Mrożące krew w żyłach chwile przeżyła reżyserka teatralna Katarzyna Szyngiera i jej cztery koleżanki po pokojowym proteście, który odbył się w środę w Rzeszowie. Kilkunastu narodowców zaatakowało kobiety, kiedy wracały z manifestacji. Schroniły się w restauracji w piwnicach Teatru im. W. Siemaszkowej. "Mężczyźni walili w szyby i próbowali dostać się do środka" - relacjonuje Katarzyna Szyngiera.
Manifestacja przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy aborcyjnej, która odbyła się w środę w Rzeszowie, przebiegła pokojowo. Protestującym próbowali co prawda przeszkodzić narodowcy, ale bezskutecznie. Doszło tylko do słownych zaczepek.
Czar prysł tuż po zakończeniu manifestacji. Niejednokrotnie protestujących, którzy rozchodzili się do domów, zaczepiali kontrmanifestujący. – Znajomy widział, jak jacyś mężczyźni nie dawali spokoju grupce młodzieży, która stała przed Galerią Rzeszów, dopiero gdy jedna z protestujących zaczęła krzyczeć: "Dziewczyny chcecie bić?!", napastnicy odeszli – mówi rzeszowianka.