W pierwszej od 9 lat londyńskiej inscenizacji "Othella" słychać #wypierdalać skierowane do trybunału Przyłębskiej.
W poprzedni weekend poszliśmy do National Theatre na pierwszą od 2013 r. inscenizację „Othella".
Mógłbym się tu rozpisać, że zespół kreatywny z Londynu tak porządnie wczytał się w czterystuletnią z okładem tragedię Szekspira, że nie naruszając tekstu i jego struktury wyczarował na scenie studium politycznego populizmu i jego zakorzenienia w toksycznej, kruchej męskości patriarchatu. Efekt urywa głowę – gdy Emilia (Tanya Franks) w końcu wybucha przeciwko społeczeństwu, Bogu, a przede wszystkim mężowi i oprawcy Jago (Paul Hilton): „Ja, milczeć? O nigdy! O nigdy!/ Jak wiatr północny wolna mówić będę;/ Niechaj powstaną przeciw mnie niebiosa,/ Ziemia i piekło, i tak mówić będę!"*, słychać w tym i #MeToo ofiar na całym świecie, i #wypierdalać Polek, skierowane do Trybunału Julii Przyłębskiej i partii rządzącej, które odebrały im jeden z ostatnich skrawków godności. Pięć na pięć gwiazdek. No ale po co recenzować w polskiej gazecie brytyjski teatr?