"Mykwa" Hadar Galron w reż. Karoliny Kirsz w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Karol Mroziński w Teatrze dla Wszystkich.
Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, że pozwoliłeś nam chodzić do teatru i odnajdywać w przedstawianych historiach samych siebie oraz aktualne problemy nas wszystkich. Tylko autentyczność i prawda, ukryte w dobrym tekście, prowadzą do poznania, a stamtąd już tylko krok do oczyszczenia – tego niesamowitego daru, który wzbogaca każdego widza.
Pierwsza Księga Mojżeszowa to jeden z popularniejszych fragmentów Biblii. Akt stworzenia, podzielony na etapy, kończy się w momencie, gdy Jahwe ocenia wszystko jako bardzo dobre i postanawia odpocząć. Autorka jednej z najlepszych sztuk teatralnych powstałych w Izraelu daleka jest od tego rodzaju sądów. Hadar Galron stawia widza w środku pewnego świata, ale piękny i delikatny jest on tylko na początku. Do jego zniszczenia doprowadza grupa siedmiu kobiet, będących jakby personifikacją siedmiu dni tygodnia. Każda z nich raz w miesiącu przychodzi do tytułowej mykwy, by zmyć rytualnie z siebie wszystkie nieczystości. Bez tego nie są w stanie w pełni uczestniczyć w życiu ortodoksyjnej wspólnoty, do której należą. Przeciętna łaźnia to jedno z niewielu miejsc typowo kobiecych. To tu spotykają się znajome, tu plotkują, tu się śmieją. Ich życie dzieli się na czas czysty i nieczysty, a tym samym na oficjalny i ten tylko dla nich. Ale nie tym razem! Mykwa uchyla rąbka tajemnicy, aby dać początek czemuś odwrotnemu, czemuś, co z biegiem czasu przeradza się w opowieść reportażową z domieszką kryminału.
Bohaterki łączy wspólna przestrzeń, lecz prawie wszystko inne – dzieli: powody odwiedzin, stosunek do tradycji, kobieca energia używana inaczej we własnych życiowych rozgrywkach. Szybko da się zauważyć różnice zdań. Dla jednych oaza spokoju powinna być też miejscem zwierzeń i dobrej rady w trudnych chwilach. Dla drugich miejsce oczyszczenia jest jak świątynia i pewne sprawy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Nie od dziś wiadomo że nie jest rzeczą łatwą pogodzić nowoczesność z tradycją Rozbieżność intencji i skutków pokazuje, jak bardzo różnią się dzisiejsze społeczności kobiet w ogóle, bo przecież historia ta wykracza poza kręgi kultury hebrajskiej. Jak wiele kobiety potrafią zrobić ze sobą, aby się wyrwać z kręgu zasad. Jak dobrze potrafią też wtopić się w środowisko kosztem innej osoby, aby pozostać akceptowane w społeczeństwie. Ale co mają począć uzależnione od słów Rabina czy też męża? Ile razy mają przepraszać za chęć pragnienia „czegoś więcej” niż bycie tylko kobietą? „Czy nie siedem razy”? A może dobitniej – może „aż siedemdziesiąt siedem razy”? Mogą przepraszać bez końca, ale jakiś rodzaj wyjścia powinny obrać, podobnie jak Żydzi-mężczyźni przed wiekami z Ziemi Egipskiej.
Ku przestrodze ukazana jest dodatkowa – ósma postać, dziewczyny, będącej efektem czy kwintesencją braku działania. Milczące świadectwo powinno dawać do myślenia.
Ten znakomicie zrealizowany pod każdym względem spektakl wieńczy krótki materiał filmowy, będący słowem autorki dramatu do widowni. Okazuje się, że jej babcia urodziła się w Polsce, a ona sama pochodzi z kręgów ortodoksyjnych. Bardzo żałuje, że nie może pojawić się na premierze osobiście, ale ma nadzieję przyjechać i zobaczyć spektakl na własne oczy.