„Tęsknica” Darii Sobik w reż. Pameli Leończyk w Teatrze Powszechnym w Warszawie, w ramach 14. Festiwalu Nowe Epifanie. Pisze Reda Paweł Haddad w Teatrze dla Wszystkich.
Są takie przedstawienia, które są teatrem-instalacją. W pozytywnym, pełnym dyscypliny sensie. Konstrukcją opartą na aktorach i kreacji zbiorowej, wspólnotowej wyobraźni. Ta historia wydarzyła się naprawdę. Twórcy „Tęsknicy” opowiadają ją w dobie post-antropocenu, jednak z człowiekiem w centrum, który chce mieć tożsamość i pragnie jej zachowania.
Teatr, który się wtrąca
Teatr Powszechny w Warszawie współkreuje przestrzeń miejską. Wychodzi z czarnego pudełka [sceny] i zadaje pytania o współczesną misję teatru jako instytucji publicznej.
Mieszkańcy wsi Wigancice Żytawskie (woj. dolnośląskie, gmina Bogatynia) zostali wysiedleni przez kopalnię. Na ich miejsce miała zostać przesunięta hałda, ale jednak kopalnia zmieniła zdanie. Domów już nie było. Spotykają się co rok i wspominają. Wywołują… Może podobnie jak w filmie „Salto” Tadeusza Konwickiego gdy nie wiemy kto żywy, a kto widmo.
Każdy z aktorów daje swój ton przedstawieniu. Tworzy partnerowi przestrzeń i sam słucha
W prostej, bardzo dobrze zaaranżowanej na miejsca akcji scenografii (Diana Lelonek) i podkreślonej światłem (Piotr Pieczyński) przestrzeni rządzą aktorzy. Jest Karolina Adamczyk – bardzo dobra, skoncentrowana i intensywna, jak przodownica chóru; jej monolog na samym początku hipnotyzuje i fascynuje. Gra głębią kobiecości na wielu poziomach jednocześnie. Świetna. Natalia Lange zwraca uwagę lekkością i sprezzaturą w przechodzeniu przez stopnie wyrazu i style gry aktorskiej. Od zarysowanej groteskowo telewizyjnej gwiazdy-lwicy, do szarej, smutnej myszki, która dobrze pasuje do powieści Dostojewskiego. Bardzo ciekawy jest, i prowadzi swoją postać na chłodno, w intrygującym trybie uważności, Artem Manuilov. Robi to w ten uważny sposób, który przyciąga i podpowiada, że „tam jest coś jeszcze”.
Uwaga! Przyznaję, że nie wiem czy istnieje oddzielna klasyfikacja dla aktorów, którzy zagrali góry (albo tak jak tutaj hałdę), bo, podkreślam, że pozostałe postaci Oskar Stoczyński w „Tęsknicy” także prowadzi bardzo konsekwentnie, każdej nadaje wyraźne kolory, emocje i spójność; to jednak monolog hałdy węgla w jego wykonaniu jest tak błyskotliwy w swojej autentyczności, że ta etiuda Stoczyńskiego jako porzuconej hałdy węgla zostaje z nami na zawsze. Naprawdę rozumiemy, co może czuć taka hałda. Albo jak mógł czuć się Jarosław Iwaszkiewicz, który pisał w swoich Dziennikach „Czuję się jak hałda węgla, której nikt nie chce rozładować”. Panie Oskarze Top!
To, co widoczne, to partnerstwo, które jest ważną częścią spektaklu. Partnerstwo na scenie. Czwórka aktorów naprawdę sobie partneruje – słucha, tworzy dla nas widzów spójny świat tej bardzo realnej historii, pars pro toto, przy pomocy pięknego języka teatru o tym, co dotyczy totius mundi.
Opuszczona wieś. Dziady
Klarowne opracowanie tematu w tekście oraz dramaturgii Darii Sobik, bardzo rzetelna reżyseria Pameli Leończyk, świetna muzyka i inspirujący aktorzy. Twórcom udało się ominąć pułapki melancholii i w te kantorowskie stopklatki ruchomych wspomnień mieszkańców Wigancic przywołać pulsujące życie. Czy aby ponownie przeprowadzić obrzęd, znowu spojrzeć w gwiazdy i… być może też wezwać Tęsknicę…