80. lat temu powstał Teatr Rapsodyczny. Za jego początek uznaje się spotkanie, które odbyło się 22 sierpnia 1941 r. w mieszkaniu pań Dębowskich przy ul. Komorowskiego 7 - pisze Anna Czocher w Dzienniku Polskim.
Po zajęciu ziem polskich w 1939 r. Niemcy nie zezwolili na organizowanie życia kulturalnego. Zamykano te instytucje, które wznowiły działalność. W Generalnym Gubernatorstwie kultura i rozrywka zostały w marcu 1940 r. podporządkowane wydziałowi propagandy, który opracował wytyczne dotyczące polityki kulturalnej. Chociaż nie zabroniono całkowicie działalności kulturalno-rozrywkowej, to miała być ona pozbawiona wartości artystycznej i treści narodowych. W odpowiedzi na politykę okupanta powstało podziemne życie kulturalne.
Kraków stał się jednym z głównych ośrodków tajnego teatru. W okupowanym mieście działało kilka grup teatralnych, wśród nich zespół nazwany później Teatrem Rapsodycznym. Za jego początek uznaje się spotkanie, które odbyło się 22 sierpnia 1941 r. w mieszkaniu pań Dębowskich przy ul. Komorowskiego 7.
Kotlarczyk i jego idea teatru
Twórcą i spiritus movens teatru był Mieczysław Kotlarczyk. Pochodzący z Wadowic przedwojenny pedagog, doktor filozofii, zafascynowany teatrem, w szczególności ideą „Reduty” Juliusza Osterwy, przeniósł się do Krakowa latem 1941 r. Kontakt z grupą młodych ludzi pragnących rozwijać teatralną pasję nawiązał dzięki Karolowi Wojtyle i Halinie Królikiewicz-Kwiatkowskiej - wadowiczanom, z którymi znał się przed wojną. Dla Wojtyły Kotlarczyk był przyjacielem i mistrzem w dziedzinie teatralnej, a toczone przez nich dyskusje stworzyły ideowe podstawy dla przyszłego zespołu. Jak napisał Jacek Popiel, teatrolog, autor publikacji o Teatrze Rapsodycznym: „Ówczesne myślenie Wojtyły i Kotlarczyka o teatrze daleko wykraczało poza sferę sztuki. Było próbą odnalezienia sensu życia, szukaniem drogi dla siebie i narodu”. Projekt zaczął być realizowany w kilkunastoosobowym gronie, które zebrało się u pań Dębowskich. Danuta Michałowska wspominała: „Kotlarczyk wygłosił expose programowe […] poezja powinna być słyszana, a zatem mówiona”. I dodała: „»Gutenberg utrumnił słowo« - to ulubione powiedzenie Kotlarczyka”. Opiekunem grupy był Tadeusz Kudliński, pisarz i krytyk teatralny, podczas okupacji zaangażowany w pracę konspiracyjną w „Unii”.
Rapsody Króla-Ducha
Pierwszym tekstem, nad którym pracowano był „Król-Duch” Juliusza Słowackiego. Po kilku spotkaniach Kotlarczyk zawęził zasadniczy zespół do pięciu osób: Danuty Michałowskiej, Haliny Królikiewicz-Kwiatkowskiej, Krystyny Dębowskiej-Ostaszewskiej, Karola Wojtyły i samego Kotlarczyka. „Ustaliliśmy, że będzie to wieczór artystyczny, obejmujący szereg fragmentów dzieła, dramaturgicznie wprawdzie w pewną teatralną całość skomponowanych, niemniej jednak raczej recytowanych niż granych […] poprzestaliśmy na najprostszych akcesoriach scenograficznych, jak: kotara z maską pośmiertną poety, świeczniki i księga, egzemplarz »Króla-Ducha«” - relacjonował Kotlarczyk.
Premiera odbyła się 1 listopada 1941 r. w tym samym mieszkaniu, gdzie zawiązał się zespół. Michałowska wspominała: „Krystyna podeszła do pianina i zapaliła świece. Równocześnie zgaszono światło. Rozległy się głębokie akordy Chopinowskiego nokturnu. Karol otwarł książkę zieloną zakładką i zabrzmiały pierwsze słowa poematu”. Stwierdziła także: „Po rapsodach »Króla-Ducha« przyszło wiele innych wspaniałych programów, jednak ta pierwsza pozycja pod wieloma względami jest chyba najbardziej reprezentatywna dla podziemnego rozdziału historii Teatru, nazwanego później Rapsodycznym”.
W konspiracji
W latach 1942-1943 rapsodycy mieli jeszcze sześć premier w oparciu o teksty Słowackiego, Kasprowicza, Wyspiańskiego, Norwida i Mickiewicza. Pracowano też nad tekstami, których ostatecznie nie wystawiono. Próby odbywały się dwa razy w tygodniu. Artyści zbierali się w prywatnych domach, wieczorami, po pracy. Teatr traktowali niezwykle poważnie, po nocach uczyli się długich i trudnych tekstów. Przygotowania do przedstawień pochłaniały ich bez reszty, a wyczerpujące ćwiczenia dawały satysfakcję. Michałowska wspominała: „kiedy udał nam się jakiś szczegół, Karol rzucał się na podłogę, stawał na głowie lub chodził na rękach”.
