„Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Lalka w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
W warszawskim Teatrze Lalka spektakl w reżyserii Agnieszki Glińskiej proponuje małemu i starszemu widzowi udział w niecodziennej, szalonej przygodzie… książkowo-teatralnej. W udanej adaptacji autorstwa pani reżyser i Janiny Stelmaszyk zupełnie zwyczajny świat dzieciństwa, pozbawiony elementów nadmiernego dydaktyzmu i nadopiekuńczości dorosłych, płynnie łączy się z tradycyjną, roztańczoną, rozśpiewaną, błyszczącą kolorem i światłem inscenizacją, a spoiwem tego bogactwa jest literackie słowo. Dzięki „Dzieciom z Bullerbyn” najmłodsi teatromani, wraz z aktorami, mają szansę przeżywać zabawy, drobne troski i emocje towarzyszące dorastaniu Lisy, Lassego i Bossego, sióstr Anny i Britty oraz Ollego, mieszkańców maleńkiej, szwedzkiej wioski, składającej się tylko z trzech gospodarstw. Astrid Lindgren napisała swoją powieść w 1947 roku, ale nadal nie traci ona uroku i aktualności – czytelnicy z przyjemnością zatapiają się w świecie dziecięcych przyjaźni, szalonych wybryków, gdzie czas dzieli się na pracę i zabawę, naukę w szkole i obcowanie z przyrodą, kąpiel w jeziorze czy nocleg w stogu siana. A dorośli dyskretnie dbają o bezpieczeństwo całej gromadki, w niczym nie krępując dziecięcej wyobraźni.
Sam pomysł, który realizuje Agnieszka Glińska, nie jest nowy – „Dzieci z Bullerbyn” nie raz gościły na scenach teatralnych, jednak sposób, w jaki reżyserka podeszła do tematu jest świeży i niezwykle atrakcyjny dla widza w każdym wieku. Cudowna powieść, w którą z przyjemnością zagłębiają się kolejne pokolenia czytelników, częściowo oparta jest na wątkach autobiograficznych. Astrid Lindgren wspomina własne dzieciństwo, rodzeństwo, rodziców i dziadków, wzbogacając i uzupełniając prawdziwe wydarzenia i wizerunki bohaterów swą niezwykłą wyobraźnią oraz niesamowitym zrozumieniem dziecięcego świata i dziecięcej psychiki.
Bullerbyn (po polsku Hałasowo) leży z dala od wielkomiejskiego ruchu i zgiełku, a jego mieszkańcy żyją w zgodzie z przyrodą i porami roku. Narratorką powieści (co wykorzystano również w spektaklu) jest dziewczynka o imieniu Lisa, która mieszka wraz z braćmi Lassem i Bossem w Zagrodzie Środkowej. Zagrodę Północną zamieszkują Britta i Anna, zaś Zagrodę Południową Olle oraz jego mała siostrzyczka Kerstin. Cała szóstka przeżywa różne przygody, uczy się i bawi, a życie mieszkańców trzech zagród płynie zgodnie z rytmem zmieniających się pór roku. Spektakl zaczyna się w dniu, gdy Lisa kończy siedem lat, a jak wiadomo urodziny to jeden z najprzyjemniejszych, najbardziej wyczekiwanych dni w roku – tak bywało dawniej, tak jest i dziś. Agnieszka Glińska, która swego czasu przygotowała na scenie Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy znakomity spektakl „Pippi Pończoszanka” na podstawie prozy Astrid Lindgren, ma ogromne, literackie wyczucie. Umiejętnie przeplata współczesne elementy z klasyczną prozą, pozostając w klimacie stworzonym przez autorkę w powieści „Dzieci z Bullerbyn”, której akcja toczy się niedługo po drugiej wojnie światowej. Bohaterowie noszą zwykłe, znane dzieciom z codzienności ubrania i nie różnią się zbytnio od nich – mają podobne pomysły, wpadają w podobne tarapaty i kochają zwierzęta, a nade wszystko lubią spędzać czas z rówieśnikami, ciesząc się świętami i bawiąc się przy dźwiękach popularnej dziś muzyki. Spektakl podzielony został na krótkie części – opowiastki inspirowane tytułami rozdziałów z książki „Dzieci z Bullerbyn” wyświetlane są tuż nad sceną i widzowie mogą je przeczytać. Przebieg akcji jest czytelny, żywy, z konieczną dynamiką i dzieci bez trudu identyfikują się z kilkuletnimi bohaterami – wszystko dzięki dopracowanej w każdym szczególe dramaturgii, która nie pozostawia żadnych niedomówień czy niejasnych aluzji. Mimo to Glińska wraz z pozostałymi osobami zaangażowanymi w tworzenie przedstawienia pozostawia spore pole do popisu dziecięcej wyobraźni, z natury nieograniczonej, w której wszystko może się zdarzyć. I znów teatr staje się dla dzieci rzeczywistością wyjątkową, gdzie fantazja, biegnąc własną ścieżką, pozwala na zanurzenie się w jednym z najpiękniejszych światów, a marzenia można realizować, przekraczając wiele ograniczeń. Opowieść o przyjaźni, beztroskiej zabawie, która niesie radość, oraz o szacunku dla drugiego człowieka, jest ukazana w sposób delikatny, bez nachalności. Zrozumienie specyfiki myślenia i praw dziecięcego rozwoju przyświecało zarówno autorce tekstu, jak i twórcom spektaklu. Praca, nauka, zabawa, rywalizacja i wzajemna pomoc – to wszystko jest ważne i wyeksponowane z wyczuciem. Swoboda najmłodszych, pod czujnym, wyrozumiałym, kochającym okiem dorosłych, którzy doceniają samodzielność swych pociech i pozwalają im na wiele nie popadając w przesadę, jest stanem wręcz idealnym, a przecież możliwym.
