„Wróżka z kranu” Pierre'a Gripariego w reż. Adama Walnego w Teatrze Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach. Pisze dr Alina Bielawska.
Wiele już lat dzielę się z Czytelnikami „Radostowej” wrażeniami na temat dokonań ulubionego Teatru Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach. Cóż, pokochałam ten teatr i myślę, że z wzajemnością! Podziwiam jego pracę i mimo tych uczuć nie tracę – jak sądzę – ostrości spojrzenia.
Ostatnia premiera pt. „Wróżka z kranu” znowu mnie zaskoczyła, a to: tempem, dynamiką, plastyką, sprawnością aktorów. Tą ostatnią w szczególności i jeszcze więcej – radością twórczą, którą aktorzy wręcz porażają i zarażają nią widzów. A widzowie ją odbierają i następuje wspaniała wymiana emocji. To się nazywa radość na scenie do n-tej potęgi! Niewątpliwa to zasługa reżysera i jego tak potrzebnych aktorom inspiracji. I to właśnie było dla mnie najwspanialsze w tym spektaklu!! Nie tylko gra, sprawność aktorów, ale operowanie przez nich obrazami, planszami – lekkie, błyskawiczne, w zawrotnym tempie zmieniających się na scenie obrazów i sytuacji – na przykład komicznej licytacji rodzinnej. Bo w gruncie rzeczy jest to opowieść o rodzinie, ujętej w komicznym klimacie wszelakiego rodzaju: postaci, sytuacji, słowa, scenicznych obrazów oraz portretów dynamicznie komponowanych na scenie. Ta zabawna historia groteskowo przedstawia dorosłych, pokazując równocześnie, że ludzie nie są wyłącznie dobrzy albo źli.
Przedstawienie w warstwie fabularnej nawiązuje do baśniowego wątku z „Wróżek” Charlesa Perraulta, w warstwie plastycznej – do historii współczesnego świata, która jest opowiedziana obrazami największych malarzy, które wydobywane są z zapomnianych piwnic i podziemi. Ważna tu jest obietnica Wróżki, która za dobre słowa nagradza perłami, za złe przysyła węże. Łatwy z pozoru sposób na wzbogacenie dla tejże rodziny, składającej się z Mamy i Taty oraz córek: niegrzecznej Martynki i grzecznej Marysi, okazał się … kłopotliwy. Pójdźcie i zobaczcie, bo na pewno warto!