EN

20.05.2021, 13:22 Wersja do druku

Różewicz i jego gliwickie lata

Kilka miesięcy po śmierci Tadeusza Różewicza, 8 września 2014 roku otrzymałem od wdowy Wiesławy piękny album Różewicz w obiektywie Adama Hawałeja (wydany przez Wrocławski Teatr Współczesny) z dedykacją: Panu Krzysztofowi, żeby pamiętał. Nigdy nie zapomnę Różewicza..

fot. Adam Hawałej

W tej książce oprócz zdjęć są wiersze pana Tadeusza, między innymi ten: przyszli zobaczyć poetę i co zobaczyli? Znamienne i mocne są słowa poety: słyszę I jak byk kto mówi byle co i do byle kogo i bylejakość ogarnia masy i elity I ale to dopiero początek. Kiedy obserwujemy, co dzieje się w XXI wieku, jak mass media i portale społecznościowe pokazują byle co - dociera do nas jeszcze silniej to memento i lęk przed zalewem bylejakości... A w Uczniu czarnoksiężnika Różewicz napisał (w nawiązaniu do metafory ogrody poezji): Na razie podejrzewam, że za murami znajduję się nie „ogrody", ale „śmietniki". Ja spróbuję sadzić drzewa i kwiaty na „śmietnikach". Czy to jest nihilizm? Nie. To trudna, brudna, zwykła robota. Hawałej zrobił mu symboliczny cykl zdjęć, na których widzimy poetę wynoszącego kubeł, worki i torby na śmietnik. W 1989 roku Różewicz zadzwonił do Hawałeja i poprosił go, aby przyjechał do niego, do domu przy ulicy Januszowickiej i wyreżyserował swego rodzaju happening z wyrzucaniem śmieci.

Stara kobieta i góra śmieci

Kiedy jeszcze nie dane mi było poznać poety osobiście, zachwycałem się jego dramatami. Gdy studiowałem teatrologię na Uniwersytecie jagiellońskim, towarzyszył mi opublikowany przez Wydawnictwo Literackie dwutomowy wybór jego sztuk, dokonany przez Józefa Kelerę, pod tytułem Teatr. Oprócz Kartoteki ogromne wrażenie wywarły na mnie sztuki Odejście głodomora. Pułapka o Franzu Kafce oraz Stara kobieta wysiaduje, gdzie widzimy na scenie kawiarnię i śmietnik. Różewicz pisze w didaskaliach: Przez otwarte okno wlewa się, wsypuje góra śmieci, wodospad śmieci i odpadków. Góra śmieci piętrzy się za oknem. Co jakiś czas porusza się i do kawiarni wsypuje się nowa porcja śmieci. W odsłonie drugiej mamy śmietnisko „jak morze", od brzegu do brzegu. Śmietnisko aż po horyzont. [...} Olbrzymi śmietnik. Poligon. Nekropol. A jednak plaża. Plaża nadmorska. /.../ W kilku miejscach wykopane „grajdołki", jak na plaży. Kopczyki. Może groby. Ten dramat został napisany w Gliwicach, ukończony w lutym 1968 roku, czyli tuż przed wyjazdem do Wrocławia. Stara Kobieta mówi: Strumienie wyschły, wody klozetowe połączyły się ze źródłami. Można by stwierdzić, że Różewicz napisał sztukę ekologiczną. ale nic bardziej mylnego! Czy jest to nasycona katastrofizmem wizja końca cywilizacji, ukazanie śmietnika historii i kultury? Stara Kobieta chce (musi?) obsesyjnie rodzić bez przerwy na śmietniku... A pod koniec sztuki woła zagubiona i przerażona: Synku, synku, gdzie jesteś? Różewicz pisze w didaskaliach: Zagląda do wszystkich koszy, dziur, pod stoły i krzesła. I...J Rozrzuca śmieci coraz szybciej z zaciekłością. Rwie i rozrywa ziemię pazurami. Ta sztuka otwiera wiele możliwości interpretacyjnych. Wątek ekologiczny wybrzmiewa również, ponieważ ponad 50 lal temu Różewicz - profeta przewidział, co będzie się działo ze światem współczesnym, który ludzie sprowadzają do samozagłady, ale jeszcze jest czas, aby zło zatrzymać, jeśli otrząśniemy się z letargu. Ale śmieci - to także kultura naszych czasów, w której wartościowe wytwory ludzkiej myśli i wyobraźni są zasypywane śmietnikiem tandetnych podróbek, niby-twórczością i niby-autorytetami...