Aktorzy i aktorki młodego pokolenia (Olga Ryl-Krystianowska, Hanna Turnau, Magdalena Pamuła, Michał Wójtowicz, Jakub Mieszała i Bartosz Krawczyk), ze swą energią i świeżością, grają wręcz brawurowo. A obok nich doświadczeni artyści – cudowna jak zawsze Aneta Harasimczuk kreująca postacie wszystkich Mamuś, Pani, Kristin i Agdy oraz niesamowity Roman Holc, który w spektaklu gra role Tatusiów, Dziadziusia, Wujka Emila i Szewca, nadają spektaklowi rytm i smak. Zderzenie młodości ze spokojem i wytrawnością sztuki aktorskiej czyni inscenizację naturalną i bliską życiu. Olga Ryl-Krystianowska jako narratorka Lisa znakomicie oddaje charakter mądrej, pomocnej oraz wciąż skłonnej do beztroskich zabaw i – jak każde dziecko – rozbrykanej dziewczynki. Nie trudno będzie najmłodszym widzom identyfikować się z nią samą i jej przyjaciółkami: Anną (Magdalena Pamuła) i Brittą (Hanna Turnau). Wszystkie trzy aktorki grają niezwykle swobodnie, prawdziwie, a dbając o wyrazistość słowa, oddają humor dialogów i poszczególnych scen. Bracia Lisy: Lasse (w tej roli Michał Wójtowicz) i Bosse (Jakub Mieszała) oraz ich przyjaciel Olle (Bartosz Krawczyk), choć opisani przez Astrid Lindgren prawie 80 lat temu, niewiele różnią się od dzisiejszych chłopców – tryskają energią, są pomysłowi, skłonni do psot, ale jakże życzliwi. Znani od lat i lubiani aktorzy Lalki, Aneta Harasimczuk i Roman Holc, z lekkością i wyczuciem towarzyszą młodym, czarując widownię swą aktorską wprawą. W spektaklu nie mogło rzecz jasna zabraknąć zwierząt – jest pies Svipp (jak żywy!) wspaniale animowany przez Bartosza Krawczyka i jagniątko o imieniu Pontus, którego najlepszą opiekunką jest zastępcza mama, Lisa. Aktorka nadała lalce wręcz ludzką osobowość i tak lubianą przez dzieci bezsłowną umiejętność komunikowania się (w teatrze przecież wszystko jest możliwe).
Gra światłem (Kacper Gawron, Maciej Edelman) podkreśla nastrój, pory dnia i roku, a scenografię autorstwa Moniki Nyckowskiej, która korzysta i z dosłowności i z symboliki, wzbogacają animacje duetu artystycznego – Kamy Fundichely i Krzysztofa Rychty. Wszystko opracowane zostało z wyczuciem i smakiem – rytmika ruchu scenicznego, muzyka (Igor Nikiforow), piosenki i dramaturgia, dzięki czemu inscenizacja jest wielce ujmująca w swej estetyce – bogatej, ale nie przesadzonej.
Agnieszce Glińskiej udało się oddać niepowtarzalny urok Bullerbyn i pokazać aktualność tekstu (podkreślając ją odpowiednimi, współczesnymi akcentami) – w przeżywaniu szczęśliwych, dziecięcych lat, w atmosferze barwnych wspomnień i obudzonych zmysłów. Po prostu czuje się ciepło nocy świętojańskiej i chłód padających podczas śnieżycy płatków, nawet smak ślazowych cukierków, zapach orzechów i jabłek w sylwestrową noc. A piosenka o kawałku kiełbasy dobrze obsuszonej pozostanie na długo w mej pamięci. Niezależnie od wieku, doświadczeń i upodobań czytelniczych warto na dwie godziny zostawić nasz szalony, nieustannie pogrążony w pośpiechu, przeładowany nadmiarem informacji i medialnym hałasem świat, by udać się do cudownego Bullerbyn, krainy spokojnego, beztroskiego dzieciństwa.