium, trumny, wybiegu, czy klatki), a za nim podobne plastikowe krzesła. W rogach umieszczono dwa panele z fragmentami rysunków Francisco Goi z cyklu „Okropności wojny” oraz dwumetrową zakrwawioną siekierę. Scenografia Wisły Niciei jest białą kartką, zapisywaną przez opowiadane historie i doskonałym tłem dla fantastycznych kostiumów tej samej twórczyni, która bawi się grą skojarzeń. Różowy kombinezon Pigcassa, z przerywanymi ciemnymi liniami, przypomina rysunki ze sklepu mięsnego z instrukcją, jak kroić świnię. Krowa, która wolała wolność z żubrami, prezentuje się w sportowym stroju z logo Chicago Bulls. A kreacja świętego psa Ginefourta składa się z białego topu z głową wilka, czarnych, skórzanych, dwuczęściowych spodni i pasków z tego samego materiału, opinających ciało niczym kaganiec. Niesamowita wyobraźnia i wykonanie!

Pierwsza historia płynie – dosłownie – jak rzeka. Od samego początku ujawnia się również geniusz scenariusza Justyny Lipko-Koniecznej. Dziesiątki odniesień do wody: frazeologizmy, cytaty z Pisma Świętego, powiedzonka, metafory i fakty dotyczące biologii sprytnie wplecione są w rozmowy bohaterów przy stole. Błyskotliwa zabawa słowem i skojarzeniami będzie powracać. Woda, podstawa życia wszystkich organizmów, jest lekceważona. Daniel Kotowski, wcielający się w Odrę, z pełnym przekonaniem i dramatyzmem oraz wspaniałą plastycznością ruchów, zaznaczył katastrofę ekologiczną z 2022 roku, gdy zbyt wysokie zasolenie wody spowodowało masową śmierć ryb. W trakcie tej sceny bohaterka wije się i dusi w symbolicznym akwarium, które staje się jej trumną.

Na przekór oczywistościom i dosłownej ilustracji tematu, zaraz następuje scena kolegium profesorskiego, które w czasie sekcji zwłok jednej z ofiar odkrywa szokującą prawdę, że ryby mają mózg. A to by znaczyło, że mogą odczuwać ból. Naukowcy decydują się jednak nie ujawniać tego faktu i kontynuować wielowiekowe oszustwo.

Kolejną historię rodem ze średniowiecza opowiada jej główny bohater – św. Ginefourt. Niesłusznie ścięty przez swego pana, stał się męczennikiem, do którego pielgrzymowały tłumy, mimo protestów miejscowych władz kościelnych. Opowieść skontrastowana jest z szokującymi przykładami pseudolekarzy, którzy znęcając się nad „najlepszymi przyjaciółmi człowieka”, eksperymentowali na nich, na przykład odcinając głowy i próbując przywracać im funkcje życiowe. Szkoda tylko, że te dwie części oddzielono od siebie zamiast połączyć, tak jak w przypadku pozostałych historii.

fot. Alicja Szulc / mat. teatru

Inne aktualności

W postać psa Ginefourta wcieła się Hela Urbańska (znana w Teatrze 21 chociażby z „Cukrów” w reżyserii Pameli Leończyk czy „Naszych czasów” w Teatrze Dramatycznym), która jest jedną z najlepszych aktorek młodego pokolenia. Posiada wspaniałą wrażliwość i zdolność wycofywania się, kiedy jest taka potrzeba i robienia innym miejsca na scenie. Jej solowy popis jest bardzo dopracowany, pełen energii, którą umiejętnie rozporządza. Potrafi także mądrze wesprzeć kolegów i koleżanki po fachu, co akurat w przypadku „Siedmiu historii” jest wyjątkowo istotne.

I nie chodzi tutaj o pracę w zróżnicowanej grupie pod względem reprezentacji osób z i bez niepełnosprawności, czy głuchoty. „Siedem historii” jest wspaniałym przykładem pracy zespołu, w którym wszyscy traktowani są na równi i brani serio. Czuć tu ogromne doświadczenie grupy twórców i twórczyń, którzy stworzyli im warunki do takiego zaistnienia. Dzięki temu aktorzy mogli oderwać się od mówienia tylko o bolączkach artystów G/głuchych czy z niepełnosprawnościami. Głównym tematem jest przede wszystkim współodpowiedzialność za brutalność człowieka w wykorzystywaniu natury dla egoistycznych celów. Wspomniane odniesienia pojawiają się w toku opowieści, ponieważ wstrząsające analogie w traktowaniu zwierząt i ludzi z niepełnosprawnościami same się narzucają.

Doskonałym tego przykładem jest historia Nima – szympansa, który został „adoptowany” w latach siedemdziesiątych przez hipisów w Stanach Zjednoczonych w ramach eksperymentu naukowego. Para, która posiadała już trójkę dzieci, podporządkowała życie nowej „zabawce”. Nim był karmiony piersią, uczony języka migowego i wychowywany jako członek rodziny. Z wiekiem stawał się coraz bardziej agresywny, więc przekazywano go kolejnym opiekunom kontynuującym eksperyment. Fantastycznej głównej roli Piotra Sakowskiego towarzyszy Daniel Kotowski, który wprowadza wątek osób G/głuchych. Stygmatyzacja w rodzinach słyszących doprowadziła do pojawienia się w sztuce figury rodzinnego psa, którym często czują się osoby G/głuche. Do tej koncepcji odwołują się na przykład G/głuche artystki, takie jak Justyna Kieruzalska („Rodzinny pies”) czy Susan Dupor („Family Dog”). Zestawienie tego obrazu z historią Nima jest wstrząsające.