Przedstawienia, których w czasie okupacji dano łącznie 22, odbywały się w prywatnych mieszkaniach zaprzyjaźnionych osób, widownię stanowili krewni oraz bliżsi i dalsi zaznajomi wykonawców. Nie było osób przypadkowych. Podobnie jak podczas pierwszego przedstawienia skupiano się przede wszystkim na słowie mówionym. Związany z zespołem Tadeusz Kwiatkowski ujął to następująco: „treści poematów mają docierać do wnętrza, urzekać wirtuozerią słowa, zaklętą w wersy poetyckie, czarować siłą magiczną, przekazywać idee narodowe”. Minimalistyczne scenografie przygotowywał Tadeusz Ostaszewski. Granicę między sceną a widownią wyznaczał dywan. Kotlarczyk wspominał: „W takich warunkach i atmosferze powstawał Teatr, na którego improwizowanej scenie jawiło się polskie Słowo, wygnane brutalnie przez wroga extra muros polskiego teatru”.
Atmosfera owych spotkań według relacji świadków była niezwykła, wręcz mistyczna. Zdarzały się też momenty szczególne jak ten przywołany przez Kwiatkowskiego: „Wojtyła […] recytował powoli, z wyraźnym wewnętrznym skupieniem fragmenty spowiedzi księdza Robaka. Naraz w ciszy, jaka panowała, odezwał się głośnik niemieckiego radia zainstalowany naprzeciw kamienicy […] Karol, jakby nie słyszał tych buńczucznych zdań, nie przerwał, nie zmienił tonu. […] Mickiewicz w jego interpretacji nie podjął krzykliwej walki. […] Niezamierzony efekt […] dodał spektaklowi jeszcze większego patriotycznego wzruszenia”. Po przestawieniach dyskutowano o kwestiach artystycznych. „Zagajałem je zwykle pytaniem: czy to, czego państwo byliście świadkami, jest czy nie jest teatrem?” odnotował Kotlarczyk.
Niewątpliwą stratą dla rapsodyków była decyzja Wojtyły o wstąpieniu do stanu duchownego jesienią 1942 r., choć jeszcze w 1943 r., już jako kleryk, brał udział w pracach zespołu. Według Jacka Popiela najprawdopodobniej od później jesieni 1943 r. próby zaczęły odbywać się mniej regularnie, a systematyczne prace teatralne trwały do czerwca 1944 r. Później sytuacja nie sprzyjała konspiracyjnej działalności teatralnej.
Zderzenie z rzeczywistością
Teatr wznowił działalność 22 kwietnia 1945 r. premierą spektaklu opartego o fragmenty dzieł Mickiewicza i Słowackiego. Początkowo zespół występował w zbliżonym do okupacyjnego składzie, bez Wojtyły. Później powiększył się, a aktorzy się zmieniali. Najdłużej z pierwotnego składu, nie wliczając Kotlarczyka, z teatrem związana była Danuta Michałowska (do 1961 r.).
Jawna działalność nie była równoznaczna z brakiem problemów. Teatr nieustannie mierzył się z krytyką, szykanami władz komunistycznych i brakiem stabilnego zaplecza materialnego. Przyczyną kłopotów teatru była zarówno jego linia programowa, jak i powiązania Kotlarczyka z Kościołem katolickim i „Unią”. Kotlarczyk realizował ideę teatru słowa z klasycznym, głównie romantycznym repertuarem, a interpretacja wystawianych dzieł polskiej i światowej literatury oraz obecność wątków religijnych nie współgrały z coraz silniej forsowanym przez władze komunistyczne modelem teatru socrealistycznego (choć w latach 50. XX w. podjęto też repertuar z nim zbieżny). Z kolei działaczom „Unii” i Stronnictwa Pracy wytoczono proces, w którym skazany został m.in. Tadeusz Kudliński, a Kotlarczyk i kilku rapsodyków było przesłuchiwanych. Teatrem interesował się Urząd Bezpieczeństwa.
Sytuacja Teatru była niepewna. Na krótko zmieniła ją entuzjastyczna ocena spektaklu „Eugeniusz Oniegin” wystawiona przez Siergieja Obrazcowa, cenionego w ZSRS twórcy teatru lalek. Rapsodycy otrzymali nawet nowoczesną salę przy ul. Bohaterów Stalingradu (obecnie ul. Starowiślna). Jednak wiosną 1953 r. nastąpiła likwidacja Teatru. Bezpośrednio poprzedziły ją wystąpienie Kotlarczyka w obronie swojej wizji na Ogólnopolskim Zjeździe Teatralnym w Warszawie w lutym 1953 r. oraz rozbicie zespołu.
Teatr został reaktywowany w 1957 r. z siedzibą przy ul. Skarbowej 2. Na jego czele stał niezmiennie Kotlarczyk, ale z dawnego zespołu do Rapsodycznego powróciło jedynie pięć osób. Znów rozpoczęto od „Króla-Ducha”, choć pod zmienionym na „Legendy złote i błękitne” tytułem. Teatr przetrwał 10 lat. Był to czas zmagań zarówno z uderzeniami z zewnątrz, jak i wewnętrznymi konfliktami. Ostatnie przedstawienie zagrano 18 lipca 1967 r. Teatr Rapsodyczny przestał istnieć, ale idea teatru słowa przetrwała.