do druku podała Dorota Jarząbek-Wasyl
Jest gromadka ludzi, którzy z dnia na dzień budują pałace, domy i chaty; przygotowują komnaty dla królów i bogate salony, mieszczańskie interieury i izby o drewnianych pułapach; stroją w szaty bohaterów wielu wieków i krajów, ekwipują wojska w mundury, chłopów w sukmany i robotników w bluzy. Co więcej: oni rozścielają zieleń wiosenną i biały całun zimowy, „kierują” blaskami żaru słonecznego, bladym światłem księżyca i czerwoną łuną pożaru. Nikt ich nie widzi, nikt nie zna. Ukryci są zawsze w głębi wielkiego gmachu, tam, za spuszczonymi dwiema kurtynami, które ich pracą podnoszą się i opadają. Jest to tzw. „personal techniczny” teatru. Do wszystkiego niemal, co w teatrze działa na wzrok, co jest tłem dla postaci, czynów i słów scenicznych, do wszystkiego tego przyłożyć się musiały przedtem pracowite, robocze dłonie, które rozwinęły, zawiesiły i utwierdziły „kulisę”, rozstawiły meble, zszyły kostiumy i ufryzowały peruki. Z ich fizyczną pomocą literackie wizje twórców stają się konkretnym „widowiskiem”. A kiedy pogasną „światła kinkietów”, kiedy mrok zapadnie nad pustą widownią i opustoszeją garderoby, na placu pozostaje jeszcze tylko tzn. jeden „personal”, aby to, co niedawno wywoływało krótkie złudzenie sceniczne, złożyć, jako „rekwizyta” do „składu”.
Personal robotniczy teatru krakowskiego składa się z przeszło trzydziestu osób. Pod kierunkiem zasłużonego p. Spitziara pracuje trzynastu „maszynistów”, zajętych przy maszyneriach; pod kierunkiem p. Rozwadowicza szyje sześciu krawców; dalej trzech tapicerów, fryzjer, kursorzy, stróż i pięć kobiet, utrzymujących porządek na wszelkich piętrach ogromnego budynku. Pobierają płacę od 20 do 30 złr. miesięcznie. Prócz tego zarabiają od czasu do czasu, jako statyści. Jest między nimi solidarność i karność, wytwarzająca się pod naciskiem szybkiej, wytężającej pracy, w której nie ma prawie wypoczynku, a zwłoka jest niemożliwą. Nie należą do żadnych stowarzyszeń, a tym bardziej do „Siły”. Utworzyli jednak między sobą jakby „komitet”, dbający o potrzeby parafialnego kościoła św. Krzyża. Zbierają więc za kulisami datki „na światło”, przystrajają w święta ołtarze i ozdabiają „groby” podczas Wielkiego Tygodnia. W dzień Bożego Ciała staje ołtarz przy murze teatru. Do niedawna jednak ubogi, a tak piękny kościół św. Krzyża nie miał własnego baldachimu dla księdza podczas procesji, tak iż „zapożyczał się” w innych, zasobniejszych zakrystiach. Brakowi zaradzili dopiero „maszyniści”. Nałożyli na siebie dobrowolny podatek po 50, 30 ct. i w ciągu ostatniego roku, nazbierawszy przeszło 200 złr., sprawili nowy, lśniący baldachim ze złotogłowiu, uszyty w kostiumerii, wyrobiony i wyzłocony w stolarni teatralnej. Kilka tygodni temu odbyło się uroczyste poświęcenie daru; nazwiska fundatorów zapisano w księdze pamiątkowej, a proboszcz X. Mikulski w serdecznych słowach dziękował za ofiarność najcenniejszą, bo naprawdę „groszową”. Na Boże Ciało w tym roku proboszcz parafii teatralnej kroczyć będzie pod baldachimem nie „pożyczonym”, a nadto wokoło goreć będzie 6 „wachli”, wielkich woskowych świec, sprawionych za 40 złr. ze składek „personalu robotniczego”. – W głębi, tam, za spuszczoną podwójną kurtyną są najlepsi „parafianie” i protektorzy fary św. Krzyża.
Na personal ten przeznaczony jest dochód z przedstawienia popularnego, jakie odbędzie się popołudniu w niedzielę 6 b.m. Grane będą dwie sztuki: Romantyczność i Łobzowianie. Takie same przedstawienia odbywają się od dwóch lat, i przynosiły do 15 złr. na głowę – czysty bowiem dochód rozdzielany jest równo między wszystkich. Artyści – zwłaszcza bez wyjątku ci, którzy pobierają niższe gaże – zrzekli się tzw. feu. Czy publiczność okaże się obojętniejszą? Nie można wątpić, że zapełni teatr od foteli do galerii, gdyż przy zniżonych cenach tylko w takim razie uzbiera się okrąglejsza kwota do rozdziału na nie duże zasiłki. A więc – niechaj teatr będzie pełny, jak na premierze, bo to benefis ciężkiej pracy i twardej doli.
pierwodruk: „Czas” 1900 nr 118 [sygn. R.St.]