- Zostaje na razie "Czarodziejski flet", mimo że nie uważam, żeby taki rodzaj teatru powinien mieć miejsce na tej scenie. Wróci kilka spektakli z magazynów, które na szczęście nie zostały zniszczone, tak jak to się stało ze słynnym bykiem z "Carmen". Sprawdzę, jak do tego mogło dojść - mówi JANUSZ PIETKIEWICZ, nowy dyrektor naczelny Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie.
Zdążył Pan już ogarnąć Teatr Wielki przed sezonem? Janusz Pietkiewicz [na zdjęciu]: Poprzednia dyrekcja mocno medialnie nagłaśniała plany i przygotowania do następnego sezonu. Przychodząc do teatru, nie przypuszczałem więc, że zastanę tu taką katastrofę. Gdyby tylko mogli tu znaleźć się Kafka czy Gombrowicz i opisać te rozgrywki, dziwne interesy, brak jasnych kompetencji, aparat autopromocji jednego artysty. To prawdziwa groteska. Co z zaplanowanymi premierami? O jakikolwiek tytuł bym nie zapytał, okazuje się, że jest albo nierealny do wykonania w terminie, albo niepotwierdzony i bez podpisanych umów. Jak można mówić o wystawieniu nowej opery Szymańskiego w listopadzie, kiedy w sierpniu nie oddano nawet partytury do rozpisania nut? Każda decyzja artystyczna, zwłaszcza w tak dużej instytucji, ma swój wymiar finansowy, powoduje angażowanie wielu ludzi, zaciąganie zobowiązań, zakup materiałów. Niefrasobliwość i brak odpowiedzialności wobec włas