Logo
Recenzje

Przez teatr do rzeczywistości

28.07.2025, 11:00 Wersja do druku

Trzynasty dzień XX Międzynarodowego Festiwalu Wyobraźni i Możliwości Teatru Lalek „Anima” w Olsztynie. Pisze Zuzanna Kluszczyńska.

fot. Kornelia Głowacka-Wolf

Każdy z sobotnich spektakli prezentowanych na festiwalu ANIMA był innym przykładem opowiadania o przeszłości. Poszukiwacze złota, przywiezieni przez Puppentheater Zwickau w Niemczech, to legenda o trzech mężczyznach, którzy z chęci zatrzymania całego znalezionego skarbu na wyłączność, doprowadzili do śmierci każdego z nich. Monika Gerboc, reżyserka, „przywiozła” do Olsztyna spektakl poprzez okulary VR, dające możliwość dosłownego zanurzenia w opowieści. Zarówno pokaz, jak prezentacja oraz rozmowa z publicznością po spektaklu pokazały, jak złożona może być dyskusja o zapośredniczeniu teatru, która komplikuje postawienie sztywnych granic pomiędzy tym, co nazywamy filmem a co performansem. Poszukiwacze złota, tak samo jak inne legendy, pomimo swojej fantastycznej natury, są ważnymi świadkami społecznej historii, kultury i pamięci. Wprowadzanie do świata teatru nowych technologii, takich jak VR, może więc straszyć „zatraceniem prawdziwego teatru”, tak jak Baba Jaga dzieci, albo być nowym sposobem na przekazywanie dalej kluczowych elementów kultury. VR nie zastąpi tradycyjnego teatru, ale może być skutecznym narzędziem w drodze do dostępności. Nie sposób też nie zauważyć, że pozwala oglądać inaczej. Przełomowe podczas przedstawienia było dla mnie uczucie, że jestem jedyną widzką, a aktorzy i aktorki grają tylko dla mnie, ale w odróżnieniu od oglądania spektaklu online to ja decyduję, gdzie będą moje punkty uwagi, tak, jak na prawdziwej scenie. Nie mówiąc już o innym, dodatkowym performansie, który jest efektem ubocznym takiej technologii: trzydzieści osób, siedzących na czarnych stołkach, kręcących się w kółko z dziwnymi aparatami na oczach.

Kolejny spektakl przeniósł nas ze sfery społecznej w prywatną. 20 DEN autorstwa Julii Fidelus to kameralne spotkanie z fragmentami książki Bezmatek Miry Marcinów. Performerka wychodzi do nas z wanny, a razem z nią wysypują się rajstopy, które są po niedawno zmarłej matce. Przy ich składaniu zaczyna o niej opowiadać. Nagle jednak, z wanny wyłania się sama denatka, w postaci głowy muppeta z ciałem ze zwiniętych pończoch. Matka, jak za starych dobrych czasów, zaczyna dopowiadać i udzielać rad. 20 DEN to historia o miłości do nieoczywistego rodzica, który z jednej strony kocha, a z drugiej porzuca i wpada w alkoholowe ciągi. Który, z jednej strony, jest figurą wzoru i sukcesu, a z drugiej małym dzieckiem, potrzebującym, dosłownie, utulenia w kołysce. Spektakl opowiada też o tym, jak w procesie wspomnień działają na nas materialne resztki. Rajstopy pomagają pamiętać, ale też nie pozwalają zapomnieć. Propozycja Julii Fidelus jest spójna i solidna, zarówno w kwestiach reżyserskich, jak i aktorskich, i animacyjnych. Jest to świetny przykład tego jak relacja aktorki z formą może prowadzić do tworzenia poruszających, intymnych, ale i czułych opowieści.

Ostatni sobotni spektakl także był o tym, jak pamiętamy, tym razem nie o naszych bliskich, ale o „wielkiej historii”. Fundacja Gra/nice wróciła do, nadal nie aż tak znanego, fragmentu łódzkiej historii, czyli hitlerowskiego obozu dla dzieci i młodzieży. Twórcy i twórczynie skupili się na postaci Eugenii Poll, jednej z pracownic obozu, która dopiero po wielu latach została uznana za zbrodniarkę wojenną. Jej nieoczywista postać, wyłaniająca się z często sprzecznych zeznań byłych więźniów i więźniarek staje się pretekstem nie tylko do upowszechnienia tej historii, ale i zastanowienia się nad tym, jak patrzymy na wojenne relacje. Komu wierzymy? W przypadku łódzkiego obozu sprawa autentyczności zeznań była często poruszana, jako, że dotyczyła dziecięcych wspomnień, uważanych za niewiarygodnie i zbyt zanurzone w fantazji. Twórcy i twórczynie odpowiadają na takie zarzuty poszukując pozornie, jeszcze bardziej, oddalonych od rzeczywistości świadectw. Do głosu dochodzi obozowa mysz czy świnia, albo stojąca obok baraków grusza. Tym samym pokazują, że do obiektywnych faktów dojść się nie da, a to, co z pogranicza przebłysków, obrazów, przekazywanych mitów, a nawet baśni o „czarnej i białej przedszkolance” jest także wartościowym, a czasem jednym, źródłem wiedzy.

Spektakl jest mi też bliski osobiście. Wychowałam się w miejscach graniczących z dawnym obozem i łódzkim gettem. Kończę więc moje poznawanie Olsztyna przeplatając je z historią mojego miasta. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas, ale już mogę powiedzieć, że ANIMA zdecydowanie pokazała na jak wiele sposobów teatr może dotykać naszej rzeczywistości, czyniąc ją jeszcze bardziej autentyczną, właśnie dzięki swojej umiejętności opowiadania o niej przez tworzenie alternatywnych światów.

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne

Sprawdź także