"Historia Ziemi. Epoka Chaotycka" wg Stanisława Lema i Jana Józefa Szczepańskieg w reż. Jana Tomaszewicza w Teatrze im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku. Pisze Tadeusz Kornaś, członek Komisji Artystycznej VII Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.
Spektakl utrzymany jest konsekwentnie w czarno-szaro-białej kolorystyce. Scena podzielona jest w poziomie na dwie, a nawet trzy części. Na czarnej podłodze, w centrum przestrzeni gry znajduje się biała, podniesiona może trzydzieści centymetrów scena obrotowa. Na tym okrągłym podeście znajduje się wielka rzeźba – jak kultowy milczący posąg. Jest to geometrycznie obciosana twarz, tak że pozostały tylko usta i nos, resztę stanowi prostopadłościan. Posąg wygląda jak stworzony z bazaltu. Natomiast mniej więcej w połowie wysokości sceny umieszczony jest ekran zajmujący całą szerokość okna scenicznego – przez cały czas trwania spektaklu pojawiać będą się na nim komputerowe wizualizacje – jakieś korytarze, ciągi znaków, niekiedy w zbliżeniu twarze aktorów. Ten ogromny ekran dominuje wizualnie. Z jednej strony stwarza cyfrową, nieludzką rzeczywistość, przytłaczającą wszystkie działania aktorów. Z drugiej – podglądając postaci, pokazując zbliżenia, kreuje poczucie nieustającej inwigilacji.
Ta scenografia jest istotna – bo determinuje odbiór scenicznego świata. Świat ów jest zimny, stechnicyzowany, a kamienna twarz sugeruje jakąś zamierzchłą przeszłość. Obojętną i nieczułą. Myślę, że odpowiada to dobrze rzeczywistości przedstawionej w Pamiętniku znalezionym w wannie Stanisława Lema – który jest literacką podstawą dzieła. Akcja dzieje się w tytułowej epoce chaotyckiej, zbiurokratyzowanej do ostatnich granic, ale też charakteryzującej się budowaniem poczucia zagrożenia, szpiegowania. Jedynym świadectwem z tej minionej epoki jest ów Pamiętnik. Jednak zostawia on więcej niedomówień, niż pewności. Na podstawie pamiętnika dokonywana jest na scenie rekonstrukcja świata epoki chaotyckiej.
W spektaklu Jana Tomaszewicza aktorzy ubrani są w kolorystyce czarno-białej. Każdy z nich zaopatrzony jest w trzymaną w rękach szybkę – jakby ekwiwalent ekranu komputera, który jest nieodłącznym elementem umożliwiającym poruszanie się w skomplikowanej rzeczywistości. Bo gmach, w którym toczy się akcja, przypomina trochę Kafkowski świat. Pierwszy (Adam Gradowski) otrzymuje ściśle tajną misję, która nawet przed nim jest utajona. Wędruje po gmachu jak po labiryncie – spotykając kolejne osoby mające mu przedstawić jego misję, jego miejsce w tym świecie. Okazuje się, że wszyscy szpiegują wszystkich, na dodatek w tej samonapędzającej się machinie każda informacja jest szyfrem, do którego klucza szukać trzeba gdzie indziej, u kogo innego, a i ten kolejny klucz jest zaszyfrowany. Pierwszy dostaje się więc w zamknięty świat, którego praw wciąż się uczy – ale postępując dalej, zyskując kolejne wiadomości sam dostaje się w krąg samonapędzającej się fikcji.
Ta czarno-biała estetyka przypomina może trochę odnaleziony stary film, który jest jak dokument z przeszłości. Estetyka ruchu aktorów wskazuje wprost na trochę zmechanizowany świat Metropolis. Choć postaci ubrane są w podobne uniformy, zachowują jednak odmienne charaktery. Niektórzy urzędnicy gmachu są strachliwi, inni tchórzliwi, inni to służbiści. Dla wszystkich jednak gmach wydaje się całym ich życiem. Pierwszy krąży po tym labiryncie niemożności. Na poły zmechanizowany i sztuczny sposób ruchu aktorów stanowi konsekwentną choreografię spektaklu. Choć znów w tej choreografii niektórzy próbują zachować resztki indywidualności, wyłamując się nieco. Na przykład Szymon Kołodziejczyk, grający Prandtla i Barrana, zawsze staje półprofilem tak, jak na egipskich hieroglifach przedstawiano figury ludzkie. Tworzy to lekko śmieszny kontrast wobec pozostałych. Takie gesty wolności wydają się w tym świecie wyłącznie pozorne. Na wyzwolenie się z tej opresji nie stać nikogo. Ostatecznie sami mieszkańcy gmachu budują przecież ten świat pozorów.
Spektakl oparty jest przede wszystkim na grze zespołowej – nie ma miejsca na jakieś fajerwerki ról, bo wszystkie charaktery są konsekwentnie spłaszczone przez świat, w jakim przyszło im funkcjonować. Nawet kluczowa rola Pierwszego poprowadzona jest tak, by coraz bardziej upodobnić go do pozostałych ludzi tego gmachu. Jego szamotanie się ostatecznie nie ma szans zmienić niczego w tym gmachu. Obracająca się niekiedy scena z wielką rzeźbą twarzy, to też tylko pozorny ruch – bo obraca się w pustce. Nawet spiski, szpiegowanie, religia, resztki indywidualizmu – wszystko jest samonapędzającą się totalitarną strukturą.
To, w moim odczuciu, dobre, odważne i konsekwentne widowisko. Bardzo ryzykowne w zamierzeniu – bo nakładające sobie daleko idące estetyczne ograniczenia. Posługujące się skomplikowanym, niejednoznacznym językiem. Adresowane na dodatek przede wszystkim dla młodzieży.
Gdy Stanisław Lem pisał Pamiętnik znaleziony w wannie (pierwsze wydanie w 1961 roku), wszystko wydawało się w tej książce zawoalowaną aluzją do PRL-u, cenzury, absurdów biurokracji. Do totalitaryzmu po prostu. Paradoksalnie jednak, dzisiaj spektakl brzmi równie przejmująco i współcześnie. Stopień stechnicyzowania, a zarazem niejasności celów i sensów świata wzrósł niepomiernie. Informacja działa tylko w kontekście innych informacji – budując sieć, w którym prawda i nieprawda, pozór i rzeczywistość są całkowicie zmieszane. No i w ten sposób w Płocku powstał spektakl na wskroś aktualny...
Historia Ziemi. Epoka Chaotycka według Stanisława Lema i Jana Józefa Szczepańskiego, reż. Jan Tomaszewicz, Teatr im. Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku, prem. 19 czerwca 2021.