EN

18.07.2022, 12:32 Wersja do druku

Polska zmieniła się w rodzaj arki dla Ukraińców

 - Jestem dokumentalistką i żeby napisać coś o froncie, musiałabym tam pojechać. A akurat trafiłam do Polski i zobaczyłam, że zamieniła się ona w taki rodzaj arki dla Ukraińców - z Saszą Denysową, scenarzystką przedstawienia „Sześć żeber gniewu” w Komunie Warszawa, rozmawia Jakub Biernat na stronie belsat.eu.

fot. Sasza Denysowa / arch. artystki

Ukraińscy artyści zareagowali na wojnę niemal od razu. W teatrze Komuna Warszawa wystawiono sztukę „Sześć żeber gniewu” opowiadającą o doświadczeniach kobiet, które uciekły przed wojną do Polski. Akcja przestawienia rozgrywa się w jednym z centrów wystawowych pod Warszawą, w których zgromadzono tysiące uciekinierek. Reżyserka Sasza Denysowa w rozmowie z Biełsatem opowiedziała, jak wraz z aktorkami grającymi w przedstawieniu zebrała i przepisała na język sztuki doświadczenia rzeszy ukraińskich uchodźczyń wojennych.

– Aktorki grające w pani sztuce również były uchodźczyniami i brały udział w zbieraniu materiałów do sztuki. Pełniły zatem potrójną rolę: świadków, dokumentalistek i odtwórczyń?

– Pięć aktorek, które grały w mojej sztuce, pochodzi z różnych miast, w tym takich, które były atakowane przez Rosjan: jak Kijów, Charków czy Krzywy Róg. Zaczęłyśmy od laboratorium. Zajmowałam się dokumentalnym teatrem ponad 10 lat i nauczyłam je techniki brania wywiadów – tzw. „verbatimów”. Na początku aktorki cierpiały na syndrom posttraumatyczny, bo same uciekały od bombardowań, z rodzicami, z dziećmi. Jedna z nich – Tania Proskuryna – zostawiła tam całą rodzinę: męża, synów i rodziców. I dlatego one jak najbardziej pasują do bohaterek, które grają, bo przeszły przez to samo. Niektóre bały się np. dronu latającego nad sceną w czasie prób, bo wydawał dźwięk podobny do bombardowania. Przez pierwszy miesiąc chodziłyśmy do centrum pomocy uchodźcom Expo-Ptak Warszawa, gdzie przebywało po 1500 uchodźców w każdym bloku, a były ich cztery.

Nasze dziewczyny bały się na początku, że słuchanie tych historii rozerwie im serce, albo zaszkodzi samym uchodźcom. Ale potem okazało się, że ludzie przytulali je po wywiadach. Historii było bardzo dużo — około 50. Pojechałyśmy też do mniejszych centrów, gdzie ludzie spali np. w sali gimnastycznej. Jeździłyśmy też w inne regiony Polski, np. na Mazury, gdzie dwie kobiety z dziećmi mieszkały w szkole. Więc były to różne grupy ludzi – od 1,5 tys. do dwóch osób.

– Ale czy żyłyście w tym centrum, czy tylko przychodziłyście na wywiady?

Nie mieszkałyśmy tam, ale żyłyśmy razem. Jako uchodźczynie nie miałyśmy mieszkania i Czeskie Centrum przekazało nam lokal, gdzie żyłyśmy w grupie. I to pomogło nam przeżyć te pierwsze miesiące wojny. Byłyśmy razem, robiłyśmy swoją pracę. Było strasznie, bo np. na miejscu została moja część rodziny i przede wszystkim mama, która zabroniła mi wracać, „bo będzie miała zawał”. Gdy dowiadywałyśmy się o bombardowaniu poszczególnych miast, biegałyśmy po mieszkaniu i dopytywałyśmy się nawzajem, czy wszyscy nasi na miejscu są cali. Spektakl pozwolił nam się od tego oderwać. Tania Ław, która w spektaklu gra główną rolę ukraińskiej pisarki, była taką główną moralną „sprężyną”. Sama zajmuje się zbiórkami dla sił zbrojnych, nieustannie jeździ na Ukrainę. Teraz jest tam, chodzi w mundurze i boję się, żeby nie poszła na front. I ona nam mówiła: „Codziennie 10 słów, 10 hrywien dla armii”. To były jej słowa, które wstawiłam do scenariusza.