Podobnie jak bezrozumne uprzedmiotowienie szczura. To wysoce inteligentne stworzenie jest uwielbiane przez naukowców, którzy poddają je rozmaitym badaniom, od behawioralnych i psychologicznych począwszy. Przedstawiciele gatunku z podrodziny myszy są pionierami na wielu polach – jako pierwsi testują leki i kosmetyki, których później (jak zauważają twórcy) ludzie nie chcą używać. Są wysyłani na pola minowe, zanim wejdzie tam człowiek. I tak Magawa (fenomenalny Kamil Studnicki), jeden z najskuteczniejszych saperów w kambodżańskiej dżungli, prowadzi grupę wystraszonych ludzi przez las. I choć krzyczą, że „bez szczura jesteśmy w dupie”, nie potrafią wyciągnąć wniosków z jego wysokiego współodczuwania czy racjonalności zachowań. Zamiast tego stawiają na niego trutkę, a na siebie miny.

Więcej empatii wzbudza następna bohaterka – krowa. Scena inspirowana jest historiami przedstawicielek tego gatunku, których zdjęcia zdobiły okładki największych amerykańskich czasopism. Na wybiegu, wśród świateł jupiterów, pojawiają się postaci, słynne jedynie dlatego, że pasiono je przed Białym Domem, dojono w trakcie lotu samolotem czy przeprowadzano z nimi wywiad. Wreszcie jest i ona – buntowniczka, która uciekła z transportu do rzeźni i ukrywała się w puszczy między żubrami. Bohaterka fantazjuje o stworzeniu nowego gatunku – żubronia. Scena staje się kolejnym (po „Nie jestem rośliną”) osobistym, silnym manifestem Aleksandry Skotarek – aktorki Teatru 21, która z dużą wrażliwością, ale i stanowczością, adresuje do widzów kwestie seksualności osób z niepełnosprawnościami. Jej wypowiedź ma także szerszy wymiar – traktowania kobiet jako przedmiotu seksualizacji.

Świetnym tego przykładem w „Siedmiu historiach” jest postać narratorki Brigitte Bardot, w którą wciela się Maja Kowalczyk. Francuska modelka, aktorka i piosenkarka została okrzyknięta ikoną seksu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Mniej znana jako obrończyni zwierząt, mówiła, że naprawdę tylko je kochała. W swoim bezkompromisowym i konsekwentnym stawianiu zwierząt na pierwszym miejscu bywała oskarżana o rasizm. Kowalczyk znakomicie wcieliła się w tę niejednoznaczną postać. Zalotne uśmiechy w stronę publiczności, pełne ciepłej troski gesty wobec zwierzęcych bohaterów, a kiedy trzeba stanowczość w ich obronie, sprawiają, że jest dobrym duchem, przewodniczką i promykiem nadziei w fatalistycznej wizji spektaklu.

Szóstą historią nieludzkiego nomen omen traktowania zwierząt jest los bezgłowego kurczaka Mike’a (Daniel Krajewski), który po dekapitacji żył jeszcze osiemnaście miesięcy. Okazało się, że to istna żyła złota – każdy chciał zobaczyć to dziwo. Właściciel wystawiał go w całych Stanach Zjednoczonych, wzbogacając się na krzywdzie zwierzęcia. Takie chorobliwe fascynacje doprowadziły Claude’a Bernarda do zapoczątkowania wiwisekcji – brutalnej, eksperymentalnej metody badawczej, której szybko sprzeciwiło się wiele osób w jego otoczeniu. Sam dopiero pod koniec życia przyznał się do niehumanitarności zabiegów.

Ostatnia historia odbywa się głównie w ciszy. Jakby zabrakło słów, które oddałyby bezmiar bólu i wstydu za okrutne traktowanie zwierząt. Daniel Kotowski miga, omawiając wizerunek wystraszonego ptaka z cyklu „Okropności wojny” Goi. Pigcasso natomiast (Teresa Foks), czyli najsłynniejsza zwierzęca malarka, tworzy pierwszy manifest artystyczny zwierząt w kolorach flagi Ukrainy.

„Siedem historii okrutnych” dopełnia fantastyczna muzyka Zoi Michailovej, która nieustannie zaskakuje nowym podejściem do tematu. Średniowieczne nuty w scenie św. psa Ginefourta zmieniają się w dynamiczną muzykę elektroniczną z muczeniem w tle, które tworzą doskonałą ramę dla poruszanych opowieści. Poza tym aranżacje piosenek „The Winner Takes It All” ABBY czy „Cry Me a River” Arthura Hamiltona w fenomenalnym wykonaniu Kamila Studnickiego zostały świetnie zaimplementowane, dodały znaczeń, których odkrywanie przynosi wiele satysfakcji widzom.

Twórcy i twórczynie „Siedmiu historii” doskonale bawią się i bardzo swobodnie przepływają między mówieniem o niepełnosprawności, głuchocie a zupełnym oderwaniem od tych kategorii, gdzie aktor jest po prostu aktorem a aktorka – aktorką. Cudownie jest móc zobaczyć spektakl, w którym artyści z niepełnosprawnością nie opowiadają tylko o niej. Jeszcze lepiej by było, gdyby w ogóle nie musieli mówić o niej ze sceny.

Kinga Senczyk – kulturoznawczyni, recenzentka teatralna, performerka, improwizatorka, edukatorka kulturalna i przewodniczka w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Kinga Senczyk

Wątki tematyczne