Kiedy przed dziesięcioma miesiącami Jan Klata obejmował dyrekcję krakowskiej sceny narodowej, byłem przekonany, że nuda będzie ostatnim doznaniem, jakie nam zaoferuje. Rozpoczynamy dyskusję nad tym, co proponuje Narodowy Stary Teatr pod rządami Jana Klaty. Po 10 miesiącach od objęcia przez niego stanowiska dyrektora dostrzegamy więcej "przeciw" niż "za" - pisze Marek Kręskawiec w Dzienniku Polskim.
Dopuszczałem porażkę jego wizji Starego Teatru, ale myślałem, że w nieco zatęchłe już mury wpadnie przynajmniej głośna grupa wandali, która jeśli nawet polegnie, to z hukiem, w atmosferze skandalu. A my po latach z łezką w oku będziemy wspominali ten eksperyment Czy krakowski smog aż tak stępił dyrekcję, że wyparowała z niej cała oryginalność? Oczywiście, może sobie Jan Klata z wicedyrektorem Sebastianem Majewskim czytać na głos entuzjastyczne recenzje pisane przez kolegów ze środowiska tzw. nowej lewicy, która robotnika na oczy nie widziała. Może opowiadać historie o twierdzy awangardy pośród nienawistnej krakowskiej konserwy. Ale awangarda ta ma tyle wspólnego z rzeczywistością, co hipsterskie ciuchy z prawdziwym buntem. Nie przeczę, podobała mi się pierwsza część "Dumanowskiego" (wiem, powinienem się wstydzić) i ironiczne podejście do naszego krakowskiego zadufania, ale w kontekście pozostałych premier było to trochę jak prosty,