EN

30.11.2023, 12:54 Wersja do druku

Pośmiejmy się z policji

„Przypadkowa śmierć anarchisty” Dario Fo w reż. Michała Zadary w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Hanna Gęba z Nowej Siły Krytycznej.

fot. fot. Krzysztof Bieliński / mat. teatru

Na wieczory z „Przypadkową śmiercią anarchisty” w reżyserii Michała Zadary „Teatr, który się wtrąca” pragnie stać się teatrem, który się śmieje. Nie jest to jednak komedia pozbawiona kontekstu politycznego. Reżyser przenosi akcję dramatu włoskiego noblisty Dario Fo z XX wieku do współczesnej Polski, a z głównego bohatera – Wariata – robi Wariatkę (Barbara Wysocka). Pytanie, czy przy tym śmiechu udało się zachować trochę krytycznej refleksji nad rzeczywistością?

Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu, kiedy widzowie powoli zajmowali miejsca, na wysokim ekranie ustawionym z tyłu sceny wyświetlało się zapętlone nagranie brutalnego przesłuchania młodej kobiety. W tle słychać niepokojącą industrialną muzykę.

Po tym poważnym wstępie rozpoczęła się farsa. Tym razem na żywo przesłuchiwana była Wariatka w dżinsowej kurtce z naszytą czerwoną błyskawicą. Już nie przez zawistnych policjantów, ale przez nieporadnego funkcjonariusza. Postać grana przez Wysocką to mitomanka, która uwielbia udawać przeróżne osoby: adwokatkę, lekarkę psychiatrii, a nawet duchownego. To także anarchistka, feministka i edukatorka społeczna. Mimo pozornego stanu niepoczytalności jest niezwykle elokwentną i trzeźwo myślącą osobą. Wyrecytowała policjantowi swoje prawa, a potem zmanipulowała całą sytuację tak, że udało jej się przeskoczyć do innego pomieszczenia na posterunku. Tam spotkała trzech policjantów odpowiedzialnych za śmierć tytułowej anarchistki. Podszyła się pod prokuratorkę ze stolicy i namieszała im w głowach tak, żeby sami dostrzegli absurdalność swoich zeznań i przyznali się do winy.

Nie da się ukryć, że trio funkcjonariuszy (Grzegorz Falkowski, Artem Manuilov, Oskar Stoczyński) skradło show. Nieporadni, ale przez większość czasu sympatyczni. Zaufali Wariatce do takiego stopnia, że zaśpiewali z nią chórem pieśń Strajku Kobiet, chcąc pokazać oddanie sprawie. Co chwila się przewracali albo rzucali na siebie z pięściami – jak to w farsie. Wszystkie te markowane ciosy, uniki, zabawna mimika to aktorstwo komediowe na naprawdę wysokim poziomie.
Dysonans stanowi poważna oprawa tych sytuacji – przesłuchanie anarchistki nagrane przez kamerę bezpieczeństwa. Nie można zapomnieć, że ciapowaci policjanci doprowadzili do śmierci człowieka. Zadara wyśmiewa nie tylko ich nieporadności, ale także ich służbistość. W scenie przyjazdu dziennikarki (z dziwnie znajomą aparycją…) funkcjonariusze dekorują scenę portretami przełożonych i najwyższych urzędników państwowych. Nie udało im się zawiesić jednego obrazu – konterfektu obecnego prezydenta Polski, więc przez całą scenę jeden z nich podtrzymuje go ręką. Zabieg prosty, ale bawi.

fot. Krzysztof Bieliński/mat. teatru

Wariatka przyjęła wobec policjantów postawę cierpliwej nauczycielki – wygłaszała monologi na temat praw kobiet i karciła za używanie niepoprawnych słów. Oczywisty dydaktyzm był momentami męczący. Widz mógł poczuć się tak, jakby Wariatka pouczała także jego. Wyuczone formułki miały w sobie mało rewolucji, a dużo moralizatorstwa. Dużo lepiej bawiłam się podczas drugiej części przedstawienia, gdy Wariatka udawała, że gra w tej samej drużynie co funkcjonariusze. Dydaktyzm nieco osłabł, a absurd osiągnął szczyt. Ukłony ułożono jako fantastyczną scenkę komediową.

Poza zabawnym odniesieniem do nie tak dawnej rzeczywistości, „Przypadkowa śmierć anarchisty” Zadary nie niesie ideowego przekazu. Reżyser znany ze śmiałych teatralnych komentarzy do aktualnych wydarzeń tym razem postawił na czystą komedię. Jego policjanci są jednowymiarowi, to prości i nieporadni służbiści. Oglądając ich niewinne gagi trudno pamiętać o tym, dlaczego Wariatka w stroju adwokatki postanowiła ich „przesłuchać”. A nie chodziło przecież o sprawę błahą – mężczyźni przyczynili się do śmierci kobiety. Ponadto była to wojowniczka o prawa kobiet, a więc ich czyn był umotywowany jej buntowniczą działalnością. Funkcjonariusze nie są tak niewinni i pocieszni, jak chcielibyśmy ich widzieć.

Myślę, że Zadara pragnął „Przypadkową śmiercią anarchisty” wywołać w widzach oczyszczenie przez śmiech. W dniu premiery spektaklu sytuacja polityczna w kraju zasadniczo się zmienia. Oczekujemy na nowy rząd. Zadara zdaje się optymistą. Swoim przedstawieniem mówi: już możemy się śmiać. W zakończeniu pojawiła się gorycz, znowu na scenę weszła adwokatka, a więc będą następne ofiary. Jednak gagi podczas ukłonów zdecydowanie osłabiły tę krytykę.
Dałam się porwać pozytywnej energii aktorów. Śmianie się z policji po wszystkich aferach, które wydarzyły się na ulicznych protestach ma w sobie coś uwalniającego, ale przedstawienie zbyt lekko potraktowało temat. Pesymistycznie powiem, że chyba jeszcze za wcześniej na taki śmiech.

Hanna Gęba – studentka Artes Liberales i Sztuki Pisania na Uniwersytecie Warszawskim. Członkini Polskiego Towarzystwa Szekspirowskiego. Miłośniczka teatru (w szczególności musicali oraz adaptacji sztuk Stradfordczyka), literatury i krytyki feministycznej.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Hanna Gęba

Wątki tematyczne