Nihilista - humanista

Różewicz nie był nihilistą, co kiedyś zarzucał mu Julian Przyboś - jego wcześniejszy ojciec duchowy. W Odzie do turpistów (1962) Przyboś wyklął go razem z Grochowiakiem i Białoszewskim (Zmykajcie! Zarządzam niniejszym i deratyzację Waszych wierszy), a następnie w artykule Zapiski polemiczne („Poezja" 1967, nr 6) umieścił taki okrutny pamflet: Umarł Tadziek umarł, już leży na desce, /pisze dla „Poezji" jeden wierszyk jeszcze! Bo w Tadziurze taka dusza, I Ze choć umarł nogę rusza. To musiał być ogromny cios dla Różewicza. Przyboś wcześniej odwiedzał go w Gliwicach, przyjaźnili się i rozumieli..- Łyżkę dziegciu dołożył też Jan Błoński, który wcześniej wychwalał poetę, nazywając go mistrzem kompozycji lirycznej („Poeci i inni", Kraków 1956), a już kilka lat później określił go jako tragicznego nihilistę (Ścieżki do nikąd, „Przegląd Kulturalny" 1963, nr 19).

Wielki - mały siwy spod 13.

Nie czas tu i miejsce na analizę wszystkich polemik, natomiast warto zauważyć, że Różewicz w tamtych latach był już entuzjastycznie przyjmowany w różnych krajach świata, jego twórczość tłumaczono na wiele języków, a jego sztuki były wystawiane z powodzeniem m granicą. Na pewno przeżył tę nagonkę na swoją twórczość, ale miał też zadośćuczynienie w formie docenienia poza Polską. Może dlatego nie przywiązywał później dużej wagi do nagród i odznaczeń, które otrzymywał w kraju. Zresztą nigdy nie chciał być pomnikowy. Gdy mówiono o nim wielki poeta, wprawiało go to w zakłopotanie: kiedy słyszę ten przymiotnik - epitet - czy określenie (?) „wielki", kurczę się jakoś i przypominam sobie tzw. Anegdotę z ulicy ]anuszowickiej, gdzie mieszkałem 25 lat (?) pod nr !3. - „jakaś" dziennikarka zrobiła wywiad chyba z „sąsiadem" spod 15. - właścicielem magla - pytała, czy widuje, czy zna „wielkiego" poetę T. R. - „znam, znam – odpowiedział - to ten mały siwy... spod 13., chodzi do parku, widuję go" w ten sposób „wielki - mały (siwy)" składa się na zewnętrzny obraz waszego wielkiego dolnośląskiego (i górnośląskiego) poety z Radomska... (Konstancin, styczeń 2005 r., w: Margines, ale.... Wrocław 2010 r.).

