"Kim jesteście?" na podstawie "Ordo virtutum" Hildegardy z Bingen w reż. Jarosława Kiliana, koprodukcja Teatru Lalka w Warszawie i Festiwalu Nowe Epifanie. Pisze Andrzej Dąbrówka w portalu Teatrologia.pl.
Twórczość niemieckiej benedyktynki Hildegardy z Bingen (1098-1179) należy do największych skarbów Średniowiecza przez swą wielorakość i tajemniczość. Jako uczona i natchniona zakonnica pozostawiła owoce licznych zobowiązań, zainteresowań i umiejętności. Aura tajemniczości otacza głównie jej traktaty teologiczne. Kiedy się je czyta, uderza ich akademicki styl i poziom, zdumiewający gdy się wie, że były to teksty powstałe w drodze mistycznego natchnienia, słuchowej wizji czy też wizyjnego dyktamenu, nie napisane przez gabinetowego uczonego. Ponieważ mają ścisłą więź z ówczesnymi ideami, były z pewnością wynikiem fenomenalnego oczytania i niezwykłych intelektualnych zdolności do formułowania problemów i wysuwania twierdzeń.
„Znaj drogi [Pana]” (Scivias) to wykład katolickiej antropologii, pokazującej w serii 26 wizji miejsce człowieka między Bogiem a światem. Wykładem katolickiej etyki jest „Księga zasług życiowych” (Liber vitae meritorum), uporządkowana heurystycznie metodą przeciwstawiania wzorów i antywzorów, upersonifikowanych w 35 Wadach i Cnotach. Kosmologiczny wymiar ludzkiej egzystencji opisuje „Księga dzieł Bożych” (Liber divinorum operum), w której ustanawia się odpowiedzialność człowieka za świat cielesny i duchowy.
Znaj drogi
Skromną fabułę dramatu pseudoliturgicznego Hildegardy z Bingen Ordo Virtutum (ok. 1151) można zawrzeć w jednym zdaniu: zbuntowaną Duszę sprowadza na manowce biblijny Szatan, z którym walczą Cnoty chrześcijańskie pod wodzą Pokory, pokonując go i związując – co nawet przedstawiają miniatury. Przy całej swej ogólności czy uniwersalności ten schemat zbawienia duszy jest jednak specyficzny dla tego etapu rozwoju chrześcijaństwa, który nazywamy (katolickim) sakramentalizmem. Zakłada on redukcję kontaktu człowieka z sacrum do sakramentów, tylko w nich odbywa się odtąd kontakt z Bogiem, i człowiek – choć żyje na łonie Kościoła – to sam odpowiada za swój los, sam musi stoczyć walkę z Szatanem o zbawienie swojej duszy, sam też musi pokutować za swoje upadki, nikt go w tym nie może zastąpić.
Nieodzownym pośrednikiem w sakramentalnej wymianie między Bogiem a człowiekiem jest zbiorowa liturgia, ale i prywatna modlitwa. Są to formy zastane, zatwierdzone przez Kościół, nabywane w trakcie religijnego wtajemniczenia w kolejne sakramenty. Jednak są jeszcze niedostępne przeciętnym wierzącym mistyczne ścieżki – medytacja czy wizja. W tym zakresie muzyka i śpiew stanowią sferę, w której można wyrażać, przeżywać i obrazować mistyczne pragnienia. Ten wymiar duchowy muzyki Hildegarda wyraziła w zdaniu: Tak jak słowo oznacza ciało, muzyka objawia ducha (Sic et verbum corpus designat, symphonia vero spiritum manifestat. Scivias III 13.12). Takich oryginalnych nowych dzieł stworzyła Hildegarda prawie osiemdziesiąt, w tym osobny moralitet pseudoliturgiczny, który stał się osnową omawianego przedstawienia.
Przedstawienie
Ponieważ źródło zagranej sztuki nie jest dramatem, ale oratoryjną psychomachią (walką o duszę), nie ma istotnej interakcji scenicznej. Owszem, są postacie i coś od siebie chcą, co jest minimalnym zaczynem teatralności, ale nie ma w ich akcjach naocznego wpływu działań jednych postaci na zachowania drugich. Wszystkie role są od początku do końca napisane, nic nie może przebiec inaczej w zależności od takich czy innych słów. Pokora musi być władczynią zastępu Cnót, Dusza musi przejść swoją drogę na manowce i z powrotem, Diabeł też ilustruje swoją obecnością zakusy diabelskie, ale ich nie pokazuje jako takich, tylko je nader zręcznie wyraża wymownym tańcem (Rui Ishihara).
Zamiast zwykłych w dramacie działań jest głównie śpiew o tym, co się w toku tej walki o duszę człowieka odgrywa (Anna Maria Jopek).
Dobrym tłem i potrzebną ramą dla muzycznej psychomachii jest ciąg monologów Hildegardy, w którą wciela się Irena Jun, z dobitnym spokojem opowiadając o doznawanych wizjach.
Psychomachia czyli walka o rząd dusz
Przypadek zrządził, że jednego dnia 29 maja 2021 odbyły się w Warszawie dwie premiery, zdawałoby się całkiem różne, a jednak dotyczące bardzo podobnego problemu. Teatr Narodowy pokazał owego wieczoru Piknik pod Wiszącą Skałą, co w swoim omówieniu* zinterpretowałem jako sztukę o kulturowym uwiedzeniu młodego pokolenia przez Naturę, która się broni przed cywilizacją „białego człowieka”. Sztuka osnuta na znanej powieści pod tym samym tytułem pokazuje mianowicie obrazowo, jak aborygeńska Natura ucieleśniona w tajemniczej Skale uwodzi młode dziewczyny, zabierając je ze świata europejskiej cywilizacji.
Porównanie obu teatrów odzwierciedla różnicę w ich randze. Pełna rozmachu inscenizacja w Narodowym jest wyposażona we wszystko „na bogato”, jak na wielką stołeczną scenę przystało. Nigdy nie byłem wcześniej w Teatrze Lalka i spodziewałem się z racji lokalizacji, że to jest miejsce podobne do sąsiedniego Studia. Tymczasem jest to teatr nieduży, zaś słabe finansowanie widać w skromnej inscenizacji, ale też w śladach zużycia budynku i jego wyposażenia. Ma on najwyraźniej ten sam problem, co cały Pałac Kultury, którego kapitalny remont kosztowałby więcej niż budowa nowego wieżowca w tym miejscu.
Nie mogłem być w obu miejscach o tej samej porze, więc widziałem premierę w Narodowym, a Hildegardę obejrzałem następnego dnia. Nasunęło się porównanie idei obu przedstawień. Uwiedzenie w moralitecie średniowiecznej mniszki zakończyło się klęską uwodziciela, podczas gdy australijska oniryczna baśń dopuściła sukces Natury-uwodzicielki. Siłą rzeczy na Piknik trzeba zatem spojrzeć również jako na psychomachię, walkę o duszę młodego pokolenia. Inaczej niż w kanonicznej normie, walkę tę można również przegrać.
* https://teatrologia.pl/recenzje/andrzej-dabrowka-bajka-o-uwiedzeniu/