„Z Tobą rosnę” w choreogr. i reż. Eweliny Adamskiej-Porczyk, w Teatrze Pinokio w Łodzi. Pisze Piotr Grobliński w „Kalejdoskopie”.
Teatr Pinokio od lat przygotowuje spektakle dla najmłodszych, a nawet dla najnajmłodszych widzów, zwanych „najnajami”. Takich, którzy jeszcze nie są w stanie śledzić fabuły, gdyż mają od kilku miesięcy do trzech lat. Teatr inicjacyjny narodził się we Włoszech, ale zdobywa coraz więcej zwolenników także w Polsce. Obecnie „Pinokio” ma w repertuarze cztery tego rodzaju przedstawienia. Najnowsze, „Z Tobą rosnę”, jest w tej grupie wyjątkowe – adresowane bowiem nie tylko do najnajów, ale też do „najnajnajów”, czyli do widzów w wieku… prenatalnym. Na znakomitym plakacie do przedstawienia widzimy kobiece dłonie czule obejmujące ciążowy brzuch. To już naprawdę wczesny start w życie teatralne.
Na premierze, owszem, były kobiety w ciąży, przeważały
jednak matki i ojcowie z dziećmi już urodzonymi (te nienarodzone to też dzieci,
to oczywiste, skoro robi się dla nich przedstawienia). Pociechy wraz z
rodzicami zasiadły w wygodnym, wymoszczonym poduszkami „gnieździe” na środku
sceny. Mogły siedzieć, kłaść się, chodzić, bawić się, słowem – czuć się
swobodnie. Między nimi niczym dobra wróżka z jakiejś zaczarowanej krainy
przechadzała się aktorka Ewa Wróblewska, która śpiewała, opowiadała, czytała,
proponowała różne formy aktywności. Zapraszała widzów małych i dużych do swojej
bajki, pełnej czułości opowieści o oczekiwaniu na urodzenie dziecka. Gdy
nadszedł „ten moment”, wyjęła i zaczęła animować lalkę małego chłopca. Żółte
kręcone włoski mogły kojarzyć się z niemowlęctwem, choć ubranko i rysy twarzy
podpowiadały nieco straszy wiek przedstawionej postaci. Z Tobą, mamo, rośnie
się szybko. Ale w tytule chodzi też chyba o to, że z dzieckiem – dzięki miłości
– rośnie (wzrasta) także mama. Piękne, optymistyczne przesłanie.
Przedstawienie na różne sposoby oddziałuje na zmysły bardzo
młodej publiczności. Spokojna, minimalistyczna, wykonywana na żywo muzyka,
miękkie tkaniny, z którymi dzieci mają kontakt, światła rzucające na podłogę
niesamowite cienie, ładnie zakomponowane kolorowe chmury nad sceną… to może być
niezwykłe doświadczenie, odkrywcze, ale bezpieczne. Z odrobiną „magii”, bo gdy
poproszone o to dzieci machają rączkami, światło nagle się zmienia – jak
szkiełka w kalejdoskopie. Jest też trochę zabawy z lalką, misiem, piłkami i
pluszowym autkiem. Jest wreszcie odrobina poważnej refleksji. Pada na przykład
pytanie, czym jest miłość. Podana definicja nie jest może precyzyjna, ale nie o
precyzję tu chodzi. Można nawet zaryzykować tezę, że ważniejszy od konkretnych
zdań jest w przekazie sposób mówienia. Z małym dzieckiem (tym bardziej z
dzieckiem w brzuchu matki) czasami komunikujemy się intonacją, delikatnym
brzmieniem słów, wyrażeniami naśladujących dźwięki, pieszczotliwymi
zdrobnieniami. Przy takim założeniu nieco niespójny tekst przestaje być
problemem. Ta niespójność wynika z nieokreślenia adresata. Czasami mówi się
(śpiewa) tu do dzieci, ale zdarzają się też zdania w rodzaju „kreatywność jest
naszą siłą”, skierowane raczej do rodziców jako rodzaj pedagogicznej instrukcji.
Do teatru zawsze trzeba się odpowiednio ubrać, ale w przypadku tego przedstawienia to zalecenie ma szczególny sens. Towarzyszenie dzieciom może się bowiem wiązać z siedzeniem na podłodze, zdejmowaniem butów i tym podobnymi atrakcjami. To nawet zabawne i sympatyczne, że gdy inne teatry ostrzegają przed głośną muzyką, stroboskopowymi światłami czy scenami przemocy, Pinokio uprzedza, że przed wejściem na widownię zostaną państwo poproszeni o zdjęcie obuwia.