Poeta w ogrodzie i śmierć matki

Pamiętam, jak pewnego razu w 2010 roku, w ciepły słoneczny dzień przyjechałem „na herbatkę" do Różewiczów. Drzwi otworzyła mi uśmiechnięta pani Wiesława. Wręczyłem jej kwiaty w doniczce, wiedząc, że woli takie, bo dłużej może się nimi cieszyć. Uwielbiała kwiaty i dbała o ogród: sadziła w nim, kopała, podlewała. Powiedziała do mnie: Różewicz jest w ogrodzie, gdzieś tam go pan znajdzie. Schodzę ze schodków, idę w prawo do wielkiego ogrodu - i nigdzie nie widzę poety. Patrzę na drzewa, aż wreszcie odwracam się i widzę w kącie, przy żywopłocie, skurczoną postać w niebieskim kapeluszu „wędkarskim". Powiedział do mnie słabym, łamiącym się głosem Tu jestem. Niech pan sobie weźmie krzesło. Ja mówię: Mogę stać. A on na to: Nie lubię, jak ktoś nade mnę stoi. Wziąłem ogrodowe krzesło, które stało przy murze domu i usiadłem. Różewicz zaczął mówić z uśmiechem: Wie pan, dlaczego zostałem poetą? Bo miałem dwóch wspaniałych braci: lanusza i Stanisława. Kobiety się za nimi oglądały, bo byli przystojni i wysocy, a ja byłem niezauważalny. Dlatego zacząłem pisać wiersze i podczas wszystkich spotkań ze mną pojawiało się wiele pięknych młodych kobiet, które chciały autograf albo wspólne zdjęcie. Pani Wiesława przyniosła nam do ogrodu pyszny kisiel ze świeżymi owocami. Rozmawialiśmy o Gliwicach, o przyjacielu Wojtku Pszoniaku (o którym właśnie wtedy kręciłem fabularyzowany film dokumentalny Z Gliwic do Paryża) i o wieloletniej przyjaciółce poety, tłumaczce z Pragi, Vlaście Dvoraćkovej. Była to niezwykłe serdeczna, mądra kobieta, tłumaczka pierwszego wydanego zagranicą tomu poezji Różewicza W środku życia (wyboru z pierwszych dziesięciu tomików jego wierszy). Powiedziała mi, kiedy pojechałem ją odwiedzić w Pradze jesienią 2008 roku: Przed świętami Bożego Narodzenia Tadeusz przyjechał do Pragi, bo nie mógł się pogodzić z myślę, że będzie przeżywać te święta w Gliwicach, w domu, gdzie zawsze była jego matka. W lipcu 1957 roku zmarła w Gliwicach ukochana matka poety Stefania Różewicz, pochowana na cmentarzu niedaleko Teatru Miejskiego (w tamtych czasach - Operetki Śląskiej). Kiedy wychylałem się z okna mojego gabinetu, widziałem ten cmentarz i wysokie drzewa rosnęce wokół niego. Poeta nie mógł sobie znaleźć miejsca po tych traumatycznych przeżyciach, które opisał w Dzienniku gliwickim. Różewicz prosił mnie, abym czasem zapalił znicz na grobie jego matki. W ostatnich latach życia już nie miał siły aby przyjeżdżać do Gliwic.

Pani Wiesława zawsze mówiła do mnie o swoim mężu „Różewicz", nigdy „Tadeusz", co mnie zadziwiało, ale wynikało to z jej ogromnego szacunku dla niego i jego twórczości. Nigdy nie robiła mu wyrzutów, że często wyjeżdża, a poeta znikał z domu na tygodnie i miesiące, wyjeżdżając na zagraniczne stypendia i do przyjaciół, gdzie mógł w spokoju pisać. W gliwickim mieszkaniu, w kamienicy przy ulicy Zygmunta Starego 28, nie miał ciszy. Mieszkał z żona, teściowę, matką i dwoma synami: Kamilem i Jankiem. Życie domowe toczyło się głównie w kuchni, a w salonie zamykał się Różewicz i pisał. Czasem odwiedzał go tam brat, wybitny reżyser filmowy Stanisław Różewicz. Napisał z Kornelem Filipowiczem scenariusze do takich obrazów brata jak: Trzy kobiety, Miejsce na ziemi, Głos z tamtego świata, Piekło i niebo. Razem ze Stanisławem pisał natomiast scenariusze do jego filmów: Świadectwo urodzenia. Echo, Samotność we dwoje, Drzwi w murze.

