„Czekając na dzień” wg scen. Patrycji Mikłasz-Pisuly i Anny Skuratowicz w reż. Anny Skuratowicz, koprodukcja Teatru Polskiego i Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie. Pisze Aniela Bocheńska z Nowej Siły Krytycznej.
„To nie jest do zagrania. To zawsze będzie koszmarny kicz, nie da się tego pokazać” – tak miał powiedzieć, według Hanny Krall, Krzysztof Kieślowski, przygotowując wraz z nią scenariusz filmu na podstawie jej reportażu o Zagładzie. Na Holocaust składają się wydarzenia wręcz niewiarygodne. Takie też wydają się wspomnienia Stefanii Milenbach, jednej z niewielu ocalałych z getta warszawskiego. Patrycja Mikłasz-Pisula i Anna Skuratowicz stworzyły z nich scenariusz kondensujący maksimum treści w minimalistycznej formie. „Czekając na dzień” znajduje się w repertuarze Teatru Polskiego w Warszawie, ale premiera odbyła się w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w rocznicę nocy kryształowej. Stefania Milenbach jako Stella Fidelseid jest jedną z bohaterek wystawy „Wokół nas morze ognia. Losy żydowskich cywilów podczas powstania w getcie warszawskim” zorganizowanej tu na osiemdziesiątą rocznicę tego zrywu.
Przedstawienie to dwa przeplatające się monologi tej samej postaci – w różnych momentach jej życia. Stefania opowiada swoją historię jako młoda dziewczyna w getcie i jako dojrzała kobieta z perspektywy bezpiecznej starości. Dzięki temu zabiegowi głosy postaci, ich historie i punkty widzenia tworzą kolaż różnych perspektyw, z których postrzegamy ich doświadczanie cierpienia. Anna Skuratowicz (reżyserka i współtwórczyni scenariusza) nie szuka efektownych środków wizualnych, czy dźwiękowych, pozwala wybrzmieć teksowi, tokowi opowieści.
Pierwszą Stefanię gra Dorota Bzdyla, drugą Grażyna Barszczewska. Starsza bohaterka otrzymała wyważone gesty, oszczędną mimikę, spokojny głos – aktorka zabiera odbiorców do świata przeszywających wyobraźnię wspomnień. Jej doświadczenia, mimo unikalności, wywołują w widzach empatię, jej tragedia pozwala poczuć litość i trwogę. Dorota Bzdyla pokazała swą postać bardzo ekspresyjnie, jest ona nawet dziwnie energetyczna. Być może aktorka miała do wykonania trudniejsze zadanie – nagrania relacji ocalałych (starszych osób) są dostępne. A jak wyobrazić sobie te osoby jako młode, ich przeżywanie w tamtym czasie? Może tak, jak powiedział Kieślowski: „To nie jest do zagrania, to zawsze będzie kicz”. I czasami wydawało mi się, że to kicz – rola Bzdyli była przekrzyczana, przejaskrawiona. Momentalnie przenosiła mnie z przejmującego świata opowiadanego przez Grażynę Barszczewską, w którym chciało mi się płakać z bezsilności, do rzeczywistości, w której odczuwałam niewygodę fotela.
Mimo tego zastrzeżenia, spektakl uważam za dobry, poruszający i ważny. Zostaje z widzem, chodził za mną po mieście, straszył z piwnic i studzienek. Wspomnień ocalonej słuchamy, gdy na oczach świata wciąż – mimo tylu okrzyków „nigdy więcej” – giną niewinni ludzie: na polsko-białoruskiej granicy, w Ukrainie, w Izraelu, w Gazie i w tylu innych miejscach na Ziemi.
***
„Czekając na dzień”
scenariusz: Anna Skuratowicz, Patrycja Mikłasz-Pisula na podstawie wspomnień Stefanii Milenbach
reżyseria: Anna Skuratowicz
premiera: 9 listopada 2023 Teatr Polski w Warszawie
występują: Grażyna Barszczewska, Dorota Bzdyla
***
Aniela Bocheńska – studentka etnologii i antropologii kulturowej drugiego stopnia na Uniwersytecie Warszawskim, publicystka.