EN

14.10.2023, 15:23 Wersja do druku

Powolne ciemnienie malowideł. Stanisław Radwan nie żyje

Pętla się zacieśniała, czuliśmy to wszyscy od miesięcy czy nawet lat przecież. Stało się. Stasiu Radwan nie żyje. I będzie tak, jakby tego chciał. Wyciągnę płyty, które mi kiedyś podarował. I będzie Stasiu. Bo on będzie, prawda? Pisze Łukasz Maciejewski.

fot. mat. Łukasza Maciejewskiego

Nie da się o nim myśleć inaczej, niż z miłością. O nim się nie da. 

Chociaż dawał wszystkim siebie tylko odrobinę, każdy z nas miał poczucie, że chwile spędzane z Radwanem, w towarzystwie Stanisława Radwana, to są chwile wielkiego znaczenia. I, dziwnym trafem, zapamiętywaliśmy wszystkie te momenty.

Zapytajcie Krakowa, opowie wam to samo, co ja teraz, niemal ze łzami w oczach: że o Grzegorzewskim rozmawialiśmy w Europejskiej, parę razy w MOS'ie, kilka spotkań z Dorotką i dzięki Dorotce, kilka telefonów. A jednak poczucie, absurdalne przecież, że jesteśmy dla niego ważni. Dlatego że on był najważniejszy.

Urodziwy niebanalnie, zgarbiony, jak gdyby nieobecny, a przecież słuchający najuważniej na świecie. Kojarzył mi się z postacią z ekspresjonizmu, ze Szpiegiem z Krainy Deszczowców oraz z przystojnym Humphreyem Bogartem. To wszystko w nim było. Przede wszystkim jednak wartością był sam, bez odsyłaczy. Zasłużył na to. Imię i nazwisko. Stanisław. Radwan.  

Zapytałem niedawno Frycza, czy mamy jeszcze w teatrze jakieś autorytety, czy ktoś się ostał. Jan odpowiedział: „Już tylko Radwan”.

Kompozytor – wybitny, ale gdyby tylko to wyczerpywało temat, to może nie byłoby tematu. 

Nie, nie wyczerpuje. 

Dla paru pokoleń – uczniów i wielbicieli, był  autorytetem. 

To był mędrzec z głosem przecudnej urody, seksownym przyseplenem, z wiedzą, która upokarzałby każdego, ale właśnie nie upokarzała, bo Radwan by sobie na to nie pozwolił nigdy. 

Przy nim student, aktor, reżyser, barman, przyjaciółka z Wieży Mariackiej -  wszyscy czuliśmy się dobrze. Ta jego mądrość to był uśmiech. Taki zwyczajny. I tą swoją życzliwością obdarzał wszystkich nawet zbyt szczodrze. 

Ukochany kompozytor Grzegorzewskiego i Jarockiego, pracował ze Swinarskim, Hübnerem, Wajdą, Lupą. Legendarny dyrektor teatru „Starego”, autor muzyki do filmów Żebrowskiego, Majewskiego, Kieślowskiego, Hasa, do „Wesela” Wajdy. Mentor, doradca, czasami spowiednik.

Kraków, który kochałem, Kraków Treli, Wajdy, Nowickiego, traci strażnika pamięci. 

Strażnika który po prostu wiedział, co jest dobre, a co złe. 

A skoro on wiedział, to wszyscy czuliśmy się pewniej.

Stasiu, Stasiu, to kto nam teraz wszystkim o tym opowie?

PS

Dorotko, Dorotko - dzisiaj kocham Cię jeszcze mocniej.

Źródło:

Materiał nadesłany