Doktor H.C. i porcelanowe wiersze

Tadeusz Różewicz przyjaźnił się na Górnym Śłąsku z historykiem literatury Zdzisławem Hierowskim oraz cenionym przez niego poeta, dziennikarzem i społecznikiem Tadeuszem Kijonką. Cenił poetę, tłumacza i krytyka literatury prof. Mariana Kisiela, który zajmuje się jego twórczością. Różewicz publikował swoje teksty w miesięczniku „Śląsk". W styczniu 1999 roku otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. Na tę okoliczność przygotował wykład, w którym stwierdził między innymi: Wiersz jest zjawiskiem częstym, poezja jest zjawiskiem bardzo rzadkim.., poezja, która, w przeciwieństwie do wiersza, nie mapoczętku i końca. Mówiło „porcelanowych wierszach", które są piękne, ale nieżywe. Sam pisał w gimnazjum sonety czy oktostychy, ale po traumatycznych przeżyciach z czasów II wojny światowej już nic nie było takie samo, więc powojenne wiersze, tworzone „w ruchu", przestały być „piękne".

Gliwickie lata Tadeusza Różewicza

W piątek 13 listopada 2009 roku w gliwickim Kinie „Amok" (w ramach festiwalu „Camera Silcsia") odbyła się premiera filmu dokumentalnego Gliwickie lata Tadeusza Różewicza w mojej reżyserii (scenariusz napisałem z wieloletnią asystentką poety Marią Dębicz, zajmującą się międzynarodową recepcją jego twórczości i utrzymującą żywe kontakty z tłumaczami na całym świecie). Film został wyprodukowany przez Gliwicki Teatr Muzyczny (producentem był dyrektor Paweł Gabara), a sfinansowany przez samorząd Gliwic (projekt wsparła Rada Miasta, ponieważ poeta był Honorowym Obywatelem Gliwic,). Natomiast w lutym 2010 roku odbyła się premiera w TVP 2 i - równocześnie - w Teatrze Studio am Salzufer w Berlinie, który nosi imię Tadeusza Różewicza, a jego dyrektorem jest aktorka i reżyser Janina Szarek. Potem miałem pokazy tego filmu między innymi: w Stacji Naukowej PAN w Wiedniu, na Uniwersytecie Alberty w kanadyjskim Edmonton, w galerii sztuki w Nowym Jorku, w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (z okazji 50-leciaprapremiery „Kartoteki") oraz w teatrach Polskim i Współczesnym we Wrocławiu. Odbyło się też kilka emisji iv TVP Kultura i"TVP Polonia.

Gliwice - Wiesława - Kamil - Jan

Zależało mi i Marii Dębicz na tym, aby pokazać, jak ważny i bogaty był gliwicki okres twórczości Różewicza, który trwał ponad 20 lat, do 1968 roku. Poeta wspomina w naszym filmie: Zacząłem studiować historię sztuki na UJ-cie jesienią 1945 roku i zamieszkałem w Krakowie. Z początku przez kilka tygodni u Przybosia, potem zwolnił się maleńki pokoik na Krupniczej 22. To był wtedy właściwie Olimp polskiej literatury: od Szaniawsktego i Gałczyńskiego, poprzez Kisielewskiego i Andrzejewskiego.,. [...] Wiesława miała mieszkanie w Gliwicach z Czerwonego Krzyża, gdzie zamieszkała ze swoją mamą, młodszą siostrą, młodszym bratem. .. Przyjeżdżał z Krakowa do swojej narzeczonej. Podróż była uciążliwa, trwała kilka godzin z przesiadkami:... a ja, no coż, jeździłem... Jak jeździłem? Do Katowic, a z Katowic tramwajami kombinowanymi przez Chebzie, Chorzów, koło huty tramwaj szedł, przez Rudę Śląską, w Zabrzu przesiadałem się w Dwójkę bodaj i podjeżdżałem na Zygmunta Starego, gdzie tramwaj zakręcał, bo kolo domu Wiesławy była pętla wtedy. 15 lutego 1949 roku wziął ślub cywilny w Gliwicach. Ale tak naprawdę to stałem się nie w czterdziestym dziewiątym roku mieszkańcem Gliwic, tylko w czterdziestym szóstym: część studiów spędzałem na Zygmunta Starego. A potem się urodził Kamil, a potem jeszcze Jan - poeta. Kamil przyszedł na świat 7 marca 1950 roku, a Jan - 6 października 1953 roku. Kamil skończył studia historyczne na Uniwersytecie Wrocławskim, a Jan -polonistykę we Wrocławiu, a następnie reżyserie dramatu w PWST w Krakowie. Poznałem Jana, kiedy reżyserował w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu Historyję o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim. Jako redaktor TVP Katowice realizowałem reportaż z premiery w 1993 roku. Dyrektor teatru Jan Klemens wyreżyserował w Gliwicach dwie sztuki Różewicza w STEP-ie (Studenckim Teatrze Poezji); Świadkowie albo nasza mała stabilizacja (z Wojtkiem Pszoniakiem w głównej roli - prapremiera w grudniu 1962 roku) oraz Spaghetti i miecz(prapremiera w grudniu 1964 roku).Tadeusz Różewicz został kierownikiem literackim tego teatru.

Historia Kartoteki

Dzięki Kartotece Różewicz stał się dramatopisarzem znanym i cenionym na świecie. Tak mówił mi, jak do tego doszło: Próbowałem napisać sztukę w stylu Leona Kruczkowskiego, powiedzmy w realistycznym. To była sztuka o Marianie Buczku „ Będą się bili ", ale tylko dwa akty napisałem. .. A potem napisałem drugą sztukę „ Ujawnienie", która wyprzedziła „Kartotekę", ale została oceniona ujemnie jako drobnomieszczański psychologizm i odrzucona. Potem przeczytałem „Dwa teatry" Szaniawskiego, Witkacego wcześniej, i doszedłem do wniosku, że w tej poetyce nie da się nic więcej zrobić. I zacząłem pisać „Kartotekę", potem ją przerywałem, nie chciało mi się pisać... Pamiętam, że Stanisław przyjechał. Mieliśmy taki duży piec w Gliwicach, który był piękny ale nie grzał, bieda była... i wtedy ja Stanisławowi czytałem fragmenty. On mówi: „Pisz, skończ to, to jest ciekawe, to jest dobre', bo ja nie byłem pewien. Dla mnie bardzo ważne były eksperymenty na papierze. Wiedziałem że tekst musi być rozpisany - stąd didaskalia, jak ją wystawić... A czy jakiś teatr przyjmie, czy nie przyjmie... Z „Kartoteką" były bardzo długie perypetie, to nie było tak, że z entuzjazmem przyjęto debiut, ooo nie. To były komplikacje, nawet takie, że małe honorarium, bo krótka sztuka -niepełnospektaklowa. Prapremiera w reżyserii Wandy Laskowskiej odbyła się w Teatrze Dramatycznym w Warszawie w marcu 1960 roku. Nie zamierzałem iść na premierę, nie chodziłem na premiery Na próby czasem chodziłem - to mnie ciekawiło - albo na któreś przedstawienie po premierze. Szedłem sobie i Zosia - to była zresztą narzeczona Janusza w okresie konspiracji, młodości - mówi: „Gdzie ty idziesz?" a ja mówię: „Na spacer idę". „A przecież jest twoja premiera, tu grają". Ja mówię: „No wiem". „No to jak to?". I ja mówię: „No to chodźmy". Potem by! bankiet, ja odmówiłem urządzania bankietu na swój koszt. Był taki zwyczaj, ale nie miałem za co - honorarium było takie niskie - i pamiętam, że Henryk Fogler - on wszystkie recenzje z teatrów krakowskich pisał - powiedział mi: ,Jak to, Tadziu, to ty nie urządziłeś przyjęcia dla zespołu i aktorów? Słuchaj, muszę ci powiedzieć, że z ciebie dramaturg chyba nie będzie".