Potem na miesiąc zamknęłam się i pisałam sztukę – i działo się to w Domu Pracy Twórczej ZAIKS, który przekazał go na potrzeby uchodźców. I tam też spotkałam ludzi z Mariupola i również ich wypowiedzi trafiły do sztuki. W sztuce aktorki grają role zbiorowych bohaterek. Np. jeżeli chodzi o historie z Mariupola, jedna z kobiet opowiedziała mi np. historię o wannie pełnej śniegu, z której jej rodzina brała wodę do picia. I ten obraz pojawił się w spektaklu. Np. mój przyjaciel aktor poszedł do wojska, był ranny i trafił do szpitala – gdy zadzwoniłam, powiedział, że „oddzwoni po kroplówce” i to też weszło do spektaklu.

– Dlaczego sportretowała pani wojnę w taki właśnie sposób, a nie np. pokazując, co dzieje się na froncie, co mogło być bardziej wyraziste?

– Jestem dokumentalistką i żeby napisać coś o froncie, musiałbym tam pojechać. A akurat trafiłam do Polski i zobaczyłam, że zamieniła się ona w taki rodzaj arki dla Ukraińców. Mieszkałam obok dworca i widziałam przyjeżdżające tłumy. Sama organizowałam przywóz np. dawnych koleżanek z klasy itp. I gdy odwiedziłam centrum Expo – zobaczyłam ludzi, którzy stracili bliskich i żyli tam miesiąc z tą tragedią. I pomyślałam sobie, że kobiety-uchodźczynie nie mogą wpłynąć na sytuację, mogą tylko pomagać swoją wiarą w zwycięstwo, swoimi jakimiś magicznymi zaklęciami – wyobrażając sobie wiedźmy, mitycznych kozaków, jakoś do tego zwycięstwa przybliżać. I pomyślałam, że te słowa mogę przekuć w sztukę teatralną i gdy rozmawiałam z kolegami z teatrów z Francji czy Finlandii, mówili mi, że taka forma będzie zrozumiała również tam.

– Obecnie, w wielu sprawach, los wojny na Ukrainie zależy od Zachodu. Czy ludzie Zachodu, którzy nigdy nie znajdowali się w sferze wpływu Rosji czy ZSRR, zrozumieją, o co ona walczy?

– Moim zadaniem jako artysty jest im to uświadomić. Zresztą w sztuce pada pytanie: „jak długo Zachód będzie miał dla nas cierpliwość” i będzie nam pomagał. To niepokoi Ukraińców, nawet moja ponad 80-letnia mama dzwoni i zwierza mi się, że dostajemy za mało broni.

Ponadto przedstawienie, choć mówi o bardzo trudnym temacie, nie jest pozbawione humoru, jesteśmy narodem ironicznym i umiemy powiadać o naszych biedach również w zabawny sposób.

– Polak może tego nie zauważyć, ale w przedstawienie grane jest naraz w trzech językach: ukraińskim, rosyjskim i w specyficznej mieszaninie jednego i drugiego – czyli tzw. surżyku. Jak Ukraińcy są w stanie dogadać się między sobą?

– Na Ukrainie jest w ogóle „50 odcieni” języka ukraińskiego, ale faktycznie wszyscy się rozumieją. Regiony Ukrainy są różne i nawet w samym Kijowie starsi mogą mówić po rosyjsku z ukraińskimi wtrąceniami, a już 20-latkowie czysto po ukraińsku. Zawsze można poznać, kto jest z zachodu, a kto ze wschodu. To też bogactwo. Nie było to nigdy problemem politycznym, jak to rozgrywali Rosjanie. Teraz ta kwestia stała się ważna. Rozumiem swoje aktorki i sama w przestrzeni publicznej mówię po ukraińsku. Rosyjski to jednak język okupanta i na zewnątrz powinniśmy to demonstrować. W swoim gronie jednak bywa różnie, niektórzy pryncypialnie przeszli na ukraiński, inni nie.

– A czy w obecnej sytuacji da się w sztuce opisać Ukrainę bez języka rosyjskiego?

– Myślę, że można to zrobić, ale to kwestia poszczególnych artystów. Jednak, jeżeli będą robić coś na temat wschodu Ukrainy, to nie będzie można iść wbrew prawdzie, takiej że mówi się tam po rosyjsku. W mojej sztuce są role odgrywane po rosyjsku i surżykiem, jednak sztukę spina język ukraiński.

– W sztuce co pewien czas przewijają się motywy magiczne, baśniowe. Bohaterki żyją wizjami. Zresztą jedna z nich mówi, że Ukraińcy są narodem, który wierzy w wiele rzeczy. Ta wiara odrywa was od racjonalności?

