“Zła dziewczynka” Lottara Kittsteina w reż. Darii Kopiec w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Magda Kuydowicz w Teatrze dla Wszystkich.
Trauma to temat świetny dla sztuki – można pokazać skrajne emocje bohaterów, sięgnąć do źródeł ich psychicznego impasu, które zazwyczaj tkwią w dzieciństwie. I zarazem trudny orzech do zgryzienia dla teatru. Trzeba patrzeć na bohatera w zbliżeniu. Pokazać najdrobniejsze drgnięcia powiek, napięcia w ciele, drżenie rąk, po to, by znaleźć przyczyny jego skrajnego, psychicznego wyczerpania. Dlatego tego typu tematy często są wykorzystywane przez filmowców. Kamera pracuje wówczas na samych zbliżeniach, by widz czuł, że jest blisko bohatera. Teatr zaś to dystans jaki dzieli aktora od widza. Kontakt nawiązuje się dzięki intensywnej, wyrazistej grze, rwanemu rytmowi dialogów, a także ciszy, która budzi niepokój. Jak trudne to zadanie, przekonali się artyści Teatru Jaracza na Sali Kameralnej w Łodzi.
Anegdota dramatu Kittsteina wydaje się prosta. Do domu po latach wraca Kobieta – piękna i plastyczna w ruchach, choć trochę skrępowana swoją fizycznością Matylda Paszczenko. Porzuca pracę w korporacji, by przez rok zająć się swoim prywatnym życiem. W rodzinnym domu Kobiety żyje stary, schorowany Ojciec (wiarygodny w swej narastającej nieporadności Andrzej Wichrowski), który powoli dziwaczeje. Niespodziewanie pojawia się tam również Zła Dziewczynka (znakomita, błyszcząca na scenie jak diament, Paulina Walendziak). Każdy z trojga bohaterów staje się jednak w pewnym momencie postacią umowną. Akcja dramatu staje się snem. Projekcją Kobiety, która stając w progu rodzinnego domu odtwarza dawne traumy i próbuje wyobrazić sobie, co tam teraz się dzieje. Czy ojciec ją molestował, czy tylko o tym myślał, marzył, pragnąc bliskości zakazanej? Kim jest Zła Dziewczynka? Alter ego Kobiety – jej dziecięcym odpowiednikiem, domagającym się uwagi, akceptacji, przytulenia? Co naprawdę wydarzyło się przed laty w pokoju na górze z widokiem na las? Te pytania pozostaną bez odpowiedzi, bo nikt z bohaterów nie zdecyduje się na otwartą, szczerą rozmowę.
Ciekawy zabieg reżyserki, próba zamiany ról Kobiety ze Złą Dziewczynką w połowie spektaklu, to najmocniejszy fragment przedstawienia. Paulina Walendziak – Zła Dziewczynka nagle na naszych oczach gwałtownie dojrzewa, świadomie przejmuje kontrolę nad życiem Kobiety. Zło w relacji między nimi miesza się z tkliwością, prawda z kłamstwem, a strach ze złością (według teorii psychologicznej złość bywa projekcją strachu). Wszyscy protagoniści cierpią, są samotni i chcą być kochani. Brzmi znajomo? Tak, każdy z nas mógłby być bohaterem tej sztuki. Nie ma się czego bać – zdaje się mówić do nas autor ze sceny. Przytulcie całe zło, które nosicie w sobie. Pogódźcie się ze swoim wewnętrznym dzieckiem. No tak, tylko gdyby to było takie proste… Proces terapeutyczny wychodzenia z traum dzieciństwa bywa długi i nieprzewidywalny w skutkach. Nie zawsze kończy się sukcesem. Dlatego dramaturg zostawia zakończenie otwarte. Czy Bohaterka wyjdzie z Ciemnego Lasu symbolizującego zło i wróci do równowagi, czyli do życia w korporacji w wielkim mieście? Pod jakimi warunkami tak się stanie? Tego się nie dowiemy.
Bardzo dobrym pomysłem reżyserki była decyzja o wykorzystaniu muzyki Dominiki Korzeniewskiej granej na żywo na perkusji i bębnach. Rytm nabijany muzyką pozwala aktorom utrzymać dobre tempo dialogów. Scenografia przypominająca labirynt i kostiumy Anny Tomczyńskiej są starannie przemyślane. Pozwalają aktorom łatwiej odnaleźć się w mnogości znaczeń trudnego i gęstego tekstu Kittsteina. Labirynt staje się po kolei lasem, rzeką, domem Ojca. Kostiumy z kolei ułatwiają pokazanie przemiany Złej Dziewczynki w Kobietę i odwrotnie. Gmatwanina symboli, znaczeń, porównań świata realnego ze snem, staje się dzięki scenografii, kostiumom i muzyce, a przede wszystkim zrytmizowanej grze aktorów, szalenie wiarygodna, spójna choć pozostaje nadal trudna w odbiorze. W tym sensie odebrałam ten spektakl jako dzieło spójne, tajemnicze i zmuszające do myślenia.
Kolejna premiera w Teatrze Jaracza jest więc ciekawym doświadczeniem, w konwencji przypominającym psychologiczny thriller. Ale to bez wątpienia przedstawienie dla wybranych. W świecie zanikających wartości i gotowych odpowiedzi, warto podjąć wysiłek i zobaczyć to ten dramat, by zmusić się do chwili głębszej refleksji nad światem dzieciństwa. Uważam, że reżyser ma prawo wymagać od widzów teatralnych więcej, zwłaszcza gdy mamy do czynienia ze skomplikowaną historią rodzinną bez morału, finału i gotowych odpowiedzi. Otwarte zakończenie sztuki pozostawia nas w pewnym niedosycie, czujemy niepokój i zaskoczenie. Nie przestajemy myśleć o tym, co zobaczyliśmy przed chwilą. O takie emocje także w teatrze chodzi. Kittstein zaprasza nas do rozmowy o sensie życia. Bo tak właśnie autor dramatu „Zła dziewczynka” rozumie rolę sztuki.