Grupa Krakowska, Wajda i Kutz

Nagrałem do filmu także między innymi Andrzeja Wajdę i Kazimierza Kutza. Przyboś wprowadził Różewicza do neoawangardy - drugiej Grupy Krakowskiej, do której należeli między innymi: Tadeusz Kantor, Jerzy Nowosielski, Kazimierz Mikulski, Andrzej Wróblewski i Andrzej Wajda. Poeta zbliżył się więc mocno do środowiska artystów plastyków. Andrzej Wajda powiedział mi: Różewicz był moim poetę, mojej młodości, kiedy chodziłem w 1946 roku do Akademii Sztuk Pięknych. Mam jeszcze z tamtego czasu egzemplarz „Czerwonej Rękawiczki", jednego z pierwszych jego tomików poetyckich. Różewicz mówił to, co myśmy chcieli wtedy namalować, a potem zrobić w filmie... {...} Nigdy nie udało mi się zrobić w całości „Kartoteki". Zrobiłem taka próbkę w filmie, który się nazywa „Marzenia są piękniejsze" - o filmach, których nie zrealizowałem i o spektaklach, których nie zrealizowałem. Postawiłem łóżko na skrzyżowaniu alei jerozolimskich i ulicy Marszałkowskiej.To w jedną stronę kroczy aż do Moskwy, a w druga stronę aż Berlina. To jest nasz los, my jesteśmy na tej strasznej płaszczyźnie, no i to łóżko, gdziekolwiek by nie stało, to zawsze stoi na przeciągu. Żałuję, że me udało mi się zrobić „Kartoteki" właśnie w ten sposób, że nagle tramwajem jedzie ten chór starców, który jest chórem jakiejś młodzieży czy dzieci, bo w tej chwili nasz Bohater znajduje się na jakimś skrzyżowaniu... No i tenPałac Kultury, który jest z tyłu, za jego plecami, nieśmiertelny, nie do ruszenia - to wszystko stwarza jakaś inną scenerię, której teatr nie może dać.

Kazimierz Kutz dodał też coś bardzo ważnego o Różewiczu: On do „Kartoteki" doszedł przez własne doświadczenie, ponieważ można powiedzieć, że ludzie, którzy podczas wojny strzelali, zabijali albo byli na cynglu innych i uszli z życiem, są ludźmi roztrzaskanymi wewnętrznie. To są ludzie, którzy mają zniszczona naturalność emocjonalną i to jest źródło, i przyczyna jego poetyckości.

Odchodzenie poety

Pamiętam, jak w styczniu 2010 roku przyjechałem do Różewicza, aby pokazać mu gotowy film przed emisją w TVP. Kamil wziął ode mnie płytę DVD i włożył do odtwarzacza. Usiedliśmy z Różewiczem na wersalce i obejrzeliśmy cały film. Wzruszał się, kiedy widział zaprzyjaźnione osoby, takie jak: kompozytor Krzysztof Penderecki (który w swoim Dies Iraewykorzystał przetłumaczony na łacinę fragment wiersza Warkoczyk), bratanek Paweł Różewicz (który zagrał jedną z ról w filmie Świadectwo urodzenia), wspomniana już tłumaczka z Pragi Vlasta Dvoraćkova, mieszkająca we Florencji córka wybitnego włoskiego tłumacza Carla Verdianiego - Barbara, córka tłumacza Michaela Baba - Krisztina, mieszkająca w Budapeszcie (tragicznie zmarła kanclerz Uniwersytetu Filmowo-Teatralnego), dyrektor Teatru Studio am Salzufer Janina Szarek, wdowa po pisarzu i tłumaczu Henryku Beresce - Gilda, urodzony w Gliwicach pisarz z Berlina - prof Olav Munzberg.. Uśmiechał się, gdy widział Wojciecha Pszoniaka, urodzonego w Gliwicach Piotra Lachmanna, Andrzeja Wajdę, Kazimierza Kutza. Uznał za bardzo dobre to, że jego wiersze czytał Jerzy Trela a wspomnienia i fragmenty prozy - Jan Peszek. Powiedział mi: Wie pan, ja nie lubię siebie oglądać, a zwłaszcza słuchać. Jestem stary, nieatrakcyjny. Mój głos jest słaby i mało dźwięczny.