Jesteśmy narodem europejskim, ale mamy skłonność do pewnej mitologizacji. To nasza realność i jest determinowane historycznie. Podobnie jak w krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie wiara katolicka pomieszała się z miejscowymi wierzeniami. Na Ukrainie było pięć kościołów, a do tego prawo magdeburskie i indywidualne posiadanie ziemi. Inaczej niż w Rosji. Zachowały się też stare pogańskie wierzenia. I całe to bogactwo zostało schowane w taką jakby szkatułkę. Gdy uczyłam się w sowieckiej szkole, świętowaliśmy np. noc Kupały, szukaliśmy kwiatu paproci, rzucaliśmy wianki, skakaliśmy przez ognisko. Ci mityczni Kozacy też są dla nas realnym elementem. Gdy zaczęła się wojna, pewna kobieta w telewizji w programie na żywo wzywała Kozaków na pomoc. Tak jak jest to w mojej sztuce.

– Wojnie i ucieczce setek tysięcy ludzi z Ukrainy towarzyszył ożywiony i trochę niespodziewany kontakt z Polakami, jak może to zmienić nasze narody?

– Przed wojną miałam robić tu spektakl o tym, jak Ukraińcy przyjeżdżają tutaj do pracy. Teraz sytuacja się zmieniła: Polska jako starszy „eurobrat” otworzyła swoje ramiona dla Ukraińców. Ukraińcy widzą Polskę jako przykład tego, co można by u nich zrobić po zwycięstwie. Widzą europejskie standardy, i do tego, w odróżnieniu od Niemiec czy Francji, jest tu bliższe im słowiańskie społeczeństwo, wspólna historia i korzenie. I jest ona dla nich mniej traumatyczna, bo również język jest podobny. Jak mówi jedna z moich bohaterek „W Polszcze choć szo-to poniatno”(w Polsce, choć cokolwiek się rozumie). Polska jest modelem przyszłej Ukrainy.

– Długo pracowała pani w Rosji… Co pani poczuła, gdy zaatakowała ona pani ojczyznę?

– Spędziłam ponad 10 lat w Moskwie – czego nie mogę się wyprzeć. To tam zostałam dramaturgiem i pisarką. Moimi przyjaciele należeli do liberalnej inteligencji. Moje wszystkie sztuki miały polityczny i krytyczny wobec rosyjskiej rzeczywistości i władzy charakter. Zresztą ostatniej z moich sztuk zabroniono już po wybuchu wojny, dotyczyła sprzedajności rosyjskiej inteligencji. Wojna zastała mnie w Moskwie i gdy zaczęła szukać mnie policja, ktoś zadzwonił i poradził, żebym jak najszybciej wyjeżdżała. Zrozumiałam w sekundę, że moje życie się całkowicie zmieniło i że muszę je za sobą zostawić. Niemożliwe było mieszkanie w kraju, który bombarduje twoją ojczyznę, rodzinę i przyjaciół. Zrozumiałam, że nigdy tam nie wrócę, nawet gdy Rosja zmieni się w superdemokratyczny kraj. Mój los był udziałem wielu Ukraińców, którzy robili karierę w Rosji. To był wielki rynek, miejsce dla uprawiania sztuki. Rosja przyciągała i kolonizowała Ukraińców, poczynając od naszego poety Tarasa Szewczenko, który przeżył tam 27 lat.

– Czy oczekiwała pani wojny?

Gdybym wiedziała, że wybuchnie taka wojna, nie mogłabym tam żyć. Teraz dopiero zaczynam rozumieć, że Putin przygotowywał się do wojny od wielu lat. To był dla mnie czarny sen. Że moja mama urodzona w schronie w czasie II wojny światowej dożyje kolejnej.

Rozmawiał Jakub Biernat/ belsat.eu

Sześć żeber gniewu / Шість ребер гніву

Aktorki spektaklu – Maria Seweryłowa, Tania Law, Chrystyna Luba, Liza Pawlenko i Tania Proskuryna

Tekst: Sasza Denysowa

Reżyseria: Beniamin Koc

Teatr: Komuna Warszawa

Tytuł oryginalny

„Polska zmieniła się w rodzaj arki dla Ukraińców”. Rozmowa z Saszą Denysową, scenarzystką przedstawienia „Sześć żeber gniewu”

Źródło:

www.belsat.eu
Link do źródła

Autor:

Jakub Biernat

Wątki tematyczne