EN

18.01.2023, 12:45 Wersja do druku

Ratunku, śniła mi się Polska

„Marzenia polskie / Les rêves polonais” w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Magda Piekarska, członkini Komisji Artystycznej VIII Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

fot. Magda Hueckel

Dramaturgiczno-reżyserski duet Huberta Sulimy i Jędrzeja Piaskowskiego po m.in. arcyudanej przygodzie z Nad Niemnem Orzeszkowej i równie ciekawym spotkaniu z Czechowowskim Wujaszkiem Wanią, bierze się za bary z Michałem Bałuckim, szukając w jego Sąsiadach ukrytego potencjału. I koncertowo, trzeba to przyznać, przestrzela.

W tej liczącej już 140 lat satyrze na prowincjonalną polską szlachtę Sulima z Piaskowskim zobaczyli najwyraźniej potencjał krzywego zwierciadła, w którym odbijają się całkowicie współczesne prowadzące do katastrofalnych skutków przywary. W ich Marzeniach polskich / Les rêves polonais farsa zamienia się w koszmarny, bo zaprogramowany na wieczność sen o Polsce.

Tekst napisany przez Bałuckiego w 1880 roku nie doczekał się wielu wystawień. Trudno się temu brakowi powodzenia dziwić – materiału na pełnokrwiste postaci jest tu niewiele, prawdziwie dramatogennych konfliktów jeszcze mniej. Oto gdzieś w Galicji, nieopodal Krakowa stoi podupadający dwór Radoszewskich. Właściciel (Michał Majnicz) mieszka w nim z siostrą Petronelą (Lidia Duda), która resztki zadłużonego majątku i niszczejące gospodarstwo stara się trzymać w ryzach; z córką Stasią (Natalia Kaja Chmielewska) i służącą Magdą (Krzysztof Stawowy). Za kryzys majątku odpowiada pan domu – zamiast zająć się posiadłością, pędzi czas na rozwiązywaniu sąsiedzkich kłopotów, na bywaniu (rzadziej) i podejmowaniu (zdecydowanie częściej) innych, podobnych mu gospodarzy. Niemal cała okolica siedzi w kieszeni u Żyda Szmula (Katarzyna Krzanowska), niemal cała procesuje się z chłopami. Wyjątkami są Protasiewicz (Jacek Romanowski), zapobiegliwy i skupiony na dbałości o swoją posiadłość i przybyły właśnie po wiedeńskich studiach Adam Wilski (Łukasz Stawarczyk), zakochany w Stasi i owładnięty wizją budowy fabryki, przerabiającej drewno na ropę.

Tymczasem zbliżają się wybory, do których okolica chce wystawić swojego kandydata. I to właśnie polityka w skali mikro wydaje się tym najistotniejszym powodem, dla którego Piaskowski z Sulimą sięgają po tekst Bałuckiego. W skali mikro i w karykaturze, która – jeśli spojrzeć na realia kompletowania list wyborczych – nie jest tak znowu odległa od rzeczywistości.

Jak się zatem robi politykę na polskiej prowincji? Oto najsensowniejszy kandydat trafia na margines, bo nie o rozsądek i mądrość tu przecież chodzi. O co wobec tego? O to, co zwykle: żeby wśród ludzi władzy mieć kogoś swojego, kto będzie reprezentował nasze interesy, pod kogo będzie można się podczepić i kto nie będzie ani odrobinę lepszy od nas. Radoszewski, człek poczciwy, acz prosty, daje się uwikłać w lokalną polityczną intrygę. I co gorsza – perspektywa startu w wyborach budzi w nim głęboko uśpione pokłady buty i ambicji.

Ta farsowa historia sprzed niemal półtora wieku została w spektaklu Sulimy i Piaskowskiego ubrana we współczesną ramę upozorowaną na rodzaj koszmarnej dobranocki – oto we współczesnej namiastce dworku (w willi na Żoliborzu?), samotny mężczyzna z kotem zasypia kołysany do snu recytacją matki (a może pani Basi?) wciąż tego samego fragmentu z Bałuckiego, który wskrzesza w jego wyobraźni kojącą wizję jakiegoś zmitologizowanego „dawniej”, do którego rozpaczliwie chciałby wrócić.

