Dobiegający końca sezon artystyczny przyniósł w polskim teatrze całą serię przykładów pokracznie pojętej polityki kulturalnej - pisze Michał Centkowski w dwutygodniku.com
Dyskusja nad kształtem życia teatralnego, jego rolą, kwestiami finansowania, wyboru kadr - zainicjowana akcją "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem" - nie zaowocowała niestety głęboką reformą. Wprawdzie w tym roku weszła w życie nowa "Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu instytucji kultury", jednak jej (i tak daleką od doskonałości) literę władze - zwłaszcza samorządowe - potraktowały, delikatnie rzecz ujmując, dość swobodnie. Po pierwsze, próba opracowania metod jakiejkolwiek ewaluacji działań dyrektorów scen za pomocą mitycznych kontraktów okazała się wespół z tak zwanymi cięciami kryzysowymi idealnym wprost narzędziem politycznego nacisku. A także usprawiedliwieniem dla miałkiej polityki repertuarowej z nurtu "lekko, łatwo i przyjemnie". Po drugie, w miejsce transparentnych i merytorycznych konkursów, które w wielu instytucjach przynieść miały jakościową zmianę na stanowiskach kierowniczych, doczekaliśmy się fali bezmyśl