Wolę, jak oni to robią, to profesjonaliści. A jednak przecież to, że Różewicz czyta w moim filmie kilka swoich wierszy, jest ważne i symboliczne, zwłaszcza ten Z życiorysu: rok urodzenia I miejsce urodzenia I Radomsko 1921 [,.. pytasz o ważniejsze wydarzenia daty Iz mojego życiorysu / spytaj o to innych I mój życiorys i kończył się już kilka razy/raz lepiej raz gorzej.

Jego życiorys zatrzymał się 24 kwietnia 2014 roku. Byłem na kremacji we Wrocławiu, a potem na mszy pogrzebowej w Karpaczu. Siedziałem z bliskimi w malutkim kościółku ewangelickim - świątyni Wang, na malowniczym wzgórzu, z widokiem na Śnieżkę. Urna została umieszczona w ziemi obok grobu zaprzyjaźnionego z poetą Henryka Tomaszewskiego, a mszę odprawili - jak sobie zażyczył Różewicz w testamencie - ksiądz katolicki i pastor ewangelicki. Pierwsza dedykacja, jaką otrzymałem od poety, jest datowana na 21 października 2006 roku. Podarował mi album Tadeusz Różewicz w Karkonoszach z fotografiami Zbigniewa Kulika. Tam przebywał podczas swoich 85. urodzin. Karpacz był jednym z jego ulubionych miejsc...

Gliwickie dni Różewicza

Właśnie w październiku 2006 roku zrealizowałem Dni Tadeusza Różewicza w Gliwicach. Jego wiersze interpretował mistrz słowa Jerzy Trela, a znakomity Kwartet Śląski grał muzykę Krzysztofa Pendereckiego i Grażyny Bacewicz. Wyreżyserowałem dwa krótkie dramaty Różewicza: Dzidzibobo w wykonaniu Barbary Lubos i Artura Święsa oraz Czego przybywa, czego ubywa w interpretacji Wincentego Grabarczyka i Romana Michalskiego. Andrzej Dopierała zaprezentował wybrane przeze mnie wstrząsające fragmenty Dziennika gliwickiego, w których Różewicz opisywał swoje przeżycia związane z umieraniem matki. Anna Polony przedstawiła monologi z dramatu Stara kobieta wysiaduje. Zainscenizowałem też w Ruinach Teatru Miejskiego w Gliwicach fragmenty Kartoteki, napisanej w Gliwicach w latach 1958-59 i Wyszedł z domu. Wystąpili: Bogumiła Murzyńska i Andrzej Pieczynski... Zaprosiłem jeszcze Janusza Olejniczaka i Ewę Dałkowską. Zorganizowałem konkursy kompozytorski i plastyczny, inspirowane twórczością Różewicza. Nie zapomniałem, Pani Wiesławo. 27 września 2014 roku, kilka miesięcy po śmierci Różewicza wyreżyserowałem na Scenie Bajka w Gliwicach spektakl Matka i Syn odchodzą z Ireną Jun, Danielem Olbrychskim, Małgorzatą Długosz, Anitą Maszczyk, Pawłem Staszczyszynem i chórem Gliwickiego Teatru Muzycznego pod dyrekcją prof. Krystyny Krzyżanowskiej-Łobody, pokazywany też na Różewicz Open Festiwal w Radomsku. Ciąg dalszy nastąpi... ¦

Krzysztof Korwin-Piotrowski -scenarzysta i reżyser telewizyjny i teatralny, dyrektor artystyczny Fundacji ORFEO im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie.

Tytuł oryginalny

Różewicz i jego gliwickie lata

Źródło:

Śląsk nr 4/ 04-21