Senna sielanka szybko jednak się deformuje, zamieniając się w swoje spotworniałe odbicie, tak jakby śniący swój sen Jarosław obżarł się na kolację muchomorów, które zarastają całą scenę – gotowanych w sam raz tak długo, żeby nie były zdolne teleportować go skutecznie w tamten świat, ale usiąść na żołądku, sprowadzając duszności i ciężkie marzenia senne – jak najbardziej.

To marzenie polskie, czy właściwie sen o Polsce, z którego śniący budzi się z okrzykiem przerażenia, deformuje sylwetki bohaterów, zamieniając ich w postaci z kreskówki, w jakieś zaprogramowane na konkretny tryb działania mechanizmy. Ten zabieg wymaga od aktorów świadomego nadużywania środków, zagrywania się, ciągłej przesady. Zdarza się, że wypadają z roli – jak słodko do mdłości naiwna Stasia w scenie rozmowy z ciotką czy Magda ściągająca z głowy perukę z warkoczami. Jedynie Wilski Stawarczyka jest tu jak przybysz z dalekiego, może bliskiego nam, widzom, świata, wiecznie zdziwiony zastanym na miejscu mentalnym skansenem.

Nawet poczciwość głównego bohatera, Radoszewskiego, jest tu jedynie znieczulającym widza pozorem, pod którym kryją się złogi potworności – nagle przebudzony apetyt na władzę, triumfująca uparcie głupota i antysemityzm w najkoszmarniejszym z możliwych wydaniu, którego emanacją jest postać Szmula czy może jej wyobrażenie w głowie wiejskiego szlachetki. Tę deformację podkreślają jeszcze scenografia Anny Marii Karczmarskiej i Mikołaja Małka oraz kostiumy Rafała Domagały – z zastawkami zdobnymi w drzewa i owoce, wyglądającymi, jakby zostały namalowane niewprawną ręką dziecka, z przeskalowanymi grzybami i ogromnym rożkiem lodów, z naiwnie „znaczącymi” elementami kostiumu – rogami Ratusia, wielką kokardą na głowie Stasi, wiewiórczym ogonem zapobiegliwego Protasiewicza czy pierogowym rożkiem jednego z jego przyjaciół.

I cały kłopot w tym, że Bałucki wymyka się tym próbom wtłoczenia go w założoną przez Sulimę i Piaskowskiego ramę – wbrew inscenizacyjnym pomysłom jego tekst ożywa jako momentami zabawna, kiedy indziej nieco nużąca farsa, sprawiając, że szybko zapominamy o całej grozie tego krzywego zwierciadła. Aktorzy Starego także wymykają się stylistyce surrealnego horroru – część z nich, jak grająca ciotkę Lidia Duda tworzy nie tyle własne karykatury, co wiarygodne, pełne postaci. Trudno uciec od pytań, z tym podstawowym na czele – czy autorzy tej adaptacji nie przestrzelili, podnosząc tekst Bałuckiego do rangi społecznej diagnozy wyrastającej poza ramy teatralnej konwencji? Czy do okrutnej, podszytej kpiną wiwisekcji tego wyidealizowanego przez konserwatystów polskiego „niegdyś”, twórcy Marzeń w krakowskim Starym wybrali najodpowiedniejszy z możliwych tekst? I czy nie potraktowali go ze zbytnią ostrożnością? Ingerencje są tu nieliczne, punktowe, a tutaj akurat aż prosiłoby się chociażby o kilka ostrzejszych skrótów, pozwalających uwyraźnić interpretacyjny zamysł, który ginie w lepszych i gorszych, zwykle jednak dość przaśnych żartach.

Marzenia polskie / Les rêves polonais według Sąsiadów Michała Bałuckiego, reż. Jędrzej Piaskowski, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, prem. 22 kwietnia 2022.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne