- Co możemy zrobić dla Ukrainy poza kopiowaniem na Facebooku listu pisarza Jurija Andruchowycza i przyczepieniem niebiesko-żółtej wstążki do auta? Na przykład możemy przeczytać w warszawskich teatrach wiersze Tarasa Szewczenki - proponuje w swoim felietonie w Gazecie Wyborczej - Stołecznej, Roman Pawłowski.
O starciach milicji z demonstrantami w Kijowie dowiaduję się w pociągu do Berlina. Na dworcu głównym czeka na mnie Andrij Żołdak, ukraiński reżyser teatralny. Mamy rozmawiać o jego planach artystycznych, o zaproszeniu jego przedstawienia do Polski. Ale gadamy o tym, co dzieje się w Kijowie. Na jego komórce oglądam zdjęcia z nocy, które zrobił znajomy: barykady, milicjanci, składający się do strzału, płonące opony. "Wojna" - mówi krótko Andrij, kiedy jedziemy do jego mieszkania w zachodniej części miasta. Z Ukrainy wyjechał osiem lat temu. W państwowych teatrach nie było miejsca na jego spektakle, łamiące konwencje i poruszające drażliwe tematy. Mieszka w Berlinie, pracuje w teatrach w Skandynawii, Niemczech i Rosji. Ale nie zrywa więzi z krajem. Także symbolicznej - wciąż jeździ autem na ukraińskich numerach. - Kilka lat temu wystawiłem z ukraińskimi aktorami "Woyzecka" Büchnera, to był spektakl o brutalnej przemocy władzy. Dzisiaj mój