„Separatka” Joanny Szczepkowskiej w reż. autorki z Fundacji Joanny Szczepkowskiej na Rzecz Inicjatyw Artystycznych i Społecznych w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto szpital, w jednoosobowym pokoju (nie wiadomo dlaczego zwanym separatką), z telewizorem – co ważne, na jednym łóżku leżą, a raczej siedzą, dwie pacjentki, z których każda uważa, że miejsce należy się właśnie jej. Władny rozstrzygnąć tę krępującą sytuację lekarz jest poza zasięgiem, a pielęgniarka zupełnie nie poczuwa się do roli Katona, więc nasze bohaterki muszą załatwić tę sprawę między sobą. Nie będzie to łatwe.
Pomysł na spektakl wydał się prosty – skazać na siebie dwie osoby o skrajnie przeciwstawnych poglądach i - samo się będzie działo. Niby trochę tak jest, ale w przypadku tego tekstu cały smak i urok ukryty jest nie w pyskówkach, bez których przecież w Polsce się nie obędzie, ale - w niuansach i półcieniach, i - w diablo inteligentnej historii, w której każdy szczegół ma znaczenie.
Oraz – w bardzo wyważonym aktorstwie, bo przerysowanie szczególnie postaci Aliny (Dorota Landowska), ale i Marty (Joanna Szczepkowska), choć bardzo kuszące, sprowadziłoby ten spektakl do roli właściwie stand-upu, gdy tymczasem oglądamy rzecz dużo głębszą, to owszem – momentami niesłychanie zabawna, ale i bardzo jednocześnie gorzka refleksja nad – cóż – naszymi polskimi sprawami.
Uwagę mam właściwie tylko jedną, tym razem nie do twórców, a do recenzentów – otóż w przypadku Separatki im więcej spojlerowania, tym bardziej zabieramy widzom przyjemność z oglądania tego przedstawienia.
Chyba nie o to chodzi.