O „Trzech siostrach” w reżyserii Jana Englerta, premierze Teatru Narodowego, rozmawiają Jakub Moroz i Przemysław Skrzydelski
Moroz: Wygląda na to, że – po Janie Klacie – mamy ciąg dalszy teatru popandemicznego. Pytanie tylko, czy Jan Englert i zespół Narodowego w najnowszych „Trzech siostrach” mierzą się z planem psychologicznym, społecznym czy politycznym pandemii.
Skrzydelski: Mnie się wydaje, że trop społeczno-polityczny (nie jedynie polityczny) jest tu dotknięty, zaznaczony, ale jest to przecież tytuł rozgrywający się przede wszystkim w perspektywie egzystencjalnej, więc porozmawiajmy o życiu – w końcu jak nie rozmawiać o życiu, skoro to Czechow.
Moroz: Zaraz, zaraz. Dramaturgia Czechowa była wyraźnie osadzona w kontekście cywilizacyjnym jego czasów. Za – nadużywanym niekiedy w szkolnych interpretacjach – hasłem realizmu kryje się warstwa symboliczna, a także określona diagnoza społeczna.
Skrzydelski: Tak, diagnoza przesilenia i wyczekiwania na nowe czasy i idee, które miały być, jak dziś wiemy, przerażające. Ale zacznijmy od tego, co czytelne: od psychologii jednostkowej. A potem zobaczymy, dokąd nas to poprowadzi.