„Zemsta” Aleksandra Fredry w reż. Michała Zadary z Teatru Komedia w Warszawie na 29. Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu. Pisze Piotr Wyszomirski w „Gazecie Świętojańskiej”.
Michałowi Zadarze udała się rzecz rzadka. Nie tylko smacznie podrasował narodową ramotkę, ale zachował jednocześnie jej wdzięk. Zadbał o język Fredry i dał pole talentom aktorów. „Zemsta” wzrusza, ale, oczywiście, przede wszystkim bawi. Humor jest wszędzie: w sytuacjach, języku, gestach, rekwizytach i ciszy. Gwiazdą jest Maciej Stuhr (Papkin), który, jak wiemy, czuje się w komedii jak ryba w wodzie. Dialoguje z partnerami scenicznymi, publicznością, konwencją i samym sobą. Po prostu rządzi a publiczność łyka jak pelikan wszystkie gagi, śmieszki i aluzje a przy zamarkowaniu pobierania snusa sala wręcz wybuchła z entuzjazmu. Stuhr nie dostał w darze naturalnych przewag, w jakie wyposażeni byli mistrzowie komedii jak np. Fernandel, Jan Kobuszewski czy Jim Carrey, którym wystarczyło być, musi na efekt zapracować. Wykorzystuje do tego solidny warsztat aktorski i doświadczenie kabaretowo-standupowe. Nie stroni od numerów grubszych, ale esencja jego vis comica opiera się głównie na inteligencji estetycznej. Najlepszy aktor dramatyczny w komedii i najlepszy aktor komediowy w dramacie? Dymsza naszych czasów? Czemu nie, ale ze smakiem!
Zadarowa „Zemsta” rozgrywa się w nie do końca określonym czasie. Teatralność miesza rekwizyty charakterystyczne dla kilku epok, tak od lat 20-30. XX w. do dzisiaj (rewolwery i pistolety, ale i laptop). Papkin jest fajtłapowatym cynglem szefa gangu, czyli Cześnika (Arkadiusz Brykalski). Głównym elementem scenograficznym jest diner przeniesiony 1:1 z ikonicznego obrazu Edwarda Hoppera „Nighthawks”. W pierwszym akcie jeszcze koziołek z informacją o śniadaniach, karaoke i całodobowym serwisie; w drugim akcie znika koziołek i pojawia się biurko oraz fotel gabinetu Rejenta. Aktorzy anektują całą przestrzeń: widownię, balkon, wejścia. Monotonię wejść i wyjść pomysłowo organizuje efekt dźwiękowy towarzyszący otwieraniu i zamykaniu drzwi do Le Vieux Chateu (tak nazywa się lokal). I co absolutnie wyjątkowe: aktorzy grają bez mikroportów! Wpływa to trochę na sztuczność ruchu scenicznego, aktorzy częściej niż wynika to z potrzeby kierują komunikaty wprost do publiczności, dochodząc do skraju sceny, ale i tak efekt jest niesamowity. Poznajemy ich prawdziwe głosy, a nie przetworzone przez aparaturę nagłowną!
Zadara, niczym baron Munchausen, zebrał powszechnie capitolnie nową ekipę i choć nie wszyscy dostali tyle szans na zaprezentowanie swych możliwości jak Maciej Stuhr, to na pewno pięknie rozbrykał się w II akcie Cześnik a i Podstolina (Beata Wysocka) miała swoje „momenty” (śmiałe na pewno jak na standardowe wystawienia „Zemsty”). Chemia w kolektywie była niecodzienna, co pięknie ukazuje poniższe wideo z oklasków i owacji.
 
 
       
                                           
                                          